„Państwo w państwie. Władza lokalna pozbawia nas naszej własności! Jutro mogą zrobić to tobie!” – baner o tej treści zawisł na budynku przy ulicy Okulickiego w Świdnicy. Za zagadkową treścią kryje się spór o działkę. Na wniosek miasta Spółdzielnia Mieszkaniowa „Nadzieja” straciła nieruchomość. Ma na niej powstać 30-metrowa droga. O dostęp do swojej nieruchomości od 15 lat walczą z kolei trzej prywatni właściciele.
– To jest jawne pogwałcenie prawa i dowód na układy w Świdnicy – denerwuje się prezes Jadwiga Krukiewicz i zaznacza, że mówi nie w swoim imieniu, ale całej, liczącej 40 osób spółdzielni. – Władze miasta bezprawnie wykorzystały tzw. spec ustawę o drogach, by zabrać nam naszą własność. Zabiera nasze, by inny, prywatny właściciel mógł wybudować sobie drogę dojazdową.
Prawo na potrzeby prywatne?
Tuż za budynkiem spółdzielni „Nadzieja” od lat znajduje się niezagospodarowany teren, należący do trzech prywatnych osób. Wydawałoby się, że problemu nie ma, bo działka sąsiaduje z dwiema drogami wewnętrznymi i – przez płot – z ulicą Zamenhofa.
– Wprost na tę działkę prowadzą droga przy Urzędzie Skarbowym i druga , należąca do Spółdzielni Mieszkaniowej „Szansa”. Dlaczego właściciel działki na drodze sądowej nie dochodził ustanowienia funkcji służebnej dla któregoś z tych dwóch dojazdów? – pyta prezes „Nadziei”. – Zamiast tego został nam zabrany fragment zieleni i dojście do jednej z klatek schodowych. Podkreślam, to jest nasza własność.
O wywłaszczenie spółdzielni miasto wystąpiło do starosty, a ten decyzję wydał 15 października 2013 roku na mocy ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. – Jaka to droga publiczna? To dojazd do prywatnej posesji – denerwuje się Jadwiga Krukiewicz. Spółdzielnia od wojewody zażądała unieważnienia decyzji starosty, wskazując na przepisy, które zdaniem członków zostały bezprawnie wykorzystane do prywaty. W piśmie wyliczane są argumenty: droga nie będzie wykorzystywana przez każdego, nie została zaliczona do dróg gminnych, nie stanowi sieci dróg potrzebnych mieszkańcom. Argumentów jest znacznie więcej, ale żadnego wojewoda nie uwzględnił. Decyzja uprawomocniła się 4 lutego 2014 roku. Spółdzielnia zaskarżyła ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. – Nie czekając na rozstrzygnięcie i łamiąc zapis spec ustawy, jak i zapis samej decyzji, inwestor wszedł na naszą działkę jak na swoją. Wycięte zostały cenne drzewa, w tym stuletni grab. To przelało czarę goryczy – mówi pani prezes. Spółdzielnia złożyła doniesienie do prokuratury na łamanie prawa przez jednego z urzędników miejskich i wreszcie wywiesiła baner. – Próbowaliśmy znaleźć polubowne wyjście. Zaproponowaliśmy sprzedaż części działki, tak, by można było poszerzyć drogę spółdzielni „Szansa”. W tej sprawie zwróciliśmy się do przewodniczącej Rady Miejskiej. I żadnej reakcji. Na to, co robią urzędnicy, brakuje słów – dodaje prezes „Nadziei”.
Sytuacja rzeczywiście wygląda kuriozalnie, bo droga powstanie dosłownie obok już istniejącej drogi wewnętrznej, należącej do spółdzielni „Szansa”. – To nasza własność, kupiliśmy ten teren za duże pieniądze i nawet gdyby ktoś się do nas o to zwracał, to nie zgodzimy się na jej udostępnienie – nadzieje rozwiewa prezes Renata Góra. Swojej drogi nie zamierza użyczyć także Urząd Skarbowy.
Drogi trzy, a dojazdu żadnego
Zdenerwowania nie kryje Ryszard Rodziewicz, współwłaściciel działki, do której nie można dojechać. – Od 15 lat mamy nieruchomość, z której nie możemy korzystać, ale za którą płacimy podatki, którą systematycznie kosimy i utrzymujemy w czystości – wylicza. – Kiedy kupowaliśmy tę działkę od miasta, byliśmy pewni, że ma zapewniony dostęp z aż trzech stron. Szybko okazało się, że nic podobnego, bo podczas zagospodarowania mienia posowieckiego dojazd nie został prawnie zabezpieczony. Od 15 lat przechodzimy gehennę, by wreszcie móc wykorzystać ten kawałek ziemi. Sprawa dojazdu od ulicy Zamenhofa upadła, mimo że mieliśmy pozwolenie na budowę dojazdu. Powodem był sprzeciw starostwa, które nie wyraziło zgody, bo tej drogi nie uwzględniał plan zagospodarowania przestrzennego. Wielokrotnie próbowaliśmy porozumieć się z Urzędem Skarbowym i spółdzielnią „Szansa”, ale rozmowy prowadzone od lat nie przyniosły żadnego skutku. Wreszcie w 2009 roku miasto zmieniło plan zagospodarowania dla tego obszaru i uwzględniło dojazd do naszej posesji. Wówczas spółdzielnia „Nadzieja” nie składała żadnych protestów. Tylko my złożyliśmy protest, bo chcieliśmy jeszcze raz spróbować z drogą od Zamenhofa. Został odrzucony. Ponieważ plan zagospodarowania przewiduje dla nas drogę, nie możemy przed sądem żądać ani od Urzędu Skarbowego, ani od „Szansy” ustanowienia służebności ich dróg. Raban został wszczęty po tym, gdy na mocy prawa miasto wystąpiło o wyznaczenie drogi na działce spółdzielni. A przecież z „Nadzieją” wiele razy próbowaliśmy rozmawiać o odkupie ich działki albo o wykonaniu np. remontu klatki schodowej czy miejsc parkingowych w zamian za jej użyczenie. Napotkaliśmy na totalny mur. Później zaczęły się szykany – wysyłanie niekompletnych pism w procedurach odwoławczych, korzystanie z nieformalnych układów, czysta prywata. Wszystko po to, by zablokować nasze starania. A my nic przecież bez dojazdu z naszą działką nie możemy zrobić – ani jej sprzedać, ani zagospodarować. I gdy wreszcie, po 15 latach starań, wreszcie mamy prawomocne pozwolenie, wydane zgodnie z polskim prawem, rzuca nam się kolejne kłody pod nogi! Nie zamierzamy się ugiąć i droga powstanie. Dodam, że powstanie także na fragmencie naszej działki, z którego również zostaliśmy wywłaszczeni. A droga będzie droga gminną, z dostępem dla każdego!
Bo zapomnieli?
– Nie mieliśmy innego wyjścia – rozkłada ręce Maciej Gleba, dyrektor departamentu komunikacji w Urzędzie Miejskim. – Dziś płacimy za zaniedbania sprzed 20 lat, kiedy trwało komunalizowanie mienia posowieckiego. Nie tylko przy ulicy Okulickiego, ale także przy Armii Krajowej, Głowackiego, w rejonie tzw. białych koszar zostały sprzedane nieruchomości bez zapewnienia dróg dojazdowych. Niektórzy właściciele kupili działki wraz z drogami, inni zostali bez niczego. Miasto cały czas naprawia sytuację, ponosząc koszty i wikłając się w konflikty. Musieliśmy wybudować dojazdy m.in. na Armii Krajowej. Na mocy uchwały Rady Miejskiej z 2009 o zagospodarowaniu przestrzennym dodatkowa droga przewidziana jest także przy ulicy Okulickiego.
Jak przekonuje dyrektor, od dawna podejmowane były próby skomunikowania działki z resztą miasta. – Największa szansa pojawiła się podczas przebudowy drogi krajowej nr 35 – mówi Gleba. – Wówczas udało się pozyskać pozwolenie na budowę dojazdu od ulicy Zamenhofa, jednak z tej możliwości nie udało się skorzystać. Pozwolenie wygasło po 2 latach, a później Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych nie wyraziła już zgody na inwestycję. Użyczenia swoich dróg kategorycznie odmówili Urząd Skarbowy i Spółdzielnia Mieszkaniowa „Szansa”. Sytuacja stała się więc patowa. Próbowaliśmy porozumieć się ze Spółdzielnią „Nadzieja”, ale słyszeliśmy tylko kategoryczne „nie”. Propozycja przekazania 2-metrowego pasa działki trafiła do przewodniczącej Rady Miejskiej, a nie do nas. Nie było innego wyjścia. Decyzję o wywłaszczeniu utrzymał wojewoda i jest ona prawomocna. Miasto nie poniesie kosztów budowy dojazdu, ale droga będzie miała charakter gminny i będzie powszechnie dostępna. Działamy zgodnie z prawem i nie było naszą intencją doprowadzanie do konfliktu.
Spółdzielnia „Nadzieja” nie składa broni. Do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego złożyła wniosek u unieważnienie decyzji starosty i wojewody. – Nie zamierzamy czekać na efekty – mówi Ryszard Rodziewicz. – 15 lat to chyba wystarczająco długie oczekiwanie! Mamy prawomocne pozwolenie i na pewno z niego skorzystamy. Bo i dlaczego mamy czekać? Przecież na WSA pewnie się nie skończy. Sprawa przecież może wylądować nawet w Strasburgu. My natomiast dalej będziemy poszkodowani.
Jest niemal pewne, że ta patowa sytuacja nie znajdzie polubownego rozwiązania. U podstaw konfliktu leżą zaniedbania sprzed lat.
Agnieszka Szymkiewicz