Były na krótkich sznurkach, bez żadnego zadaszenia, nie wspominając o budzie, bez misek z jedzeniem. Na jednej z działek przy ulicy Stęczyńskiego właściciele zostawili swoje dwa psy. Jeden z nich, podobny do husky, godzinami wył z bólu.
Psy pojawiły się w ogrodzie przed ponad tygodniem. Mniejszy nieustannie szczekał, większy wył i zwracał uwagę potężna naroślą przy pysku. – Jestem na działce codziennie, ale ani razu nie widziałem, żeby ktoś do nich przyszedł, nalał wody czy dał jeść. Kiedy razem z żoną próbowaliśmy im pomóc, reagowały agresywnie. Ale jak zostawić zwierzęta bez pomocy? – mówi jeden z działkowców, zresztą jedyny, który przejął się losem zwierząt. Tylko on zawiadomił Straż Miejską i Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Nikt więcej, na obleganych w ciepłe dni działkach, nie zainteresował się psami. Najczęściej pojawiały się głosy – to nie nasza sprawa, lepiej się nie wtrącać.
W dniu zgłoszenia przyjechał patrol Straży Miejskiej wraz z weterynarzem. – Było jasne, że zwierzęta trzymane są w nieodpowiednich warunkach, mają za krótką uwięź, nie widać misek z wodą i karmą, nie ma budy – wylicza Marek Fiłonowicz z SM. – Strażnicy ustalili właścicielkę, spotkali się z nią i nakazali zając się zwierzętami. Została także ukarana mandatem w wysokości 50 złotych. Patrol następnego dnia sprawdził, czy wywiązała się z obowiązku. Sznurki zostały przedłużone, była woda i sucha karma.
– Niestety, to na krótko podziałało – twierdzi tymczasem działkowiec. – Najgorsze jednak, że ten husky nadal jest chory!
Los psów bardzo poruszył Grażynę Grzesik, prezeskę świdnickiego koła Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. – Natychmiast po telefonie działkowca pojechałam na miejsce i zobaczyłam, że zwierzakom koniecznie trzeba pomóc – mówi pani prezes. – Wezwałam policję, przyjechał także zaprzyjaźniony weterynarz. Na szczęście psy pozwoliły nam do siebie podejść. Mogłam je nakarmić, dać im wodę. Dostawały tylko suchą karmę, a husky przez narośl na głowie takiej jeść nie może.
Straż Miejska pomogła Grażynie Grzesik skontaktować się z właścicielką psów. Okazało się, że to matka kilkorga dzieci, która niedawno urodziła kolejne. – To rodzina, która znalazła się w trudnej sytuacji. Na dodatek pojawił się niemowlak i zwierzęta nie mogły zostać w domu – opowiada przedstawicielka TOZ-u. – Nie mieli pieniędzy na operację husky. Mimo wszystko kobieta nie chciała nigdzie go oddawać, bo psa przygarnął 10 lat temu jej zmarły mąż i jest z nim związana emocjonalnie. Zapewniła, że będzie lepiej opiekować się swoimi zwierzętami, ale potrzebuje pomocy.
Husky już w najbliższy wtorek przejdzie zabieg, który za darmo wykona jeden ze świdnickich weterynarzy. – Szukamy na kilka dni po operacji domu, w którym pies mógłby dojść do siebie – mówi Grażyna Grzesik. – Na pewno dołożymy wszelkich starań, by obu psom już nie działa się krzywda.
Jeżeli możesz przygarnąć husky na kilka dni po operacji albo przekazać zwierzętom mokrą karmę – skontaktuj się z TOZ-em w Świdnicy. Numer tel. 662 096 539. Za pomoc z góry dziękujemy.
asz