Takie okna ma Wawel, a wysokość budynku zostawia w tyle zamożne kamienice w stołecznej czeskiej Pradze. Spod grubych warstw tynku kamienicy przy ul. Łukowej wyłania się niezwykła historia. – Skala i kompletność zachowanego wystroju sprzed bez mała 500 lat sprawia, że ta kamienica jest ogromnie cenna i nie mówimy tu o skali Dolnego Śląska, ale nawet Polski – entuzjazmu nie kryje Dorota Wandrychowska, konserwator dzieł sztuki.
Jest pewne – XV-wieczny właściciel kamienicy przy ul. Łukowej był bardzo bogaty. – O tym świadczą na przykład granitowe, masywne okna, do dziś ukryte w murach. Były wykute z olbrzymich bloków granitowych i nieznaną nam metodą wciągnięte na piętro. Takie okna ma Wawel – z zachwytem o odkrytych podczas remontu elewacji obiektach mówi konserwator. – Ale to nie wszystko. Są jeszcze niezwykle grube mury, budowane z wysokiej jakości cegły, i wreszcie sama wysokość budynku. Takich kamienic nie miała nawet bogata Praga. Właściciel świdnickiej kamienicy był mieszczaninem, co pokazuje, jak zamożne było miasto, skoro mieszkaniec mógł się szczycić takim obiektem.
To nie wszystkie odkrycia. Okazało się, że od strony ulicy Kotlarskiej, na kamienno-ceglanym murze znakomicie zachował się fakturalny średniowieczny tynk, natomiast od strony ulicy Łukowej nieco późniejszy, wczesnorenesansowy wystrój. – Są tu świetnie widoczne pasy, wytyczające prostokąty, co umownie nazwaliśmy boniami. Mają bardzo intensywny, czerwony kolor, a malowane były z dużą fantazją, bez zachowania rygorystycznej geometrii. Do tego dodać trzeba także piękne kamienne łuki nad wejściami. Na pewno mamy do czynienia z ogromnie cennym obiektem – dodaje Dorota Wandrychowska. W obliczu tak bogatych i skomplikowanych znalezisk do współpracy został zaproszony dr Maciej Małachowicz, badacz architektury i specjalista z zakresu ochrony zabytków. Jest już pewne, że nie skończy się na zwykłym remoncie elewacji. – Oczywiście konieczna jest konserwacja odsłoniętych elementów, niełatwa kwestią pozostanie natomiast sprawa aranżacji. Na pewno prace nie będą tanie. Nie udźwigną ich sami mieszkańcy. Tutaj potrzebna będzie pomoc z zewnątrz. Jestem jednak przekonana, że ten obiekt zasługuje na szczególne traktowanie i wsparcie – mówi konserwator Wandrychowska.
Z kamienicą wiąże się legenda o świdnickim gryfie. To tu, w piwnicy karczmy, miała się znajdować studnia z niezwykle czystą wodą. Dziewczęta, które przychodziły jej naczerpać, zaczęły znikać bez śladu. Jeden z mieszkańców podejrzał, że niewiasty porywa mieszkający w studni stwór – gryf. W mieście zapanowała wielka trwoga. Tak się złożyło, że w tym czasie w Gospodzie Pod Złotym Gryfem młodzieniec podczas gry w kości zabił dworzanina księcia Bolka I i za swój czyn został skazany na śmierć. Książę zadecydował jednak, że go ułaskawi, po jednym wszakże warunkiem. Młodzieniec miał zabić gryfa. Sprytu mu nie brakowało. Ubrał się w błyszczącą zbroję i zszedł do piwnicy. Gdy gryf ujrzał w błyszczącej zbroi swoje odbicie, osłupiał, a ten moment wykorzystał młodzieniec, zadając mieczem śmiertelny cios. Na pamiątkę tej historii na rogu kamienicy pod rzeźbą św. Jana Chrzciciela, patrona Świdnicy, umieszczono rzeźbiarską scenę walki młodzieńca z gryfem. Rzeźba zachowała się do dzisiaj.
/asz/
Zdjęcia Łukasz Kufner