Dla jakich wydarzeń świdniczanie byli gotowi siedzieć na schodach? Przy jakiej książce kłębiły się tłum zainteresowanych? Jaki wiersz, jaka proza wyszła spod pióra rodzimych twórców? Literacki rok 2018 w Świdnicy podsumowuje Wojciech Koryciński, pisarz, nauczyciel języka polskiego.
LITERACKIE PODSUMOWANIE ROKU 2018
Uwaga! Ten felieton składa się z części: (a), (b), (c). Na wstępie będzie nudno (a), potem gorąco i może kontrowersyjnie (b), a na końcu bardzo szczegółowo, profesjonalnie i dlatego potwornie nudno (c). Ps. a jeśli ktoś nie rozumie ironii albo nie chwyta w mig aluzji, to niech da sobie spokój.
(a). Choć w statystykach wypożyczeń bibliotecznych, w opiniach ekspertów i edukatorów panują minorowe nastroje co do stanu współczesnego czytelnictwa, a co za tym idzie funkcjonowania w obiegu społecznym literatury pięknej, to warto przyjrzeć się i podsumować działania świdnickiego środowiska literackiego w mijającym roku. Może było równie źle jak wszędzie? A może trochę inaczej, bardziej dziwacznie, pokracznie? A może spektakularnie i pięknie?
Dobrze, nudny wstęp za nami. Przejdźmy zatem do ciekawszych tematów.
(b). Co świdniczan zelektryzowało w ubiegłym roku? Co świdniczan w literaturze może zelektryzować w jakimkolwiek roku?
Biorąc pod uwagę, jakie artykuły najczęściej czyta współczesny odbiorca (ten masowy) i w Internecie, i w prasie drukowanej – to dominują głównie tematy społecznej makabry (zabójstwa, samobójstwa, gwałty, rozwody) lub wielkie afery finansowe. Przykro mi, w ubiegłym roku żaden świdnicki literat, ani ten przybywający jako gość do Świdnicy, nie był bohaterem żadnego z powyższych tematów wyjątkowo atrakcyjnych medialnie.
Ale dwa spotkania w naszym mieście przyciągnęły szczególnie dużo widzów (może wśród nich było kilku czytelników) i chciałbym im poświęcić więcej miejsca jako fenomenom.
Dorota Masłowska. Autorka przyjechała do Świdnicy 15 listopada w ramach Festiwalu Cztery Żywioły Słowa. Prowadziłem to spotkanie. Pierwsze piętro – korytarz w Bibliotece Miejskiej wypełnione po brzegi. Bardzo dużo młodych ludzi na widowni – kalkuluję, że średnia wieku ok. 30 lat.
Co zostało z tego spotkania dla Świdnicy? Głównie wpis Autorki na fejsie o samym spotkaniu autorskim i przygodzie w lokalu Teatralna. Śpieszę donieść, że to najlepszy kawałek literatury, jaki kiedykolwiek czytałem o naszym mieście – krwisty, mięsisty i prawdziwy. Ale zanim o tym, to jeszcze kilka niuansów: po pierwsze, przypomnę, że nie takie tuzy literackie jak Masłowska bywały w Teatralnej – wymienię tu choćby Jerzego Putramenta; po drugie, wpis Masłowskiej uważam za bardzo cenny, uważam go za formę docenienia (nie wszyscy świdniczanie tak się odnieśli do niego). Jeśli ktoś, kto pisze, przyjeżdża do nas, to chce przeżyć coś prawdziwego – prawdziwe nie było przyjęcie w Fado (to przyjęcie pompatyczne, dla celebrytów – Masłowska „tekstowa” taka nie jest; prywatnie „stosunkowo” nie jest zła), ona potrzebuje tlenu – tlen jest w Teatralnej (choć gęsto jest tam także od innych pierwiastków i zawiesin). Rozmawiałem z wieloma osobami, które przesiadują w Teatralnej – tam jest duch, kwintesencja miasta, bo to jedyna knajpa, która niczego nie udaje. Wszystkie inne są stylizowane i wymyślone „na wyciąganie kasy”. Druga sprawa, niektórzy widzowie bardzo byli dociekliwi i wręcz oburzeni, że wyszedłem ze spotkania. Śpieszę donieść im, że po prostu wyszedłem do toalety, bo czasem i prowadzącemu na spotkaniu też się zachce… (mógłbym ostro, ale) …pójść do toalety. Nikt natomiast nie protestował, nie wzdymał się, nie rwał włosów, że spotkania regularnie w Bibliotece Miejskiej odbywają się na korytarzu!!! Ot, taka świdnicka gościnność.
Olga Tokarczuk. Autorka przyjechała do Świdnicy 13 grudnia zaproszona przez Miejską Bibliotekę. Spotkanie prowadził Karol Maliszewski. Znów na pierwszym piętrze – korytarz wypełniony po brzegi. Bardzo dużo ludzi na widowni – kalkuluję, że średnia wieku ok. 60 lat (tym razem kalkulację opieram na zdjęciach z mediów, bo nie mogłem być osobiście – w tym czasie uczestniczyłem w promocji „Pomostów” we Wrocławiu). Co zostało z tego spotkania w Świdnicy? Poczucie, że przyjechał ktoś wielki, nagradzany, filmowany. Tylko że – to tylko opinie, które usłyszałem – „niepotrzebnie pan Karol Maliszewski prowadził tak trudną rozmowę. My chciałyśmy po prostu, żeby autorka podpisała nam książki…”
Literackie spotkania są fenomenem, bo one właściwie stanowią rodzaj zwierciadła i więcej mówią o nas, świdniczanach niż o zaproszonych autorach – o naszym wyobrażeniu świata literackiego, o naszych pożądaniach lekturowych, czasem o pogoni za sensacją. To piękne. Ale czasami też i przykre. Przerażające. Katastrofalne.
Ale jeśli ktoś uważa, że jestem niesprawiedliwy w swoich ocenach, to niech to sobie tłumaczy moją zazdrością i zawiścią względem Autorek.
(c) Co natomiast wydarzyło się poza wyżej wymienionymi spotkaniami? A co może nie było tak spektakularne w opinii świdniczan?!
Zacznijmy może od tego, że świdniczanie w swoich przyzwyczajeniach lekturowych bywają tradycyjni. I tu pojawia się na trzecim miejscu wśród wydarzeń (obok Masłowskiej i Tokarczuk)… Rapsodia świdnicka W. J. Grabskiego. W tym roku do rąk świdniczan trafiło kolejne wydanie tej monumentalnej powieści historycznej za sprawą Wydawnictwa Errata-Kubara Lamina (od pierwszego wydania z 1955 roku minęło 63 lata, a od ostatniego 33. Łącznie od roku 1955 nakład Rapsodii wyniósł w sumie 135 tys. egzemplarzy). O całej inicjatywie pisał portal swidnica24.pl – informacje można znaleźć pod linkiem: https://swidnica24.pl/2018/08/po-30-latach-wznowili-monumentalna-rapsodie-swidnicka-wywiad-konkurs/. Oczywiście gdy tylko dowiedziałem się o tym, że nowe wydanie jest już dostępne, poszedłem od razu do księgarni Barbary i Krzysztofa Zarembów – spodziewałem się w nowej edycji dodatkowych materiałów m.in. artykułu Mistycyzm, realizm i „Rapsodia świdnicka” Grzegorza Jana Grabskiego, bo w tym czasie oddałem do „Rocznika Świdnickiego” artykuł w ramach cyklu Świdnickie pejzaże literackie – Rapsodia świdnicka Władysława Jana Grabskiego jako kronika początku (część pierwsza – w ogniu krytyki). W księgarni zastałem 5-6 osób kłębiących się przy regale z Rapsodią, to były osoby 60-, 70-letnie i brały po dwa egzemplarze. Jedna z tych osób, mężczyzna, powiedział, że weźmie jeszcze jedną, to wyśle bratu do Stanów. Co znaczy siła tradycji?!
Teraz przenieśmy się poza „podium”.
Podczas tego roku kontynuowane były działania „u podstaw”, które na co dzień w mojej opinii są niedostatecznie doceniane – a szkoda, bo stanowią znaczący wkład tożsamościowy w naszą społeczność (po prostu poprzez nie zaznaczamy sami, kim jesteśmy) i one dopiero mogą być właściwym kontekstem dla jakichkolwiek innych działań literackich, w których uczestniczą osoby o wielkim formacie.
Do tych naszych lokalnych działań zaliczyłbym Biesiadę Literacką (z Konkursem na Autorską Książkę i Ogólnopolski Turniej Jednego Wiersza), Festiwal Cztery Żywioły Słowa (w ramach, którego do Świdnicy przyjechali m.in. prof. Wojciech Browarny, dr hab. Karol Maliszewski, dr Paweł Pluta, a ich działania dopełniali świdniczanie – Zdzisław Grześkowiak, Anna Maria Micińska, Barbara Elmanowska, Paweł Buczma oraz Grzegorz Skoczylas, prezentujący swój poetycki debiut Partię szachów) oraz Świdnickie Środy Literackie (podczas których pojawili się m.in. Mirka Szychowiak, by zaprezentować tomik poetycki Trzeci migdał; zaprezentowano też podczas Śród książkę Marioli Mackiewicz i Bożeny Pytel Koniec świata zapachów, której akcja rozgrywa się w Świdnicy; pojawił się też spokrewniony z Tadeuszem Różewiczem poeta młodego pokolenia Rafał Różewicz oraz Adriana Michalewska i Jacek Bierut).
Oprócz cyklicznych imprez należy zwrócić uwagę, że młodzi świdniccy poeci aktywnie biorą udział w życiu literackim Wrocławia. Do takich środowiskowych działań należały w mijającym roku: Ogólnopolski Turniej Jednego Wiersza im. Rafała Wojaczka, spotkania autorskie organizowane we wrocławskim Klubie „Ślimak”, spotkania autorskie organizowane przez Maję Hypki-Grabowską, poetkę i animatorkę poetyckiego Klubu Rubikon. Po raz kolejny świdnickie środowisko literackie zostało docenione przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich (oddział we Wrocławiu), dzięki czemu świdniccy autorzy są licznie reprezentowani w tegorocznej edycji wydawanego przez SPP pisma „Pomosty”, w którym motywem przewodnim jest „Dolnośląskość jako stan ducha” (w tym dziale pojawiają się eseje Barbary Elmanowskiej i moje, a w prezentacjach poetyckich i prozatorskich teksty: oprócz wcześniej wspomnianej Barbary Elmanowskiej, teksty Mai Hypki-Grabowskiej, Izabeli Prypin (debiut), Pawła Buczmy, Tamary Hebes, Tomasza Hrynacza, Mateusza Andrzeja Masłowskiego i Krzysztofa Polaczenki.
Są jeszcze dwa działania, o które chciałbym się upomnieć: konkurs literacki z 20-letnią tradycją „Lir… rodzaj różny” organizowany przez Aleksandrę Kulak (tu wyławia się literackie talenty na poziomie gimnazjum i liceum, które później się szlifuje, aby odnosiły sukcesy literackie po skończeniu edukacji) i warsztaty literackie w Bibliotece Miejskiej prowadzone przez Barbarę Elmanowską.
Może było równie źle jak wszędzie w tym 2018 roku? A może trochę inaczej, bardziej dziwacznie, pokracznie? A może spektakularnie i pięknie?! Każdy może mieć własną opinię. W przyszłym roku należy spodziewać się dużo więcej książek świdnickich autorów – wiem, że pracują intensywnie w ciszy. Może w 2019 roku przyjdzie nam przeczytać tom poetycki, kryminał, pierwszy świdnicki harlekin? Kto wie?
Wojciech Koryciński