Obcokrajowcy o Świdnicy odc.9

    0

    Karolina Moroz jest  stypendystką prezydenta Świdnicy w dziedzinie kultury. W Świdnicy mieszka od kilku lat. –  Od momentu przyjazdu próbowałam określić się wobec tego, nowego w moim życiu, miejsca – mówi autorka wywiadów z obcokrajowcami, mieszkającymi w Świdnicy. Dzisiaj odcinek ostatni.

    Rozmowa z Vladasem z Litwy

    -Mam wrażenie, że niełatwo spotkać Litwina w Świdnicy. Czy Tobie się to udało?

    (Śmieje się)

    -Mnie udało się poznać Ciebie po uruchomieniu wszystkich znajomości, bo miałam ogromną ochotę porozmawiać z kimś, kto pochodzi z kraju sąsiedzkiego, ale mało znanego i w pewien sposób tajemniczego.

    (Śmieje się) Tajemniczego? Tak sądzisz? Litwa chyba jest w Polsce kojarzona i znana. Zwłaszcza, że mamy wspólną historię.

    -Zanim przejdziemy do tematu wspólnej historii naszych krajów, chciałabym chociaż trochę poznać Twoją historię. Jak znalazłeś się w Świdnicy?

    To był zupełny przypadek. Moja historia jest jakby z romansu. Młodzi Litwini, podobnie jak Polacy, uciekają z kraju w poszukiwaniu pracy na Wyspach. Ja wyjechałem w 2004 roku i pracowałem 2 lata w Cork. Tam poznałem moją obecną dziewczynę, która, jak wiesz, jest świdniczanką. Wróciliśmy tu na stałe.

    -Dobrze Ci się mieszka w Świdnicy?

    Jeszcze nie jestem w pełni świdniczaninem, ale ludzie są tak otwarci, że nie czuję się tu obco. Początek był trudny i często myliłem strony Rynku. Jestem przyzwyczajony do labiryntu uliczek w Wilnie, bo tam się urodziłem i wychowałem.

    -Czy masz polskie korzenie?

    Nie, moi dziadkowie pochodzą z Šiauliai (Szawle) i z Kaunas (Kowno). Oczywiście znam wielu Polaków mieszkających w Wilnie i Litwinów z polskimi korzeniami. Wilno jest ciekawe przez mieszankę kultur i narodowości.

    -Czy Świdnica jest według Ciebie wielokulturowa?

    Wydaje mi się, że obecnie nie, choć czasem słyszę język angielski i niemiecki, gdy idę przez Rynek. Ale to chyba nie są mieszkańcy, tylko turyści. Słyszałem też, że wielu świdniczan pochodzi z Litwy, przyjechali tu po wojnie.

    -Wróćmy do miejsca, z którego pochodzisz. Czy jest coś, co chciałbyś przenieść do Świdnicy?

    Polacy są bardzo poważni. Potrzeba więcej humoru i luzu. Rok temu, gdy odwiedzałem moich dziadków w Šiauliai, zwiedziłem dziwne i zabawne muzeum –Muzeum Kotów. W tym muzeum znajduje się wielka kolekcja przeróżnych kotów, a właścicielka sama oprowadza i opowiada historie niektórych eksponatów. To poczucie humoru i sam pomysł założenia tego typu muzeum jest według mnie bardzo charakterystyczny dla Litwinów. Robimy wiele rzeczy z przymrużeniem oka.

    A co chciałbym przenieść do Świdnicy? Brakuje mi naprawdę dużej rzeki. W Wilnie często ze znajomymi organizowaliśmy spływy kajakowe. To jest coraz bardziej popularna i dostępna forma zwiedzania miasta. Wiem, że we Wrocławiu jest coś podobnego. Drugą rzeczą są małe knajpki otwarte do późnych godzin. Zauważyłem, że świdniczanie mają inny tryb dnia – wieczorem w centrum miasta życie zamiera. W Wilnie jest odwrotnie. Może to jest związane życiem studenckim. W Świdnicy brakuje wyższej uczelni i pewnie dlatego potrzeby mieszkańców są inne niż w Wilnie.

    -Czy w Świdnicy są miejsca, w których czujesz się jak w domu?

    Jest takie jedno miejsce, które bardzo przypomina mi jedną z odleglejszych dzielnic Wilna, która nazywa się Belmontas. W Świdnicy jest taka kawiarnia w parku nad wodą. Niedaleko znajduje się most.

    -Myślisz pewnie o Łaźni w Parku Centralnym. Podobno kiedyś była tam wypożyczalnia kajaków, więc chyba masz słuszną intuicję co do tego miejsca.

    Bardzo podobają mi się rzeźby przy tej kawiarni, bo one z kolei kojarzą mi się z naszą wileńska dzielnicą artystów: Republiką Užupio.

    -Czy mógłbyś opowiedzieć więcej o tym miejscu?

    Przede wszystkim ta dzielnica jest odcięta od miasta rzeką, więc dostać się do niej można tylko przez mosty. To jest jedyne miejsce w Wilnie (oprócz kościołów), gdzie obowiązują specyficzne zasady zachowania się. Mieszkający tam artyści stworzyli konstytucję tej dzielnicy i każdy, kto wchodzi na Užupio, musi się do niej stosować. A czasem nie jest to łatwe.

    -To są jakieś rygorystyczne zasady?

    Tak (śmieje się). Np. wchodząc do dzielnicy musisz wiedzieć, że masz prawo być szczęśliwy, ale nie masz prawa stosować przemocy. Nie pamiętam teraz dokładnie, jest chyba kilkadziesiąt punktów w tej konstytucji. Każdy ma prawo być sobą, to jest chyba najważniejszy zapis w konstytucji, który pozwala ludziom swobodnie się czuć i tworzyć.

    -Z czego jako Litwin jesteś dumny?

    To chyba oczywiste. Z naszej drużyny koszykarskiej (śmieje się). To jest przecież nasz sport narodowy. Kiedy gra nasza reprezentacja, w całym kraju jest święto. Litwini tylko tym żyją. Na długo przed meczami pojawiają się w sklepach koszulki, szaliki, skarpetki, a w pizzerii można dostać nawet pizzę, która wygląda jak piłka do kosza, a w menu pojawiają się dania kojarzone z grą np. „rzut za 3 punkty” – pizza i 3 piwa, „faul” to już mocniejszy trunek. To prawdziwe szaleństwo! Najbardziej emocjonujące mecze są z Rosją – chyba powody są jasne.

    -Jak oceniasz polską reprezentację?

    Jest coraz lepsza, ale jak widać, jeszcze z nami nie ma szans, choć bardzo dużym wzmocnieniem dla Was jest Marcin Gortat. Wokół niego warto budować drużynę.

    -Przy okazji mówienia o koszykówce pojawił się wątek kulinarny. Jesteś tak samo wielkim smakoszem jak kibicem koszykówki?

    Chyba nie jestem smakoszem, ale mam swoje ulubione potrawy. Wydaje mi się, że kuchnia polska i litewska są podobne. Ja po prostu lubię dobre pierogi. Nawet sam umiem zrobić pierogi, ale mojej babci nikt tym nie prześcignie. Oczywiście każdy region ma swoje charakterystyczne smaki. W Świdnicy mogę kupić i zjeść prawie wszystko to, co na Litwie. Brakuje mi tylko naszego chleba.

    -Czy masz wspólny język z rodziną Twojej dziewczyny?

    Pytasz o język polski? (Śmieje się).

    -O to też, ale pytając, miałam na myśli coś, co jest wspólne dla naszych kultur?

    To może śmiesznie zabrzmi, ale naprawdę dobrze, bo bez słów, rozumiemy się, gdy jedziemy na grzyby. Dziadkowie mojej dziewczyny uwielbiają zbierać grzyby, a u mnie w domu to jest rodzinna tradycja. Na Litwie jest to często główne źródło dochodu.

    -Nie mówisz po polsku, albo udajesz.

    (Śmieje się) Bardzo słabo mówię po polsku. Coraz więcej rozumiem, ale język polski nie jest łatwy. Z Marzeną rozmawiam po angielsku, gdy rozmawiamy z jej rodzicami, ona tłumaczy. Na początku myślałem, że wystarczy odciąć końcówkę od wyrazu litewskiego, żeby powstał polski wyraz. Np. bankas to w Polsce bank, autobusas to autobus, garažas – garaż, ale co zrobić np. z wyrazem kirpykla? U Was to jest fryzjer!

    – Litwa kojarzy się z dziką przyrodą. Czy to tylko stereotyp?

    Rzeczywiście można tak pomyśleć. Całe Wilno jest otoczone lasami. Szczególnie dobrze to widać z najwyższego punktu obserwacyjnego  -z Wieży Telewizyjnej w Wilnie. W  Świdnicy na horyzoncie widać góry i to jest piękny widok. Miałem pomysł, żeby zobaczyć całą okolicę z lotu ptaka, ale chyba nie ma w mieście takiego punktu widokowego. Nie wiem, czy można wejść na wieżę katedry.

    -Wspomniałeś o katedrze i przyszło mi na myśl, że nie zapytałam Cię jeszcze o tę najbardziej znaną stronę Wilna. Wielu Polaków jedzie tam z pielgrzymką do Matki Boskiej Ostrobramskiej.

    Wilno jest pełne pielgrzymów z różnych krajów. Bez względu na porę roku ludzie przyjeżdżają zobaczyć ten obraz. Wraz z pielgrzymkami bardzo rozwija się turystyka i miasto w dużej mierze dzięki temu może się rozwijać. Świdnicka architektura sakralna jest bardzo podobna do wileńskiej, bo w Wilnie większość kościołów jest barokowa lub gotycka. Pierwszy raz w życiu widziałem w Świdnicy drewniany Kościół Pokoju. Świdniczanie mogą być z niego dumni, bo to wyjątkowa budowla, trudno znaleźć podobną, szczególnie w miejscu, z którego ja pochodzę.

    -Czy zapraszasz do Świdnicy swoich znajomych z Litwy?

    Odwiedziła mnie najbliższa rodzina, a znajomi mają przyjechać w czasie wakacji. Rodzice szczególnie zwrócili uwagę na Rynek i na wysokie kamienice.

    Przypomniałem sobie jedną rzecz, która bardzo mnie rozbawiła. Jak tu zamieszkałem, kupiłem przewodnik po mieście. Zaintrygowała mnie jedna rzecz: macie na obrzeżach miasta oczyszczalnię ścieków i tam jest pewna rzeźba, pomnik mężczyzny, który załatwia swoją potrzebę. To jest świetny pomnik! Widać, że świdniczanie mają wielkie poczucie humoru!

    -Dawno nie rozmawiałam z kimś, kto ma taki dobry nastrój.

    (Śmieje się)

    -Bardzo dziękuję za rozmowę.

    Karolina Moroz

    Projekt zrealizowano dzięki wsparciu finansowemu Gminy Miasto Świdnica.

    Poprzedni artykułPolecamy: Filip Springer „Źle urodzone”
    Następny artykuł15 marca – Dzień Konsumenta