Mój samochód opanowały chyba wszelkie możliwe dysfunkcje tego świata. W dodatku żaden mechanik w tym mieście nie jest w stanie mi pomóc. Czegóż to ja już nie wymieniłam w tym wozie? Wymieniłam już nawet takie rzeczy, co do których nie zdawałam sobie sprawy, że są przeznaczone do motoryzacji.
Panowie fachowcy załamują ręce i doradzają sprzedaż auta. Przeraża mnie ta myśl, że w końcu trzeba będzie to zrobić i rozglądnąć się za nowszym modelem. Tym bardziej mnie to napawa obawą, że ja w auto wrastam. Chodzi o umiejętność prowadzenia pojazdu. Jak już się do jednego przyzwyczaję, to ze wszystkim przestawić mi się na nowe bardzo trudno. I zawsze zanim obeznam się z nowym egzemplarzem, zdążę zaliczyć kilka krawężników, wystających słupków i tym podobnych elementów małej architektury. Po wszystkich tych incydentach nawet najbardziej wypielęgnowana blacharka raz-dwa nabiera rustykalnego szlifu.
Od czego jednak ma się przyjaciół, gdy własne zasoby zawodzą? Między innymi od pożyczania samochodu…
Autem, na które wszyscy zgodnie wołamy „Red”, a które tu zaraz szerzej przedstawię, przebyłam już w życiu około tysiąca kilometrów. Można więc rzec, że trochę się już znamy i traktujemy się nawzajem po koleżeńsku. Ja mam zaufanie do niego, że nie będzie mnie straszył żadnymi żarzącymi się kontrolkami o trudnym do zinterpretowania przesłaniu. On ma nadzieję, że ja poprawnie rozróżniam kierunki i nie pomylę pedału gazu z pedałem hamulca. Nie ma więc stresu.
Jeśli jednak o wrastaniu w auto mowa była przed chwilą, to moje wrastanie jest niczym w porównaniu z wrastaniem właścicielki, Madlen. Madlen najintensywniej wrastała w fotele. A gdy te się zniszczyły, jej zręczne ręce uszyły nowe pokrowce. Fotele podobają mi się tak bardzo, że rozpatruję ewentualność zniszczenia swoich i powierzenie ich w jej ręce. Wykrój na koty oraz materiał w kratę pochodzą z mojej własnej szafy, cała reszta to już jej dzieło.
Obecność poduszek w aucie Madlen jest zrozumiała i da się łatwo wytłumaczyć. A kluczyk domowej roboty z breloczkiem ma jednoznacznie wskazywać na płeć właścicielki.
Ale dopełnieniem najbardziej dopełniającym ze wszystkich jest wlot paliwa (mam nadzieję, że tak się to nazywa w fachowej nomenklaturze). Wielokrotnie próbowałam dociec, co to się mogło z ową pokrywką przykrego wydarzyć. Zawsze zapominam zapytać. Na moje oko brak pokrywy sugeruje, że Madlen tankowała auto i pośpiesznie, nie wyjmując pistoletu do nalewania benzyny, w niewyjaśnionych jak dotąd okolicznościach chciała opuścić stację. Obiecuję, że gdy następny raz ją odwiedzę, rozglądnę się, czy nie dysponuje ona jakimś nadprogramowym dystrybutorem paliwa na pokojach. Zdam w tej sprawie szczegółowy raport.
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi zapraszamy do sklepu Beaty Norbert: www.zapachydoszafy.na.allegro.pl