Kilka historii na ten sam temat

    2

    Ania Dąbrowska to uczestniczka pierwszej edycji programu „Idol”, która odpadła już w drugim odcinku. Mimo to wydaje mi się, że obok Moniki Brodki jest jego największą zwyciężczynią. Jej kariera rozwinęła się w zaskakującym tempie. Obecnie Ania ma cztery płyty na koncie i rzeszę oddanych fanów, którzy bez jej muzyki nie wyobrażają sobie polskiego rynku. Przez lata wypracowała sobie swój własny, charakterystyczny już tylko dla niej, styl. Pierwsze trzy płyty znaczą dla mnie bardzo wiele. Każda z nich kojarzy mi się z konkretnym okresem w moim życiu, bo po prostu mi w nich towarzyszyły. Pomyślałem, że przypomnę sobie o jednej z nich, która chyba jest dla mnie najpiękniejsza. Jako fan Kasi Kowalskiej, zaszczepione już mam uwielbienie do  smutnych piosenek o nieszczęśliwej miłości. Na płycie „Kilka historii na ten sam temat”, jest ich pełno.

    Pamiętam, że na przełomie 2006 i 2007 roku, pojawił się już pierwszy singiel, zapowiadający ten album – „Trudno mi się przyznać”. To jest piosenka, która mi się najmniej podoba na tej płycie. Wówczas jakoś specjalnie mnie nie zachęcała do posłuchania całości krążka. Na szczęście moja ciekawość była silniejsza i tuż po wydaniu płyta znalazła się na mojej półce. Przywitał mnie utwór „Zostań”. Pierwsze słowa, mimo że nie są skierowane do słuchacza, przez chwilę powodują uczucie, jakby rzeczywiście Ania śpiewała do mnie „Zostań dziś mym kolegą, porozmawiaj chwilę ze mną…”.  Stwierdziłem, że bardzo chętnie porozmawiam. Kontynuowałem konwersację przechodząc do kolejnych utworów. Znalazłem „Nic się nie stało”. Zanim posłuchałem innych utworów, przy tej zostałem na dłuższą chwilę. Ta piosenka jest tak przejmująca, że nie potrafiłem przestać jej słuchać. Chciałem ciągle czuć emocje w niej zawarte. Właściwie to mój obecny stan ducha potrzebował takich emocji. To prawda, że człowiek bardzo często lubi się utożsamiać z jakąś piosenką lub z tekstem. Ja właśnie w niej znalazłem wtedy swoje odbicie. „Musisz wierzyć” był jednym z singli promujących płytę. To pierwsza piosenka z tego albumu, gdzie można znaleźć chociaż trochę optymistycznego akcentu. Natomiast utwór „Czekam”, który również został singlem, mimo swojej melodyjności sugerującej pozytywny kawałek, opowiada ponownie o nieszczęśliwej miłości. W końcu jak nazwa płyty wskazuje, to rzeczywiście kilka historii na ten sam temat. Następnie „Czego ona chce” odrywa się trochę od konwencji smutnych jazzowo-popowych piosenek. To utwór funkowy, który zdecydowanie się wyróżnia. Gdy dotarłem do utworu „Wiosna”, stwierdziłem, że dawno nie słyszałem tak pięknej kompozycji. Słuchając tekstu i klimatu, który wprowadziła Ania do tej piosenki, wyobrażam sobie siedzącego na ławce człowieka, który myśli dokładnie to, co napisała artystka w tekście. Prawdziwy zapis rozmyślań. W tych piosenkach również pełno jest samokrytyki. W „Już mnie nie ma w twoich planach” Ania obwinia siebie o to, że mężczyzna ją zostawił dla innej. Bo jak twierdzi, ją już za dobrze zna. Pointą tej płyty jest utwór „Niech zniknie cały świat”. To określenie pasuje do tej piosenki, bo jej temat podsumowuje wszystkie wcześniejsze rozmyślania o rozstaniach i nieszczęśliwej miłości.

    Ania Dąbrowska zasłynęła w branży również jako świetna kompozytorka i autorka tekstów. Współpracowała już z kilkoma artystami m.in. z Moniką Brodką czy Marylą Rodowicz. Oprócz tego jest całkiem niezłą basistką. To wszechstronna kobieta, która jest przede wszystkim bardzo skromna. Na jej koncercie można wpaść w trans. Po każdym utworze Ania jest tak oklaskiwana, jakby dała publiczności coś bardzo cennego, czego ta jeszcze nigdy nie miała. Jej odpowiedź w postaci „dziękuję bardzo”, jest tak pięknie i skromnie wypowiadane, że czuje się jej wdzięczność. Dzięki szczerości, którą ta artystka ma we krwi, jej płyty są autentyczne i przekonujące. Wierzę w każdą ich nutę i słowo. Zachęcam do odkrywania sztuki, jaką tworzy Ania Dąbrowska. Podejrzewam, że już niebawem powinniśmy się spodziewać jej nowego wydawnictwa. Ktoś już na nie czeka? Ja na pewno.

    Kamil Franczak

    Poprzedni artykułZalecenia zza oceanu
    Następny artykułTkanie życia: Tadek Golińczak