Strona główna 0_Slider System ochrony zdrowia nie dla pacjentów z nadwagą? Żaden ośrodek nie chce...

System ochrony zdrowia nie dla pacjentów z nadwagą? Żaden ośrodek nie chce przyjąć pani Danuty

0

Zderzyliśmy się z systemem jak ze ścianą. Dla naszej mamy, która przez 50 lat płaciła składki zdrowotne, nie możemy znaleźć miejsca w żadnym ośrodku opieki długoterminowej, a szpital chce ją wypisać – mówią dorosłe dzieci pani Danuty*. Placówki nie są przygotowane na pacjentów z dużą wagą. Bliscy seniorki dodają, że 170 kilogramów to także pryzmat, przez który została oceniona przez zespół pogotowia ratunkowego. – Tak łatwo przyczepić łatkę, że żarła to ma. Nikt nie wie, że za tym kryje się ciężka depresja i choroba tarczyca – mówią.

Pani Aneta od lat mieszka w Australii, pan Andrzej w Irlandii, a najmłodszy Grzegorz we Wrocławiu. W ich rodzinnym mieście w powiecie świdnickim zostali rodzice, 86-letni ojciec i 72-letnia mama. Są w stałym kontakcie, najmłodszy z rodzeństwa wspiera rodziców na co dzień. W połowie października Grzegorz spakował najpotrzebniejsze rzeczy i przeprowadził się do rodziców, wkrótce Aneta i Andrzej przylecieli do Polski.

Pani Danuta ze względu na tuszę od dwóch lat nie wychodziła z domu, ale dzieci postarały się, by miała stałą opiekę. 12 października przy próbie wstania z łóżka zasłabła i przewróciła się. Została przewieziona przez zespół pogotowia ratunkowego na szpitalny oddział ratunkowy w Świdnicy. – Lekarz stwierdził migotanie przedsionków serca, wykonane zdjęcia RTG kolan i bioder nie wykazały złamań. „Pacjentka nie wymaga hospitalizacji, przepisaliśmy leki i wypisujemy do domu”usłyszałem podczas rozmowy telefonicznej – opisuje Grzegorz, który planował zabranie mamy do Wrocławia. – Chciałem znaleźć we Wrocławiu placówkę opiekuńczą, ale mama od powrotu ze szpitala nie mogła się już podnieść.

Po lekach spała aż do wtorku, 14 października. Gdy się obudziła około południa, zaczęła się skarżyć na silny ból nóg. – Mówiła, że jest wręcz miażdżący – dodaje pani Aneta. – Ja sama jestem po siedmiu zakrzepach i wiem, że taki olbrzymi ból może oznaczać początek udaru.

14 października najmłodszy syn w godzinach wieczornych wezwał po raz kolejny pogotowie ratunkowe. – Przyjechało dwóch panów, zaczęli krzyczeć: „co wy robicie, dlaczego wzywacie do takich rzeczy, przecież to są zwyrodnieniowe bóle, a jakby ktoś miał zawał, a my jesteśmy tutaj, zaraz wezwę policję”. Zobaczyli mamę na łóżku, która waży 170 kg i od razu zawyrokowali, że to bóle zwyrodnieniowe, ale nie popatrzyli, że dwa dni wcześniej było migotanie przedsionków serca, że upadła. Odjechali, a mama została w domu aż do dnia, w którym doznała rozległego udaru – opisuje pan Grzegorz.

Syn pani Danuty w środę postarał się o wizytę lekarza rodzinnego, który wystawił skierowanie do szpitala na oddział geriatryczny. Miejsce na oddziale miało być dostępne od stycznia 2026r. – Pomyślałem, że skoro mama czeka na to miejsce, to wykorzystajmy ten czas na badania, zobaczmy, co da się zrobić z tarczycą, może da się wdrożyć leczenie, także otyłości – mówi Grzegorz. Lekarz na to przystał, zlecił badania. Syn powiedział również o ogromnym bólu nóg, na co zostały przepisane leki uśmierzające.

20 października pan Grzegorz był w przychodni, gdy zadzwoniła siostra. – Rozmawiałam z mamą przez telefon i nagle rozmowa się urwała, usłyszałam chrapanie. Zadzwoniłam do brata, by szybko jechał do domu – opisuje pani Aneta.  – Przyjechałem, zobaczyłem, że mam leży z telefonem i chrapie. Pomyślałem, że dobrze, niech odpoczywa. Po południu zadzwoniła opiekunka, że nie może mamy dobudzić, że mama nie reaguje. Była nieprzytomna i tym razem pogotowie zabrało ją od razu do szpitala w Świdnicy – dodaje najmłodszy syn.

Lekarze stwierdzili rozległy udar, trafiła na intensywną terapię. Byłem zrozpaczony, że nie zareagowałem od razu, bo lekarz powiedział, że na podanie leku, który mógłby rozbić zakrzep, było już za późno. Tłumaczył mi, że udar nie zawsze zaczyna się od typowych objawów jak opadający kącik ust czy paraliż jednej strony ciała. Mama zachowała się niestandardowo, nie miała tego dnia objawów udarowych – mówi.

Pani Danuta była w śpiączce przez dwa tygodnie. – Przez cały ten czas słyszeliśmy, że rokowania są bardzo złe. Rozumiem, że lekarze powinni poinformować rodzinę szczerze o tym, jaki jest stan pacjenta, ale nam za każdym razem, a byliśmy u mamy codziennie, powtarzano ten komunikat. Po co? Nie oczekiwałem wielkiej nadziei, rozumiem też, że pracownicy szpitala są bardzo przemęczeni, że jest ich zbyt mało, ale oczekiwałem mimo wszystko bardziej holistycznego podejścia – dodaje pan Andrzej.

Prawdziwy problem pojawił się jednak w dniu, gdy pani Danuta obudziła się.

Nie jest świadoma, ma sparaliżowaną prawą stronę ciała, nie mówi, nie je samodzielnie, musi być karmiona przez sondę. Nie wiemy, jakie spustoszenie udar poczynił w jej mózgu, czy kiedyś odzyska świadomość. Od lekarza dowiedzieliśmy się, że udar był bardzo rozległy – mówią dzieci pani Danuty.

Dowiedzieliśmy się, że mimo takiego stanu mamy zapadła decyzja o wypisie i że w piątek (7 listopada) mamy ją zabrać do domu. Usłyszeliśmy, że skoro i tak jesteśmy u mamy codziennie w szpitalu, to równie dobrze możemy się nią zająć w domu. Ale jak? Nie jesteśmy lekarzami, nie mamy wiedzy medycznej. Mamę trzeba karmić przez sondę. Byliśmy zdruzgotani i przerażeni – opisują. – Zwróciliśmy się do dyrektora szpitala o pomoc w zapewnieniu ciągłości opieki medycznej nad mamą. Nikt nam w pierwszym momencie nie zaoferował wsparcia w poszukiwaniu ośrodka, gdzie można by mamę przewieźć i gdzie znalazłaby fachową opiekę, rehabilitację.

Pani Aneta napisała do warszawskiej fundacji dla osób z otyłością, prosząc o pomoc. Dzięki temu skontaktował się z nią Rzecznik Praw Pacjenta. – To od rzecznika usłyszeliśmy, jakie mamy prawa. Napisaliśmy kolejne pismo do dyrektora szpitala, tym razem, że odmawiamy przyjęcia mamy. Dopiero wtedy okazało się, że szpital ma pracownika socjalnego, który został skierowany do pomocy dla nas, by szukać ośrodka dla mamy. Dlaczego wcześniej tego nie zrobiono? Dlaczego zabrakło takiego po prostu ludzkiego podejścia? Przecież wszyscy widzieli, że jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ale staramy się, robimy, co w naszej mocy. Słyszeliśmy, że to my nie chcemy współpracować. 

Rodzina rozpoczęła dramatyczne poszukiwania Zakładu Opieki Leczniczej. – Zaczęliśmy od Świdnicy i najbliższych okolic, ale nasze poszukiwania sięgają już całego Dolnego Śląska. O tych refundowanych przez NFZ można zapomnieć, bo oczekiwanie to nawet kilka lat. Obdzwoniliśmy około 40 ośrodków komercyjnych, do kilkunastu pojechaliśmy. W wielu nie ma miejsc. Zdarzyło się i tak, że rozmowa rozpoczynała się dobrze, od informacji, że jest miejsce dla osoby po udarze, sparaliżowanej. Ale gdy padało, ile mama waży, natychmiast okazywało się, że nie ma takiej możliwości. Bo nie ma łóżek bariatrycznych. Oferowaliśmy, że kupimy takie łóżko, ale  odpowiadali, że to nie wystarczy, bo potrzebny jest całodobowo lekarz. Mamy wrażenie, że w Polsce o osobach otyłych system całkowicie zapomniał.

W poszukiwania włączyła się pracownica socjalna szpitala. – Sprawdziła wszystkie ośrodki w Wielkopolsce, znalazła dwa, gdzie ewentualnie jest sens składania wniosku o przyjęcie. Największą nadzieję pokładamy w ZOL-u, prowadzonym przez siostry Elżbietanki w Dzierżoniowie. Przyjęły nas z wielką empatią, powiedziały, że konieczna jest ocena lekarza. Czekamy.

W sobotę synowie pani Danuty wyruszyli na dalsze poszukiwania. Miejsca jeszcze nie udało się znaleźć.

Gdyby 14 października mama trafiła do szpitala ponownie, albo 12 października została chociaż na kilkudniowej obserwacji, może udałoby się ograniczyć rozmiary udaru. Może na miejscu, w szpitalu, gdzie były pielęgniarki i lekarze, potrafiliby szybko rozpoznać niestandardowe objawy. Gdyby były dodatkowe badania, może szybciej byłoby wiadomo, że może dojść do udaru i temu zapobiec – mówią dzieci seniorki.

Zdecydowaliśmy się opowiedzieć o naszej sytuacji, bo trafiliśmy na straszny mur niemożności i lukę w systemie. Gdzie jest miejsce dla takich osób, jak nasza mama? Najłatwiej oceniać – jak tyle żarła, to tak ma. Tak łatwo przyklejamy łatki, a przecież za otyłością stoi choroba tarczycy, bardzo poważne problemy psychiczne. Jak to możliwe, że nigdzie nie ma dla niej miejsca? – pytają.

Zdumiało nas także to, że, mimo iż mama jest bez kontaktu, karmiona sondą i sparaliżowana, nadaje się do wypisu do domu, ale nie jest dość zdrowa, by zostać przyjęta w zakładzie opieki długoterminowej. A co z pacjentami samotnymi albo seniorami, na których w domu czeka drugi schorowany senior?  Co z tymi ludźmi, których nie stać na pielęgniarkę, na komercyjny ośrodek? Czy ich po prostu pakuje się w karetkę i zawozi do domu? – pytają.

Teraz są skoncentrowani na mamie. – Kiedy opadnie kurz, na pewno tego, co nas spotkało i spotyka także inne rodziny pacjentów, tak nie zostawimy – zapowiada rodzina pani Danuty.

Agnieszka Szymkiewicz
*imię zostało zmienione

Pytania dotyczące problemów, na które wskazali bliscy pacjentki, skierowaliśmy do Pogotowia Ratunkowego w Świdnicy, szpitala, wrocławskiego oddziału NFZ oraz Ministra Zdrowia. Do tematu wrócimy.

Poprzedni artykułLekkoatletyczne święto w Świdnicy zakończone. Znamy zwycięzców! [WYNIKI, 238 ZDJĘĆ]