Strona główna 0_Slider Ponad 60 lat przy maszynie. Świdnicki krawiec Edward Włodkowski żegna się z...

Ponad 60 lat przy maszynie. Świdnicki krawiec Edward Włodkowski żegna się z pracą zawodową [FOTO]

0

– Szyłem garnitury, kostiumy, płaszcze! – mówi z błyskiem w oku 81-letni Edward Włodkowski, który swoją energią i śmiechem natychmiast zjednuje sobie sympatię. Po 63 latach pracy i 47 latach prowadzenia własnego zakładu krawieckiego postanowił przejść na emeryturę. – Będziemy nareszcie razem chodzić na spacery – cieszy się pani Kazimiera, która wiele lat towarzyszyła mężowi w pracy.


Pan Edward urodził się 13 grudnia 1944 roku niedaleko Łomży, gdzie rodzice prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne. – Dziadek całe dzieciństwo biegał na boso, takie to były czasy – dopowiada wnuczka Ewelina Michalik.

Jego dwaj bracia i siostra, podobnie jak on, chcieli innego życia. Pilnie się uczyli i zdobywali zawody wbrew wszelkim przeszkodom, wspierając się przy tym z całych sił. Siostra pracowała w branży mleczarskiej, starszy brat w drzewnej, najmłodszy w budowlanej. On sam w Łomży skończył szkołę zawodową. – Terminowałem u krawca i później musiałem szukać pracy. W Świdnicy mieszkał mój kuzyn, który ściągnął mnie do miasta. Zacząłem pracować w „Nowym Życiu” – wspomina.

Spółdzielnia mieściła się u zbiegu ulic Zamkowej i Kotlarskiej i tutaj Edward Włodkowski przepracował jako kreślarz w krojowni ponad 15 lat. Jak wielką osiągną wprawę, widać po setkach wykrojów, które tworzył i wykorzystywał już w prywatnej działalności. – Bo postanowiłem iść na swoje – mówi z uśmiechem dodając, że to był bardzo dobry ruch. Był rok 1978. – Wtedy ze wszystkim były problemy, w sklepach niewiele co można było kupić i ludzie szyli u krawców. To były dobre czasy. O, można było naprawdę dobrze zarobić! Zakład odstąpił mi hydraulik, który wcześniej najmował te pomieszczenia – wspomina pan Edward. Miał wtedy już wszelkie uprawnienia – najpierw zdobył dyplom czeladnika krawieckiego, a później mistrza.

– Miałem trzech uczniów i trzech czeladników, zawsze tu był ruch – dodaje z uśmiechem. Męża wspierała żona Kazimiera, która oficjalnie jest właścicielką zakładu. – Poznaliśmy się na potańcówce w Krokodylu (w nieistniejącym już budynku na placu Grunwaldzkim, przyp. red.). A kiedy to my braliśmy ślub? – szuka w pamięci i wspólnie udaje się ustalić, że to był rok 1964. – Dziadek jest i był bardzo przystojny, to nic dziwnego, że wpadł babci w oko – śmieje się wnuczka Ewelina

Państwo Włodkowscy doczekali się dwóch córek – Beaty i Grażyny, czworga wnucząt i trojga prawnucząt. – Ten zakład to nasze dzieciństwo – mówi ze wzruszeniem pani Ewelina. – Babcia przychodziła po nas do szkoły i przyprowadzała tutaj, a na tej maszynie – wskazuje starego Singera – szyłam sukienki dla lalek.

W latach 90. XX wieku wraz z wiatrem przemian w Polsce, z miejsca ruszył i pan Edward. – Pojechałem do Stanów – unosi brew. – Kazali mi się uczyć angielskiego, to śmiałem się, że niech oni uczą się polskiego! Do pracy, też jako krawiec, musiałem jechać dwoma autobusami. Wracałem na piechotę i wypalałem wtedy całą paczkę papierosów. Strasznie paliłem – wspomina. Wytrzymał przez rok, bardzo schudł, bo amerykańskie jedzenie mu nie smakowało, a za nałóg zapłacił nowotworem.

Mimo że stracił płuco, a z biegiem czasu dotykały go kolejne choroby i poważne obrażenia po wypadku samochodowym z 2020 roku, nie porzucił swojego zakładu. Wracał tu do pracy, obszywając między innymi sędziów, pracowników Aresztu Śledczego. – Ludzi w sumie z całego miasta – dopowiada mistrz krawiecki. W ostatnich latach zajmował się przede wszystkim poprawkami.

Formalnie zakład krawiecki pana Edwarda zakończy działalność pod koniec grudnia, praktycznie będzie czynny tylko do 18 grudnia. – Później zabieram maszyny – mówi ze smutkiem wnuczka, która szczególnym sentymentem darzy Singera. – Historia życia moich dziadków jest bardzo piękna i warta zapamiętania – podkreśla.

Panu Edwardowi wilgotnieją oczy, gdy pada pytanie, czym zajmie się na tej późnej emeryturze. Odpowiada żona – Będziemy razem chodzić na spacery. Potrzebuję jego wsparcia – zarządza pani Kazimiera. Pan Edward ma jeszcze w zanadrzu pasje do rozwiązywania krzyżówek, prowadzenia samochodu i podróży. – Na podróże nie mam już tyle siły i zdrowia, ale naprawdę bardzo je lubiłem. Teraz będę rozwiązywał krzyżówki – dodaje i pokazuje właśnie rozpoczętą grubą książeczkę.

Niewielki zakład krawiecki pana Edwarda przy al. Niepodległości 4 znali wszyscy w okolicy. Był miejscem, gdzie nie tylko zamawiało się ubrania na miarę, ale wpadało na pogaduszki i herbatę. Świdnicki krawiec przez ponad 60 lat swojego zawodowego zapisał piękną kartę w historii rzemiosła i samego miasta.

Agnieszka Szymkiewicz
W sesji fotograficznej uczestniczyli: Edward Włodkowski, Kazimiera Włodkowska,córka Beata Twardysko, wnuczka Ewelina Michalik i prawnuk Wiktor Michalik.
fot. Michał Nadolski

Poprzedni artykułRozpoczynamy walkę o Mistrzostwa Polski
Następny artykułWicedyrektor Aresztu Śledczego w Świdnicy został szefem Aresztu Śledczego we Wrocławiu