Styczeń i luty to bardzo ciekawe miesiące dla polskiego widza. Produkcje tzw. „oscarowe”, które swe premiery w USA mają (najczęściej) około listopada, do nas trafiają właśnie na początku roku, co pozwala nam przeżywać nominacje do najważniejszych nagród w branży na gorąco. I tak w ubiegłym miesiącu odbyły się pierwsze pokazy chociażby „Życia Pi” czy „Django”, a luty jak co roku jest miesiącem wielkich premier – wczoraj „Lincolna”, już za tydzień „Poradnika pozytywnego myślenia” i „Wroga numer jeden”. Jednym z najważniejszych filmów tego okresu byli niewątpliwie „Nędznicy”, którzy zgarnęli znakomitą liczbę nominacji do najbardziej znaczących nagród.
Tom Hooper podjął się adaptacji broadway’owskiego widowiska, które ujęło serca milionów. Ekranizację określa się jako musical, jest to jednak operetka z elementami opery – melorecytacja i śpiew, nierzadko operowy, wyparły niemal w stu procentach ‘zwyczajne’ dialogi. Był to ogromny sprawdzian dla obsady i pole do popisu dla orkiestry, która jest najprawdopodobniej największym z zespołów symfonicznych, jakie kiedykolwiek słyszałam – dźwięk uderza ogromną siłą już z pierwszym taktem.
Obsada została dobrana fantastycznie, nie umiem wyobrazić sobie aktorów, którzy z większym powodzeniem zagraliby bohaterów „Nędzników”. Zagrali i wyśpiewali role doskonale, okazało się, że Russel Crowe stworzony jest do musicali, co musiało zaskoczyć fanów jego kreacji w „Gladiatorze”. Błyszczał jednak każdy: Anne Hatheway, Hugh Jackman, Amanda Seyfield, Eddie Redmayne. Perełkami byli Sacha Baron Cohen, Helena Bonham Carter (stworzona do ról takich, jak Madame Thenardier).
Fantastyczna jest scenografia, która robi wrażenie szczególnie przy scenach zbiorowych. Łącznie z kostiumami (ukłony dla Paco Delgado) tworzą oryginalny, charakterystyczny klimat XIX – wiecznej Francji i świetnie oddają ówczesne nastroje.
Musicale (operetki?) są bardzo specyficzne w swej formie i treści, dlatego podobają się tylko pewnej grupie ludzi. Jednak „Nędznicy” Hoopera to film, który, w moim przekonaniu, po prostu wypada znać, chociażby ze względu na liczbę nominacji i nagród (mam nadzieję, że ich pula zwiększy się po nocy 24 lutego).
Adrianna Woźniak