Świdnicka Prokuratura Rejonowa wszczęła dochodzenie w sprawie naruszania praw pracowniczych w świdnickim markecie budowlanym sieci Leroy Merlin. Doniesienie złożyła jedna z byłych pracownic, a sprawa dotyczy kilku przypadków z ostatnich 6 lat. Dyrektor placówki kategorycznie odpiera zarzuty.
Pani Anna* w świdnickim sklepie pracowała 6 lat. – Nigdy nie otrzymałam upomnienia ani nagany. Nie słyszałam też nawet jednego słowa od przełożonych o tym, by klienci się na mnie skarżyli – opowiada. – Nagle zostałam przeniesiona na inne stanowisko, ale tłumaczono mi, że to tylko kwestia organizacyjna. Po kilku dniach zostałam wezwana do biura. Na stole leżały dwa rodzaje wypowiedzenia – dyscyplinarne i za porozumieniem stron. Usłyszałam, że mam się natychmiast decydować, które wolę. Zapytałam, skąd ta dyscyplinarka, to usłyszałam, że były na mnie skargi. Wszystko działo się błyskawicznie, nie mam pojęcia, skąd nagle te skargi. Nie mogłam się ani zastanowić, ani z nikim skonsultować. Byłam przerażona, bo przecież dyscyplinarka jest jak wyrok, nigdzie pracy nie znajdę! Pod ogromną presją zgodziłam się na porozumienie stron z miesięcznym wypowiedzeniem.
Jak ustaliła pani Anna, nie tylko ona została postawiona w takiej sytuacji. Dotarła do 8 byłych pracowników, których dyrektor miał postawić w identycznej sytuacji. Pan Piotr* pracował w sklepie Leroy Merlin 3,5 roku, został zwolniony prawie 3 lata temu. – Dyrektor przedstawił mi dwa zwolnienia, dyscyplinarne i za porozumieniem stron. Nie było czasu na zastanowienie. Jako powód dyscyplinarki przedstawił naruszenie zasad BHP, które zostało nagrane na kamerę. Fakt, popełniłem błąd, ale nie miałem wyjścia. Wielokrotnie prosiłem o zmiany sposobu ładowania dużych produktów za pomocą wózka widłowego w tzw. wyjściu towarowym. To miejsce jest zbyt ciasne, nieoddzielone od klientów, często nie ma tam szans na manewry wózkiem. Zamiast podnieść towar, popchałem go po ziemi. To było całe przewinienie. Myślę, że byłem po prostu niewygodny, bo zwracałem uwagę na nieprawidłowości – opowiada zwolniony z pracy.
Podobne historie opowiadają trzy kolejne, długoletnie pracownice. – Czekały dwa wypowiedzenia, w tym dyscyplinarka. Ja nawet poprosiłam, żeby pokazano mi skargi klientów, które rzekomo na mnie wpłynęły. Dyrektor machnął mi plikiem kartek przed nosem i nie pozwolił popatrzeć – mówi Barbara*. – Strach był silniejszy i zgodziłam się na porozumienie stron.
Część pracowników przyznaje, że zdarzały im się błędy w pracy, ale zawsze dążyli do ich naprawienia. Ponadto dochodziło do nich na rok, a nawet dłużej przed zwolnieniem. Pani Anna w doniesieniu do prokuratury podaje również przykład mężczyzny, zwolnionego za to, że podobno śmierdział i klienci się poskarżyli. – W obliczu dyscyplinarki każdy się łamał – dodaje pani Anna.
– Dyscyplinarne zwolnienie z pracy musi być bardzo rzetelnie poparte dowodami – mówi Agata Kostyk-Lewandowska, rzecznik prasowy Państwowej Inspekcji Pracy we Wrocławiu. – Jeśli rzeczywiście dochodziło do opisywanych przez pracowników sytuacji, a nie zostali poinformowani o udokumentowanych przewinieniach, nie powinni się zgadzać, ale poprosić o czas do namysłu. W takich sytuacjach pomocne są związki zawodowe lub kontakt z prawnikiem.
W Leroy Merlin w Świdnicy nie działają związki zawodowe. – Nie mieliśmy kogo prosić o pomoc – mówi Anna. Prokuratura Rejonowa po wstępnym przesłuchaniu byłych pracowników sklepu zadecydowała o wszczęciu postępowania. – W tej chwili toczy się w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie – wyjaśnia prokurator rejonowy Marek Rusin. – Sprawdzamy, czy doszło do naruszenia Kodeksu Pracy.
Jacek Burdziełowski, dyrektor Sklepu Świdnica sieci Leroy Merlin, jest zaskoczony informacją o postępowaniu, które prowadzi Prokuratura Rejonowa. – Nie mam wiedzy, że jest prowadzone takowe postępowanie przeciwko mnie – wyjaśnia i zaprzecza, by praktyka szantażowania pracowników zwolnieniem dyscyplinarnym miała miejsce. – To oczywiście nieprawda. Osoby, z którymi rozwiązaliśmy umowę za wypowiedzeniem z naszej inicjatywy, miały przedstawione na piśmie uzasadnienia takiego trybu rozwiązania umowy. Część tych spraw trafiła do Sądu Pracy. Wszystkie postępowania zakończyły się pozytywnym dla pracodawcy wynikiem.
Dyrektor zapewnia, że zna tylko jeden przypadek związany z przedstawieniem dwóch rodzajów rozwiązania umowy o pracę. – Trudno tu jednak mówić o szantażu – przekonuje. – Tej pani zostało przedstawione wypowiedzenie dyscyplinarne. Działając jednak na korzyść pracownika, zaproponowałem wypowiedzenie za porozumieniem stron, na które się zgodziła. Skoro sprawę bada prokuratura, a dodatkowo jest również pozew w sądzie, poczekajmy na rozstrzygnięcia wymiaru sprawiedliwości.
Dopytywany, dlaczego chciał pracownicy wręczyć zwolnienie dyscyplinarne, dyrektor Burdziełowski nie zgadza się na ujawnienie szczegółów. – Wiedząc jednak, że jest to długoletnia pracownica, poszedłem jej na rękę i zaproponowałem inny rodzaj rozwiązania umowy o pracę z miesięcznym wypowiedzeniem bez konieczności świadczenia pracy, by mogła znaleźć inne zajęcie. I na to się zgodziła – dodaje dyrektor. – Ja oczywiście jestem przygotowany na różne rodzaje wypowiedzeń. W tym przypadku oba zostały przedstawione tego samego dnia. Powtarzam, że działałem na korzyść pracownicy.
Dyrektor to zapewnienie powtarza kilka razy, jako motywację zmiany decyzji. – Pracuję w tym sklepie 7 lat i jeszcze nigdy nikogo nie zwolniłem dyscyplinarnie nie mając powodów – zapewnia. – W naszej placówce rotacja pracowników w ubiegłym roku wyniosła 11% i to ósmy wynik w całej sieci. Przyczyny zwolnień są różne, rezygnują sami pracownicy, czasem my rozwiązujemy umowę ze względu np. na niespełnianie obowiązujących u nas standardów.
– Zarzuty nie są potwierdzone żadnymi dowodami – podkreśla Jacek Burdziełowski. – Oczywiście stawię się jako świadek w sądzie, jestem także do dyspozycji prokuratury. Działa u nas komisja etyki, do której może się zgłosić każdy pracownik. Na polecenie tej komisji w świdnickim sklepie została przeprowadzona kontrola, która nie wykazała żadnych uchybień w tej sprawie. Działamy zgodnie z Kodeksem Pracy, ale oczywiście każdy pracownik ma prawo nie zgadzać się z naszą opinią i dochodzić swoich racji przed sądem.
Agnieszka Szymkiewicz
*imiona pracowników zostały zmienione