Postanowiłem odejść na chwilę od nowości wydawniczych i odświeżyć trochę dobrej muzyki, o której warto przypominać. Nie jest to klasyka ani kanon w polskiej muzyce, bo album ma zaledwie dwa lata. Jednak nie można przejść obok niego obojętnie. To pierwsze, debiutanckie wydawnictwo artystki, która długo szukała swojej muzycznej drogi. Szerszej publiczności zaprezentowała się jako wokalistka zespołu KTO TO, z którymi wylansowała przeboje „Gdy minie sen” oraz „Zero do stracenia”. W międzyczasie rozpoczęła współpracę z Mezo, która zaowocowała takimi piosenkami jak „Ważne”, „Mamy siebie” i słynne „Sacrum”. Zespół, w którym śpiewała, to rockowa kapela, a Mezo, jak wiadomo, do rockmanów nie należy. Trudno było wówczas zaklasyfikować ją do jakiegoś konkretnego nurtu. Minęło parę wiosen i w karierze Kasi Wilk zaszły zmiany. Przez ten czas zakończyła współpracę z KTO TO oraz Mezo i w październiku 2008 roku ukazała się jej pierwsza, solowa płyta, zatytułowana „Unisono”.
Zanim płyta znalazła się na sklepowych półkach, Kasia uraczyła słuchaczy singlem „Pierwszy raz”, który był przedsmakiem albumu. Ta piosenka podbiła serca milionów. Często spotykałem się z nieświadomością ludzi, których pytałem, czy słyszeli nową piosenkę Kasi Wilk? Otrzymywałem wówczas odpowiedź „a kto to jest?”. Wystarczyło tylko zanucić „Zapachem przypominasz ten dzień, miłości początek…” i od razu odpowiedź brzmiała „tak! To świetna piosenka!”. Po premierze kupiłem tę płytę i nieprzerwanie słucham jej do dziś. Zawsze jest dla niej miejsce w moim odtwarzaczu mp3. Album „Unisono” to ambitny pop, przeplatany elementami funku, soulu, a nawet rocka. Trzeba zaznaczyć, że Kasia to świetna wokalistka i dowód znajduje się na płycie. Słuchając utworów „Nie ma pięści”, „Do kiedy jestem”, „Jesteś ty moim natchnieniem”, czy „Będzie dobrze”, można się naprawdę zamyślić i pogrążyć w zadumie. Teksty napisane przez Kasię i wyśpiewane emocje stawiają ją w bardzo dobrym świetle. To nie są piosenki napisane o tym, że zostawił ją mężczyzna i jest jej teraz smutno, czy o imprezie na której wszyscy bawili się do rana i było wesoło. Kasia jako kobieta przedstawia swój punkt widzenia na różne sprawy. Chociażby w „Nie ma pięści” porusza bardzo trudny temat przemocy wobec kobiet. Chyba jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś tak przejmująco opisał postać bezbronnej kobiety, tkwiącej w toksycznym związku, gdzie nie ma wsparcia tylko podcinanie skrzydeł. Natomiast utwór „Mały człowiek”… Szczerze mówiąc nie da się opisać. Trzeba posłuchać.
Kasia jako artystka zdecydowanie niezależna i nie do końca kierująca się wymogami mediów, podjęła również walkę ze schematem, jaki panuje w polskim showbiznesie. O tym jest właśnie piosenka „Szołbiznes”, w której Kasia dokładnie opisuje jak to wszystko wygląda. Ironia w niej zawarta jest naprawdę na wysokim poziomie. Wydaje mi się, że dalsze poczynania „Unisono” utwierdziły ją w przekonaniu, że jest dokładnie tak, jak myślała. Kolejne single „Idealni”, czy „Będzie dobrze”, pojawiły się w radiach i momentalnie znikły. Cóż, widocznie rzeczywiście w słowach tych piosenek było za mało „la la” i „na na”. Na szczęście TVN dał Kasi szansę, by mogła zaprezentować „Do kiedy jestem” na Sopot Festival 2009. Ten występ zakończył się dla niej sukcesem. Bardzo dobrze, bo dzięki temu dużo ludzi poznało tę kompozycję, która zdecydowanie nie jest zwykłą piosenką. To jest prawdziwy utwór przez duże „u”.
Mógłbym naprawdę długo opowiadać o tej płycie, a nawet napisać osobny artykuł do każdej piosenki. Jednak mam nadzieję, że to co napisałem wyżej zachęci chociaż parę osób, by sięgnęły po „Unisono”. Jeśli już ktoś z was słuchał i ma podobne wrażenia, to zdradzę, że rozmawiałem z Kasią podczas festiwalu w Opolu i tam powiedziała mi, że na płycie widzi trochę rzeczy, które mogłaby poprawić i woli nawet już o tym nie mówić. Nie myślcie, że to źle. Właśnie dobrze, bo to znaczy, że artystka się rozwija. Na samą myśl o nowej płycie cieknie mi ślinka. Może i Wilkowa nie chce już mówić o „Unisono”, ale są tacy jak ja, którzy mogą długo i obszernie.
Kamil Franczak