Malinowe szaleństwa wczesnej jesieni

    0

    Przepis jest prosty jak metr drutu w kieszeni, jak mawiał Pan Wątróbka z felietonów Stefana Wiecheckiego. Bierze się trzy kilogramy dorodnych malin, dzieli je na połowę i pierwszą część zalewa litrem znakomitego produktu firmy Polmos – spirytusu. Owoce przebywają w owej kąpieli nieco ponad 24 godziny. Następnie zlewa się nasz półprodukt. Po dokładnym odsączeniu malin przez gazę, życiodajnym płynem zalewa się pozostałą część trzykilogramowej porcji. I to “leżakuje” kolejne 24 godziny. Po ich upływie oddziela się “zmęczone” owoce i roztwór uzupełnia się około 400 ml przegotowanej wody  z cukrem. Wszystko rozlewa się do butelek i … zapomina o tej przygodzie ze spirytusem i malinami na jakieś pół roku. Potrzeba czasu, by nasz “nektar” nabrał wyjątkowości i swoich genialnych właściwości. Przepis jest sprawdzony, a jego autor kilka razy zdobył tytuł Mistrza Europy Nalewek w corocznym konkursie organizowanym w uroczym Supraślu, na jeszcze piękniejszym Podlasiu. Gwarantuję nieznane emocje podczas degustacji, które mogą być przyczyną smakowego szczytowania.

    Zacząłem od malinowej nalewki, bo nic tak nie poprawia nastroju, jak jej mały łyk. Dzisiaj tego trzeba, bo niemal z każdej strony łypią na nas jakieś straszne twarze z plakatów, ulotek czy innych wyborczych dziwolągów. A są one jakby nie z tego świata – wygładzone, bezzmarszczkowe, śniade niczym reklama solarium lub sino blade. Do wyboru, do koloru. Efekt uzyskany nie dzięki naturze i zębowi czasu, ale sprawnej ręce grafika komputerowego obsługującego program Photoshop CS5, edytującego zdjęcia. I powstają stwory z oczami Shreka, ustami Angeliny Jolie i czym tylko dusza zapragnie. Wkręca się nam ten produkt z myślą, że damy się omamić i uwieść, wciąż wychodząc z założenia, że głupi lud kupi wszystko, co mu się podsunie. Jakieś to żałosne i chyba już nudne.

    Ale na tym tureckim bazarze beznadziejności zdarzają się czasami perełki, które pozwalają myśleć optymistycznie z nadzieję, że jeszcze gdzieś bywa jakoś inaczej. Afera, jaką wykreowano z powodu obecności w państwowej TV niejakiego Adama Darskiego ps. Nergal, rozbawiła mnie do łez. Od pewnego czasu, niemal co rano siadając przed netem, dowiadywałem się o tym, że kolejny dostojnik krajowego kościoła rzymsko-katolickiego nie przepada za tym chłopaczyną. A to jakiś mało znany biskup krzyczy, że “Nie pozwala”. A to znany podlaski purpurat, o podobno najmocniejszej głowie i dwóch imionach protestuje przeciwko udziałowi owego “Nergala” w show „The Voice
    of Poland”. Po tym to już zdurniałem ze zdziwienia. Bo nie przypuszczałem, że biskup Sławoj Leszek ma czas na oglądanie takich programów. Sytuacja tak się zagmatwała, że podobno głos w sprawie tej obecności na ekranie mają zabrać główny rabin Izraela i naczelny mufti Rosji (wróg gejów i wszelkiego złego).

    Na szczęście dzisiaj, tj. w czwartek rano znalazłem wywiad ze sprawcą zamieszania i chyba odetchnąłem, bo ta wypowiedź wcale nie nawołuje do konfrontacji i zjadania kotów na wizji. Pan Darski Adam twierdzi nawet, że owi zatroskani mężowie kościoła mają swoje racje – “Mają swoją, a ja mam swoją. Ponoć żyjemy w demokracji i pluralizmie. Zgadza się czy coś mi się pomyliło? Zresztą nie ma o co kruszyć kopii. Wybaczam im, albowiem nie wiedzą, co czynią. Walczą w obronie religii, której fundamentowi, czyli prawu do wolnego wyboru, zaprzeczają. W sumie to jest nawet zabawne, bo, parafrazując słynne słowa z „Fausta”, są częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, zło czyni. Całe to zamieszanie to także promocja dla mnie i moich poglądów – w ich mniemaniu niebezpiecznych i złych. Dziękuję ślicznie i proszę o jeszcze! Ja się w tym programie nie znalazłem po to, aby udawać kaznodzieję. Telewizja jest miejscem, w którym robię wysokiej jakości rozrywkę i tyle. A polem bitwy jest dla mnie scena, ale – i to proszę zapamiętać – nie walczę z ludźmi, walczę jedynie z intelektualnym betonem.”

    Może dzięki temu konflikt jakoś przycichnie. Bardzo bym tego pragnął, bo dojrzewająca nalewka malinowa bardzo ceni sobie spokój, ciepło i półcień.

    Jeśli to się jej zapewni, odwzajemni się ….. Po stokroć.

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułPolecamy: Waldemar Łysiak „MW”
    Następny artykułCzary Penelopy: Knedle ze śliwkami