Zarabiają średnio 2,2 tysiąca złotych na rękę i dłużej nie chcą pracować za tak niskie i nieadekwatne do odpowiedzialności zawodowej pensje. Ratownicy i kierowcy z Pogotowia Ratunkowego w Świdnicy żądają podwyżek. Jeden ze związków wszedł z pracodawcą w spór zbiorowy.
– Lekarze wynegocjowali wyższe stawki, pielęgniarki otrzymały podwyżki, a my ostatnią w wysokości 50 złotych mieliśmy 5 lat temu – skarżą się ratownicy. W ubiegłym roku część załogi wstąpiła do związku zawodowego Świdniczanie. 9 lutego 25 z 30 członków związku podpisało się pod uchwałą o wejściu z dniem 17 lutego w spór zbiorowy z pracodawcą. – Pismo wraz z żądaniem podwyżek w wysokości 500 złotych skierowaliśmy do dyrekcji pogotowia 10 lutego. Zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych pracodawca powinien niezwłocznie podjąć rokowania, ale tego nie zrobił – mówi przewodniczący Międzyzakładowej Organizacji Związkowej ZW Świdniczanie Jacek Wolszczak. – W ubiegłym roku dzięki naszym staraniom przez trzy miesiące ratownicy, kierowcy ratownicy i kierowcy otrzymywali dodatek w wysokości 400 złotych brutto. Była to sytuacja tymczasowa, a pani dyrektor obiecała spotkanie i przedstawienie propozycji jeszcze w grudniu, potem między 15 a 30 stycznia tego roku.
– Do żadnych rozmów nie doszło – mówią ratownicy. – Cały czas słyszeliśmy, że trwa liczenie kosztów, że jeszcze chwilę. Dopiero 8 lutego zostało zorganizowane spotkanie ze związkowcami.
– W tym spotkaniu z panią dyrektor Jurkowską uczestniczyły wszystkie związki. Żadne propozycje nie padły, usłyszeliśmy tylko, że zostaną przygotowane. Następne rozmowy ze względu na urlop pani dyrektor zostały wyznaczone dopiero na 27 lutego. Po spotkaniu w dniu 9 lutego przekazałem naszym członkom, jak wygląda sytuacja i wtedy stwierdzili, że nie chcą dłużej czekać – mówi Jacek Wolszczak. – To gra na zwłokę. Tak minął styczeń, teraz minie luty i zanim dojdzie do jakichkolwiek ustaleń będzie czerwiec i koniec obecnego kontraktu z NFZ – dodają ratownicy. – Mamy dość takiego traktowania. Nasza odpowiedzialność jest ogromna, a zarabiamy bardzo mało w porównaniu z kolegami ze stacji w okolicznych miastach. Wszyscy musimy dorabiać, na domiar złego nie w naszej stacji, tylko w innych. Mimo że jest taka możliwość prawna, dyrektorka nie zatrudnia nas, tylko bierze osoby na umowy zlecenia. Takich ludzi jest prawie trzydziestu!
– Do żadnych rokowań nie doszło, ale 16 lutego w kopercie w sekretariacie czekało na nas pismo z propozycjami dyrekcji regulacji płac. To 300 złotych miesięcznie, ale w zamian pogotowie przestanie wypłacać tzw. dodatki wyjazdowe – mówi Wolszczak. – Zamienił stryjek siekierkę nie na kijek, ale chudziutki patyczek – komentują propozycję dyrekcji ratownicy. – Dla wielu z nas po przeliczeniu ta „podwyżka” sięgnie jakiś 40 złotych!
– W tej chwili jesteśmy jako związek w sporze zbiorowym i oczekujemy podjęcia przez dyrekcję kroków przewidzianych ustawą, przede wszystkim rokowań. Nie rozumiemy, dlaczego nie mógł ich podjąć zastępca dyrektora, który podczas nieobecności pani dyrektor kieruje jednostką – mówi przewodniczący MOK ZW Świdniczanie.
– Sytuacja jest dziwna, byłem bardzo zaskoczony decyzją związku. 8 lutego odbyło się spotkanie ze wszystkimi związkami, na którym zostały przedstawione propozycje regulacji płac, które związkowcy otrzymali tydzień później na piśmie – mówi Tomasz Derej, zastępca dyrektora świdnickiego Pogotowia Ratunkowego. – Kolejne spotkanie zostało wyznaczone na 27 lutego i wówczas związki miały się ustosunkować do propozycji. Na to zgodziły się wszystkie związki, po czym następnego dnia pan wiceprzewodniczący związku Świdniczanie przyniósł pismo z zupełnie innymi żądaniami i informacją o sporze.
Zastępca dyrektora nie zgadza się z zarzutem grania na zwłokę. – Z przygotowaniem propozycji regulacji płac czekaliśmy na styczeń. To pierwszy taki „czysty” miesiąc, bez świąt, różnych dodatków okolicznościowych, bonów, po którym mogliśmy zobaczyć, jak faktycznie kształtują się płace. Spotkanie zostało wyznaczone zaraz po tych ustaleniach – zapewnia i dodaje, że proponowane 300 złotych to podwyżka do płacy zasadniczej, a dotyczy tylko pracowników związanych wyłącznie z obsługą pacjentów, z wyłączeniem administracji. – Z dodatku pogotowianego chcemy zrezygnować, bo nie jest on już obowiązkiem ustawowym. Naszym zdaniem znacznie korzystniejsze będzie dodanie 300 złotych do podstawowej pensji. Średnia podwyżka wyniesie realnie ok. 150 złotych. Oczywiście dla niektórych może być to kilkadziesiąt złotych, jeżeli mieli dużo wyjazdów – zaznacza Tomasz Derej. Dodaje również, że dyrekcja nie zmieni swoich planów, a na spotkanie 27 lutego zaproszone są wszystkie związki. – Nie rozumiem postępowania związku Świdniczanie. Nie wiem, jaką wybrał drogę, bo wygląda na to, że kroczy dwiema: tą zaproponowaną przez dyrekcję i swoją własną po wejściu w spór.
Związkowcy z ZW Świdniczanie nie zamierzają uczestniczyć w poniedziałkowych rozmowach. – Czekamy, zgodnie z ustawą, na rokowania. Jeśli spór nie zostanie rozwiązany, jesteśmy gotowi na podjecie akcji protestacyjnej – zapowiadają.
Ratownicy nie mogą strajkować. Protest ogranicza się do oflagowania i publicznego informowania o żądaniach.
Agnieszka Szymkiewicz