Strona główna Magazyn Książka Polecamy: Michał Książek „Jakuck”

Polecamy: Michał Książek „Jakuck”

0

Edward Piekarski, zesłany na Syberię w 1888 roku, napisał słownik języka jakuckiego. Wacław Sieroszewski na Syberię trafił dziesięć lat wcześniej, a owocem wieloletniego zesłania jest wybitne dzieło etnograficzne Dwanaście lat w kraju Jakutów. Michał Książek pojechał do Jakucji z własnej woli. Podążając śladem swych wielkich poprzedników, przemierzył tę rozległą, białą krainę, zafascynowany zwyczajami i językiem jej mieszkańców.

Jakucję, kraj o powierzchni dziewięć razy większej od Polski, zamieszkuje niespełna milion osób. Zima trwa przez większą część roku, więc określeń dla różnych rodzajów śniegu i mrozu jest bez liku, a chłód bywa tak dotkliwy, że w języku Jakutów sympatycznego Dziadka Mroza zastąpił Byk Zimy.

Odmieniając jakuckie słowa przez polskie przypadki, Książek pisze swoistą gramatykę tych odległych, a przecież bliskich nam, śnieżnych przestrzeni.

Przeczytaj fragment

Pierwszy dzień miesiąca domu

Jest dziesięć razy większa od Polski, a w swoich granicach pomieściłaby aż pięć Francji, sto państw wielkości Belgii, siedemdziesiąt cztery Holandie czy blisko pięćdziesiąt Litw. Czyli tak wielka, że Jakuci muszą używać aż trzech rodzajów zaimka „tam”. Chociaż z północy na południe Jakucja ma dwa tysiące kilometrów, a ze wschodu na zachód trzeba dodać jeszcze trzysta, to więcej tu zwierząt niż ludzi. A na wschód prowadzą zaledwie dwie drogi. Nie dość, że donikąd, to jeszcze nie zawsze przejezdne. Ta z Amgi do Jakucka to fragment starego szlaku pocztowego nad Morze Ochockie, druga to M-56, czyli osławiona Kołyma. Wiedzie do Magadanu i prosto w fabułę opowiadań Warłama Szałamowa.

Trakt z Amgi do Jakucka, wyjąwszy wiosenne roztopy i powodzie, jest dostępny cały rok. Miejscami tak wąski, że trudno go znaleźć, miejscami szerszy, że starczy akurat na dwa mijające się UAZ-y. Wraz z siecią tajgowych duktów łączy z Jakuckiem jeden posiołek  i parę wsi rozrzuconych na terytorium wielkim jak Pomorze. Po godzinie drogi z Amgi zahacza o kilka chatynek z tabliczką „Emissy”, po następnej mija domek i napis „Byrama”, po upływie kolejnych dwóch dociera do dużej wioski Maja, gdzie zaczyna się asfalt i skąd już tylko sześćdziesiąt minut do Leny. Gdzieś głębiej w tajdze pozostały jeszcze Altan, Butejdech, Suola, Abagha i Teligi. Mowa o Zarzeczu, które obok ułusu  Nam jest najgęściej zaludnioną częścią Jakucji.

Nikt w jakuckich wioskach nie używa rosyjskiej nazwy „Jakuck”, a nawet jakuckiej „Dżokuuskaj”. Stolicę wszyscy nazywają kuorat – „miasto” – i każdy wie, o które miejsce chodzi. Pomylić się trudno, bo innego takiego miasta w Jakucji nie ma. Jest co prawda Nieriungri, ale Jakuci nie uważają go za swoje, bo mieszkają tam głównie Słowianie. Można wspomnieć o Mirnym, ale tak naprawdę jest osadą kopaczy diamentów zagubioną w tajdze. Jest też kilka rozległych wsi o statusie miast, lecz są to tylko drewniane osiedla, niektóre hen za kołem polarnym. Często nie prowadzi do nich żadna stała droga i z trudem naliczyć w nich można więcej niż kilka czy kilkanaście tysięcy mieszkańców. Na określenie kuorat zasługuje tylko Jakuck. Tak mówią nad Indygirką w Ojmiakonie, nad Morzem Łaptiewów i nad Wilujem. Nic dziwnego zatem, że w jakuckim istnieje czasownik kuorattaa, który znaczy tyle, co „jechać do miasta”. Do Jakucka oczywiście.
W jego kierunku przestrzeń gęstnieje nieubłaganie. Za oknem UAZ-a coraz więcej ścieżek, śladów kół i tropów ludzi. Między nimi czernieją kleksy moczu i oleju. Widać, jak krzepną powoli kolory, w Amdze jeszcze rozmyte przez odległości. Jednocześnie śmieci zostawione przez podróżnych wnoszą w widok niespotykane w tajdze barwy. Razi głównie czerwień, której plamy w jakuckim borze oglądać można rzadko: gdy gołębiarz rozerwie sójkę, wilk konia albo obficie obrodzi brusznica z poziomką. Za kolorami pojawiają się dźwięki. W gospodzie pod wsią Byrama tłumek podróżnych rozprawia o drodze, błocie i o przeprawie starym promem przez cztery tysiące czterysta kilometrów wody. Na szczęście nie wzdłuż, tylko w poprzek.

Z lewego brzegu Leny kuorat ledwo widać, bo to cztery kilometry, z mostu nie widać w ogóle, bo jeszcze go nie zbudowali. Dopiero płynąc promem, można zacząć odróżniać kształty bloków i kominy. Sto lat temu Jakuck od strony rzeki to była ciemna krecha, tylko trochę grubsza niż horyzont. W miarę przybliżania się transfigurowała w domy, saraje , cerkwie. Nad dachami unosił się pył, w którym miasto ginęło jak w chmurze. Wyglądu fatamorgany przydawały mu też dymiące śmietniska rozrzucone pierścieniem wokół zabudowań. W stolicy często panowała dyzenteria, więc w ciepłe dni fetor z przepełnionych wychodków czuć było aż na przystani. Już wtedy mieszkało w Jakucku dziesięć procent wszystkich Jakucjan, dziś żyje tu większość z nich . A miasto przyciąga jak dawniej. Każdy chce znaleźć się w centrum. W środku.

Lermontowa

Nasze miejsce w Jakucku leży wysoko: na ósmym piętrze nowego wieżowca przy ulicy Lermontowa. Okna małego pokoju wychodzą na wschód, widać z nich blokowiska między ulicami Piotrowskiego i Kalandariszwilego, a dalej Lenę, której bieg powtarzają główne ulice miasta: Lenina, Jarosławskiego, Ordżonikidzego i pobliska Lermontowa. Okna kuchni i dużego pokoju wyglądają na zachód i jak na razie można oglądać  z nich plac zabaw w dole, a u góry łańcuch wzgórz i niebo. Wszystko to mocno skadrowane przez dwa dziesięciopiętrowce. Jak na razie, bo naprzeciw powstaje trzeci wieżowiec, którego kolejne piętra zasłaniają już widok tak, że nieboskłon lada tydzień oprze się na ostatniej kondygnacji.
Grubą linę horyzontu widać tutaj cały czas. Za miastem towarzyszy wszędzie; jak ścieżka, którą się idzie, i nic jej nie zasłania. Przekreśla widok na pół na wysokości powiek. Żeby pamiętać, że coś za nią jeszcze jest, i nie zwariować, powiesiłem w kuchni na ścianie wielką mapę Jakucji. Dzięki niej nie ulegam złudzeniu, że otacza nas pustka, gigantyczne nic. Proszę bardzo: na północny wschód stąd są Jana, Kołyma i Ojmiakon, za nimi Morze Ochockie i Kamczatka. Na zachód rzeka Wiluj i miasteczko Mirny z kopalnią diamentów, Dolna Tunguzka z meteorytem, a dalej Jenisej i Nizina Zachodniosyberyjska. Czyli ogromne pustacie, ale przecież nazwane. Otaczają nas nazwy.
A po drugiej stronie Lermontowa ciągnie się szereg dieriewiaszek, czyli drewnianych piętrowych baraków pod eternitem z toaletami na dworze. Za jedną kilka lat temu przewrócił się płotek oddzielający dom od chodnika. Teraz obok już czwarty dzień rozkłada się potrącony pies. Tuż pod oknami mieszkańców parteru.
– Prostitie, mieszkam obok. Może go zakopiemy? – Zdybałem jednego.
– A gdzie ty mieszkasz?
– Tu. Na ósmym.
– I z tej wysokości ci przeszkadza? – odparł szczerze zdziwiony.
Siódmy dzień miesiąca domu
W sklepie na dole już tylko ryży kocur reaguje na moje „Dobryj dień”. Wpatruje się przez szybę w schaby, combry i polędwice, umilając sobie czas polowaniem na myszy. Gryzonie teraz intensywnie szukają miejsca na zimę. Dwie okazałe sklepowe moje „Zdrawstwujtie” przyjmują obojętnie, jakby chciały powiedzieć: „Znamy się?”. A ja wciąż zapominam i powtarzam to infantylne powitanie. Dwie zmęczone życiem Słowianki w średnim wieku, ze śladami zaawansowanej maskulinizacji. Ostatnio jakoś bardziej wyluzowane. Pewnie dlatego że spłonął sąsiedni sklep, który był ich jedyną konkurencją w okolicy. To jasne, że w niejasnych okolicznościach.
Maskulinizacja dopada wiele kobiet w mieście na końcu świata. W mieście, które ze wszystkich leży najbliżej pustki. Zdaje się, że mężnienie zaczyna się od spojrzenia, potem tężeje głos, wagi nabierają chód i gesty. W końcu postura staje się całkiem męska: rozwijają się barki i mięśnie ramion. Całości dopełniają mocne jak u dalniebojszczika  dłonie. Nie oszczędza ani Słowianek, ani Jakutek. Może wynika z tego, że samotne kobiety, zmuszone odgrywać rolę mężczyzn, po latach przejmują ich cechy? W 2007 roku liczba rozwodów w Jakucku zrównała się z liczbą zawartych małżeństw.
To zmężnienie najbardziej wyraża się chyba w spojrzeniu. Zmęczonym, odważnym, ale niechętnym klientowi. Może cudzoziemcowi? Bywa, że przy ladzie czuję się jak piąte koło u wozu. Albo natowskij szpion, wrogi razwiedczik. Nie masz drobnych? To nie zawracaj głowy. Idź se najpierw rozmień, potem kupuj.

Miejsce

Są słowa, które powinien znać każdy, kto chce w Jakucku spędzić zimę. Albo zamieszkać tu na dłużej. Ale nie ma słownika, w którym można je wszystkie znaleźć.
Balaghan – zdaniem autorów leksykonu Iz istorii ruskich słow jakuckie słowo balaghan jest rzeczownikiem tunguskim i oznacza dom albo myśliwski szałas. Miejsce życia. U Czukczów balaghan to nazwa małego namiotu, który rozpina się w jarandze , by mąż i żona mogli pobyć na osobności albo by dzieci zagrzały się w czasie purgi . U Nieńców to kotara oddzielająca w czumie legowisko od ognia. W XVII wieku kozacy i ruscy pionierzy przejęli ten rzeczownik jako synonim nieporządku i nędzy. Od początku XVIII wieku balaghanami nazywano na Rusi objazdowe teatry, które dawały przedstawienia dla jarmarcznej gawiedzi. W jakuckim to słowo do dziś znaczy dom i określa wrzesień. W rosyjskim silnie związane jest z lichą budą, nieporządkiem i brzmi bałagan. W takiej formie przejęliśmy je od Rosjan.
Kuorat (z ros. gorod) – miasto, Jakuck, synonim miejsca i zarazem miejsce najważniejsze. Nie tyle stolica, ile antynomia przestrzeni. Zaprzeczenie pustki, która jesienią jakoś bardziej dojmuje. Może dlatego że modrzewie zrzucają igły, wierzby liście i widok staje się ażurowy? Tylko z miejsca widać, jak nic je otacza i prześwituje przez korony, pędy i krótkopędy niskich drzew.
Kystyk – bezpieczne i ciepłe miejsce, gdzie można przeczekać zimę. Ludzie zimują przy kaloryferach i piecach. Wiewiórki, rosomaki i wilki – w tajdze. Motyle umierają, ale tak jak inne owady mają dziwną ontologię: zimę przeczekują w postaci jaja albo poczwarki. Słońce, podobnie jak ptaki i wriemienszcziki , zimuje gdzieś na południu. Ale największym jakuckim kystykiem jest stolica. Mieszka tu dwieście czterdzieści tysięcy ludzi, a zimuje dużo więcej, bo w najsroższe mrozy przyjeżdżają krewni z drewnianych, niedogrzanych ułusów.
(…)

 

 

Poprzedni artykułAlzheimer nie musi być wstydliwy
Następny artykułNowe miejsca promują Dolny Śląsk [VIDEO]