Od dłuższego czasu w Biurze Rzecznika Konsumentów można dostrzec niepokojący wzrost spraw, dotyczących zadłużeń w spłatach bankowych kredytów konsumenckich oraz pożyczek zaciągniętych w różnych firmach udzielających „tanich pożyczek bez zbędnych formalności”. Problem nasila się w okresie świąt i wakacji.
Konsumenci przeznaczają pieniądze – o ile je otrzymają – na finansowanie wyjazdów urlopowych oraz na zakup towarów spożywczych i prezentów. W przypadku kredytów bankowych w chwili załatwiania formalności, a potem korzystania z pieniędzy nie ma niepokoju, albowiem przed podjęciem decyzji bank dokładnie analizuje sytuację finansową konsumenta (m.in. sprawdza zdolność kredytową i „historię kredytową klienta w BIK”), a umowa zawiera wszystkie informacje – w tym najważniejsze dla klienta: jaka jest wysokość raty, ile pieniędzy będzie trzeba oddać bankowi i w jakim czasie. Opłata przygotowawcza za rozpatrzenie wniosku oscyluje w granicach 50 – 100 zł i nie jest zwracana w przypadku odmowy udzielenia kredytu, czy też rezygnacji klienta po dokonaniu działań przez bank. Opłata ma na celu pokrycie kosztów poniesionych przez kredytodawcę. Jeśli umowa kredytowa zostanie podpisana, wtedy klient niezwłocznie otrzymuje pieniądze, a potem spłaca kredyt w ratach o określonej wysokości. Jedyny obowiązek konsumenta, to spłata rat w terminach zakreślonych w umowie.
Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, kiedy konsument udaje się do firmy (prawie zawsze jest to spółka z ograniczoną odpowiedzialnością), która reklamuje się w każdy dostępny sposób i „zarzuca” potencjalnych zainteresowanych całą masa ulotek, z treści których wynika, że „od ręki” mogą otrzymać pożyczkę w dowolnej wysokości, bez zbędnych formalności i sprawdzania zdolności kredytowej, z minimalnym oprocentowaniem i spłatą niekiedy przez wiele lat. Samo brzmienie oferty powinno wzbudzić podejrzenia i wątpliwości. Jednakże spora część konsumentów, którym banki odmawiały udzielenia kredytu, decyduje się na taką szybką pożyczę w nadziei, że pozyskanie potrzebnych pieniędzy pozwoli na sfinansowanie planowanych transakcji, czy zrealizowanie jakichś planów. W biurze firmy (najczęściej jest to wynajęte pomieszczenie wyposażone w biurko, telefon, faks, ksero i krzesła dla klientów) obsługą zajmuje się jedna osoba, czasem dwie.
Po wysłuchaniu wybiórczych informacji na temat warunków udzielenia pożyczki, konsument dostaje dowód wpłaty w celu uregulowania należności z tytułu tzw. opłaty przygotowawczej oraz umowę przedwstępną dotyczącą zawarcia właściwej umowy pożyczki. Klienci podpisują dokumenty, uiszczają opłatę przygotowawczą w wysokości 5% wnioskowanej kwoty pożyczki i czekają. Po jakimś czasie otrzymują komplet dokumentów, z których wynika, że pożyczka zostanie przyznana po spełnieniu warunku w postaci zabezpieczenia jej spłaty (min. dwa rodzaje) – np. weksel, poręczyciele, zastaw, cesja praw z polisy ubezpieczeniowej. Osobiście widziałam dokumenty, w których firma proponowała wszystkie rodzaje zabezpieczeń, jakie przewiduje prawo – łącznie z hipoteką. Oczywiście wcześniej nie ma mowy o zabezpieczeniu, bo gdyby potencjalny klient wiedział o takim warunku, którego nie ma szans spełnić, to nie decydowałby się na podpisanie umowy i uiszczenie opłaty przygotowawczej.
Jakie jest wyjście? Można próbować powoływać się na wadę oświadczenia woli (błąd spowodowany celowym działaniem innej osoby – pracownika firmy), ale to skomplikowana sprawa, gdyż udowodnienie rozbieżności między ofertą ustną, a papierową wersją umowy może okazać się trudne lub wręcz niemożliwe (gdy rozmowa konsumenta z przedstawicielem firmy była prowadzona „w cztery oczy”, czyli bez świadków). Innymi słowy – wpłacone pieniądze przepadają, bo opłata przygotowawcza nie podlega zwrotowi.
Jedyne bezpieczne wyjście, to omijać szerokim łukiem wszystkie firmy, które nie są bankami, a udzielają pożyczek i kredytów.
Danuta Mazur
Powiatowy Rzecznik Konsumentów