Jedni wzdrygają się na samą myśl o kolejnym filmie Allena zarzucając mu, że każde jego dzieło jest takie samo, a drudzy kochają go za niepowtarzalny styl. Wydaje się, że ma tyle samo przeciwników artystycznych, co wielbicieli – jednak spora część tej pierwszej grupy to osoby, które oglądają jego filmy bez pewnego przygotowania, przez co reżyser nie zostaje zrozumiany. Przykładem może być niedawny „O północy w Paryżu”, kiedy widz bez znajomości pewnych ram i sztandarowych postaci omawianych czasów nie był w stanie zrozumieć głównego bohatera, a zatem i wymowy filmu. Podobnie jest z obrazem „Cienie we mgle” z roku 1992, który już na pierwszy rzut oka zachwyca plejadą gwiazd (John Malkovich czy Madonna). Ale, aby poznać prawdziwą wartość produkcji, trzeba zagłębić się w pewne tendencje, do których nawiązuje reżyser i, po prostu – lubić jego humor.
W pewnym miasteczku grasuje morderca, a dokładnie – dusiciel. Z tego powodu neurotyczny urzędnik Kleinman zostaje obudzony w środku nocy przez jedną z samozwańczych grup obronnych, której to członkowie informują go, iż jego rola w ściganiu przestępcy będzie kluczowa, po czym znikają. Kleinman błąka się przerażony po mieście i w końcu spotyka Irmy, artystkę cyrkową, która przeżywa właśnie prawdopodobnie najtrudniejszą noc swojego życia.
„Cienie we mgle” to film bardzo specyficzny. Allen (jak zwykle) gra neurotyka zagubionego w świecie (siebie?), obok gra jego obecna partnerka życiowa (w przypadku Mii Farrow i Diane Keaton – jak zwykle), a scenariusz nasycony jest ostrymi, szalenie zabawnymi i błyskotliwymi dialogami (znowu – jak zwykle). Jednak Allen tym razem tworzy obraz po trosze sensacyjny, lecz wątek kryminalny zostaje zdominowany przez doskonałe uwagi o Bogu (czy też jego braku), sensie istnienia, miłości, wszechrzeczy (jak zwykle).
Film jest czarno-biały nie ze względu na ówczesne możliwości techniczne, ale zamysł reżysera. Ogromną wartość ma tutaj światło, które tworzy niesamowity efekt – tytułowe cienie i mgła cudownie z nim grają. Ważne jest też to, iż cała akcja filmu dzieje się w nocy, co nie jest bez znaczenia, mimo iż film nie jest kolorowy. To wszystko sprawia, że nerwy bywają napięte podczas oglądania tego obrazu (będącego komedią!).
Jak w każdym filmie Allena, najsilniejszym punktem są dialogi – uwagi szalenie celne, niezwykle zabawne, neurotyk bombarduje nas ogromną dawką inteligentnego humoru. Perła dla tych, którzy cenią sobie trafne i kąśliwe spostrzeżenia na temat rzeczywistości oraz przywar i pewnych tendencji. A także – całkowicie autorskie, niebanalne i niekomercyjne kino.
Adrianna Woźniak