O próbie ratowania psa, który przypomina szkielet, ostatniej nocy poinformował Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Zwierzę zostało odebrane z posesji na terenie Krzyżowej koło Świdnicy. Szkielet leżał przypięty łańcuchem do budy tuż przy płocie. – Za każdym razem myślę, że już bardziej zagłodzić się nie da. Ale da się – mówi prezes DIOZ Konrad Kuźmiński.
Pomimo środka nocy, chwilę przed godziną 3:00, nasi inspektorzy odebrali od byłej sołtys wsi Krzyżowa (powiat świdnicki) Agnieszki S., skrajnie zaniedbanego, zagłodzonego i „wysuszonego” do granic możliwości psa. Zwierze praktycznie nie przejawia żadnych oznak życia. Przed nami ponad 60 km by dojechać do najbliższej wrocławskiej całodobowej kliniki. To kolejny pies, o którego walka o życie nie będzie najłatwiejsza – opisał DIOZ na portalu społecznościowym.
– Wczoraj po południu dostaliśmy e-mail od mieszkanki Krzyżowej, która opisała tragiczny stan psa byłej sołtyski, dodając, że widzi go każdy, ale wszyscy boją się zawiadomić kogokolwiek. W tym czasie ratowaliśmy innego psa z poparzonym przewodem pokarmowym, byliśmy w klinice we Wrocławiu. Planowaliśmy przyjechać następnego dnia, ale ok. 23.00 przyszedł kolejny e-mail, że pies już nie żyje. Coś mnie jednak tknęło i jak najszybciej mogliśmy, pojechaliśmy do Krzyżowej. Zwykle nie podejmujemy interwencji w nocy, ale tym razem trudno, pojechaliśmy – mówi Konrad Kuźmiński. Na posesji Agnieszki S., byłej sołtys zastali przypięty do budy psi szkielet. – Pies leżał we własnych odchodach, nie poruszał się, ale zobaczyłem, że unosi się klatka piersiowa. Żył. Natychmiast zabraliśmy go i zawieźliśmy do całodobowej kliniki we Wrocławiu. Okazało się, że pies, który powinien ważyć ok. 25 kilogramów, waży 12, ma guzy na jądrach, zgniłą jamę ustną, niedowład nóg, jest potwornie brudny. Na pewno od dawna nie był u weterynarza. Właścicielka pozwalała mu konać w straszliwych męczarniach.
Pies mimo tak dramatycznego stanu, był nadal przypięty łańcuchem do budy. Z niewiadomych przyczyn miski stały na budzie. – W jednej znajdowała się cuchnąca ciecz z resztką kości – mówi prezes DIOZ. Właścicielka nawet nie zeszła do inspektorów. – Przez okno wykrzykiwała niecenzuralne słowa i na tym się skończyło – mówi Kuźmiński. Dodaje także, że inspektorzy nigdy nie odbierają psów, które źle wyglądają z powodu wieku i choroby, ale są zadbane, otoczone opieką, leczone i mają godne warunki życia.
Lekarze dają psu szansę na przeżycie. – Jest psim seniorem, ale ma jeszcze szansę na dobrą końcówkę życia. Na pewno zrobimy wszystko, by go uratować i otoczyć opieką – dodaje prezes DIOZ. Inspektorat złoży zawiadomienie do prokuratury ws. znęcania się przez właścicielkę nad psem.
– Proszę pani, ja w tamtą stronę nie chodzę, tu mam dom i wnuczki. Nie wiem, co tam się dzieje – mówi pierwsza napotkana w odległości ok. 150 metrów od domu byłej sołtyski mieszkanka Krzyżowej. Wtóruje jej kolejna kobieta, zajęta pieleniem ogródka. – Ja też tam nie chodzę, ale to nieprawda, że tam mogli zagłodzić psa. To taki ładny, w typie husky, czasem im uciekał i biegał po wsi.
Kiedy ostatni raz go widziały? – Ojej, tak z rok temu – mówi jedna z kobiet. Druga dodaje, że o tym zagłodzeniu to kłamstwa. Kiedy oglądają zdjęcie wykonane dzisiaj we wrocławskiej klinice, milkną. O losie psa nie wie także mężczyzna mieszkający naprzeciwko. On też nie chodzi po wsi. Nic nie wie człowiek, który naprzeciwko posesji byłej sołtys buduje dom. – Pani, ja tu buduję, a nie zaglądam do sąsiadów – macha ręką. O psie nic nie wie.
Z zadbanej posesji Agnieszki S. słychać szczekanie. Przy bramce skacze dobrze wyglądający, czysty, młody pies. Drzwi otwiera starsza pani z małym dzieckiem na ręku. – Córka pojechała właśnie na policję, ale proszę wejść do domu – zaprasza. Pytana o psa, którego zabrali inspektorzy, tłumaczy, że Maks był bardzo stary i już jeść nie chciał. Miał iść do „uspania”. Twierdzi, że ma ze 20 lat, ale o tym, że był chory, nic nie wie. Czy był u weterynarza? Też nie wie. Na pewno nie brakowało mu jedzenia, bo córka pracuje w kuchni i przynosi zlewki. Szyneczki miał dostawać, a wczoraj kostki i rosół. W domu jest karma dla psów. Młody psiak ma własne posłanie w domu pod schodami. Stary leżał przed budą na cegłach i był przypięty łańcuchem. Jak tłumaczy matka byłej sołtyski, bo jest małe dziecko i żeby jej krzywdy nie zrobił. Na nagraniach widać, że pies nie chodził, nie był w stanie utrzymać się na łapach. Seniorka przekonuje, że chodził, jak najbardziej chodził. Dlaczego miski stały na budzie? Ona nie wie, kto je tam postawił. Czy chciałaby, żeby na starość, kiedy będzie tak schorowana i niedołężna ktoś zajął się nią tak jak Maksem? Odpowiada cicho, że nie, nie chciałaby.
Rozmowę przerywa przyjazd Agnieszki S. Kobieta kategorycznie odmawia rozmowy i wyprasza z posesji. Mówi, że nic nie powie bez konsultacji z prawnikiem. Ale zarzuca inspektorom, że weszli na posesję podstępem, w środku nocy, bez jej wiedzy. I wszystko o psie to kłamstwa.
Udaje się zadać trzy pytania. Czy ma książeczkę zdrowia psa? Odpowiada, że nie, ale pies był szczepiony. To gdzie jest to odnotowane? Nie odpowiada. Pytana, czy może spać spokojnie, odpowiada, że oczywiście. W tym momencie kończy i każe wyjść z posesji. I zabrania robić zdjęć domu. – Niech jaśminy pani fotografuje! – krzyczy na odchodnym.
Przypomnijmy, w maju z posesji w Pastuchowie przez DIOZ został odebrany Tołdi. Pies był głodzony i trzymany na krótkim łańcuchu. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]
Fot. DIOZ
DIOZ może leczyć i zapewniać zwierzętom opiekę tylko dzięki datkom: