Miłościwie nam panująca królowa polskiej piosenki uraczyła nas kolejnym albumem. Jej najbardziej posłusznym poddanym jest niezawodny głos, który rozbrzmiewa w 14 utworach, zebranych na płycie. Nieodłącznym berłem Maryli jest gitara, którą dzierży uśmiechając się z okładki tej płyty. Tytuł płyty nie oznacza jednak, że jest to pięćdziesiąta płyta Rodowicz, ani że jest to jej szczęśliwa liczba. Otóż piosenki zebrane na tym albumie to znane hity z lat 50. Jak mówi artystka, są to kompozycje, które towarzyszyły jej w dzieciństwie i kształtowały ją muzycznie.
Aranżacje utworów są nowe, świeże i bardzo profesjonalne. Zespół muzyczny, który wystąpił na tej płycie, zabrzmiał co najmniej jak dobry, zachodni big band. Ta płyta to mieszanka stylów takich jak jazz, swing, a nawet rockabilly, czyli pierwsza forma rock’n’rolla. Z utworów, które są najbardziej znane, znajdziemy tu „Wesoły pociąg”, „Do grającej szafy”, „Karuzela”, „Czerwony autobus”, „Cicha woda”, czy nawet „Serduszko puka w rytmie cha-cha”. Nie ukrywam, że nowy obraz tych kompozycji bardzo raduje. Nie dość, że uzyskały świeży wyraz, zachowując przy tym ducha tamtych lat, to jeszcze Maryla nie pozwala nawet na chwilę pomyśleć, że im starsza, tym jest słabsza wokalnie. Ta kobieta po prostu robi takie cuda ze swoim głosem, o których naprawdę wiele polskich, młodych wokalistek, może pomarzyć. Nie bez powodu śmiem nazywać ją królową.
Oprócz hitów, o których wspomniałem, znalazły się utwory, w których gwiazda, prezentuje się ze swojej lirycznej strony, która znajduje ujście w jazzowych klimatach. Słuchając takich utworów jak „Nie oczekuję dziś nikogo”, „Pierwszy siwy włos”, „Rozstanie z morzem” oraz „Już nigdy”, można poczuć się, jakby się było w małej knajpce. W niej, pośród kłębów papierosowego dymu, rozbrzmiewa głos skromnej wokalistki, która wraz ze swoimi muzykami opowiada słuchającym historię swojego życia. Wyciska tym samym z każdego łzy. Na końcu znajduje się piękna piosenka „A mnie jest szkoda lata”. Słowo daję, naprawdę zrobiło mi się smutno po tej opowieści o rzeczy tak naturalnej, jaką jest zmiana pory roku. Rzeczywiście, szkoda lata.
Ostatnio przyjaciel namiętnie słuchał utworów znanej rosyjskiej divy, Ałły Pugaczowej. Nie ukrywam, że trochę mnie nimi zaraził. Ta kobieta sprzedała ok. 250 mln płyt na całym świecie, dzięki temu jest w czołówce światowego show-biznesu razem z Abbą, czy Elvisem Presleyem. O Maryli Rodowicz czasem mówi się, że jest właśnie taką naszą polską Ałłą. Właściwie się z tym zgadzam, tylko przykro mi, że właśnie ona nie osiągnęła tak ogromnego sukcesu, bo zdecydowanie przez wszystkie lata swojej kariery na taki zasługiwała. Z niecierpliwością oczekuję na kolejną płytę Maryli, która, mam nadzieję, już będzie zawierała premierowe kompozycje. Wiadomo, że artystka znalazła na strychu swojego domu niepublikowane teksty Agnieszki Osieckiej. Coś czuję, że będzie się działo.
Kamil Franczak