Polecamy: Mariusz Urbanek „Zły Tyrmand”

    1

    W tym tygodniu, przez zupełny przypadek, obejrzałem audycję o książkowych premierach nadaną przez TVP Kultura. Nie byłoby w tym niczego wyjątkowego, gdyby nie dwie sprawy. Pierwsza dotyczy ilości tego typu programów, których, o radości!!!, emituje się w telewizji coraz więcej. Druga tyczy książki, którą jako pierwszą zarekomendował Roman Kurkiewicz, ceniony przeze mnie od dawna.

    Otóż Kurkiewicz polecił najnowszą książkę Mariusza Urbanka „ Broniewski Miłość, Wódka, Polityka”. Pierwszą tak kompletną biografię wybitnego polskiego poety i legionisty, jaka ukazała się na naszym rynku. Stawiając na nią stwierdził, że Mariusz Urbanek urasta nam do roli najlepszego polskiego autora biografii. A to i ja, nieskromnie, potwierdzam. Nie tylko dlatego, że jesteśmy w pewien sposób spokrewnieni z Urbankiem. Znam sporo jego książek. Zarówno tych z pierwszego okresu tworzenia, jak i ostatnich (poza „Broniewskim”, na którego już ostrzę sobie… okulary).

    Za każdym razem jestem pod urokiem ich konstrukcji, języka, tempa, niezwykle bogatych materiałów źródłowych, jakie zebrał pisarz. Tak było i w przypadku biografii rodu Kisielewskich, Jerzego Waldorffa, czy Leopolda Tyrmanda. I właśnie „Złego Tyrmanda” dzisiaj przypominam i polecam. Książka Urbanka o Leopoldzie Tyrmandzie ukazuje się w drugim, rozszerzonym wydaniu w roku 2007. Wyłania się z niej obraz postaci barwnej i niejednoznacznej, która w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku owiana była legendą. Głównie za sprawą powieści „Zły”, kryminału o warszawskim powojennym półświatku, pełnym apostrof do każdego najdrobniejszego elementu ukochanej stolicy. Urbanek nie jest wobec Tyrmanda tak bezkrytyczny jak Tyrmand wobec Warszawy.

    Przytacza zarówno opinie osób, które uwielbiały twórczość autora „Złego” – np.: „Tyrmand miał nadznajomość polszczyzny, którą mają Żydzi. To powodowało, że mówił po polsku dużo lepiej niż Polacy”, jak i opinie bezlitosne: „Człowiek bierze »Złego« do ręki, czyta pierwsze zdanie i od razu wie, że to grafomania”. Pisarz nie filtruje przekazywanych mu relacji o Tyrmandzie, dlatego w książce jest pełno sprzecznych informacji. Widać, jak niejednoznaczną postacią był Tyrmand i jak różnie zapamiętali go ci, którzy się z nim zetknęli. Jak pisał cztery lata temu, na łamach Polityki, zmarły w marcu ubiegłego roku Krzysztof Teodor Toeplitz – ·„Wydawało się, że w pierwszym wydaniu „Złego Tyrmanda” Mariusz Urbanek – pisarz solidny, zręczny i błyskotliwy, co rzadko chodzi ze sobą w parze, autor „Polski jak obwarzanek”, „Szwoleżera na Pegazie” o Wieniawie-Długoszowskim, ostatnio zaś znakomitych „Kisielewskich” o Janie Auguście, Zygmuncie, Stefanie i Wacku Kisielewskich – napisał o Tyrmandzie wszystko. Dotarł do wszystkich, którzy znali zmarłego w 1985 r. pisarza, rozmawiał ze wszystkimi, którzy mieli na temat jego osoby i twórczości cokolwiek do powiedzenia, przeczytał wszystkie publikacje Tyrmanda oraz opinie i recenzje na ich temat….
    Urbanek pisze o Tyrmandzie prawdę. To znaczy taką prawdę, jaką czytelnik wydedukować sobie może ze sprzecznych i subiektywnych wspomnień ludzi, którzy Tyrmanda znali… I tak dalej. Siła książki Mariusza Urbanka polega na zgromadzonej przez niego w sposób niezwykle inteligentny wielości spojrzeń i na tym, że autor raczej szuka prawdy o swoim bohaterze, niż ją obwieszcza. Ale też drugie wydanie „Złego Tyrmanda”, mimo całej wstrzemięźliwości autora, czyta się inaczej niż poprzednie, przed 15 już laty. Wynika to nie tyle z treści książki, ile z kontekstu.”
    I na koniec przypomnienie, kim jest autor. Mariusz Urbanek urodził się w Krapkowicach na Opolszczyźnie. Z wykształcenia prawnik, ukończył Uniwersytet Wrocławski. Pracował w tygodniku Itd, później w Przeglądzie Tygodniowym i Wprost. W latach 1994–2005 był reporterem w tygodniku Polityka, obecnie kieruje działem publicystyki i historii we wrocławskim miesięczniku Odra, gdzie od 1990 roku publikuje także stały felieton pt. „Stan przejściowy”. W latach 2007-2008 publikował felietony w Gazecie Giełdy Parkiet. Redagował „Wieżę Ciśnień”, reporterski dodatek wrocławskiej „Gazety Wyborczej”, w której pracuje nadal. Był współtwórcą, zastępcą redaktora naczelnego, a później współpracownikiem Tygodnika Internetowego TIN.

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułNieuczciwe praktyki rynkowe
    Następny artykułPo co się śmiać?