Zaufanie od czasu do czasu, czyli jak uwiódł mnie Wacek

    0

    Choć prawdziwe lato z upałami zagląda do nas, co cztery, pięć dni nie mam z tego powodu zmartwień. Telewizje wykonują plan sezonowych powtórek z wyjątkową precyzją, a politycy szykują się na sierpniowy urlop. Zanim jednak znikną z horyzontu, bez żenady lansują się mając na uwadze wczesnojesienne wybory. I choć kodeks wyborczy zabrania prowadzenia kampanii wyborczej przed ogłoszeniem daty wyborów przez prezydenta, polscy politycy nie byliby sobą, gdyby nie obchodzili tego przepisu. Kilka dni temu PiS przedstawiło 6 spotów radiowych i jeden telewizyjny. W tych pierwszych Polacy skarżą się na sytuację w kraju. Pod koniec każdego słyszymy: ”Premierze, panu już dziękuję. Czas na odważne decyzje. Prawo i Sprawiedliwość”. Choć próbuje się nam robić wyborczą wodę z mózgu, wszystko cuchnie znanymi klimatami. Politycy wszelkiej maści, nie tylko ci aktywni z partii Prezesa Jarka, zarzekają się, że to nie część kampanii wyborczej tylko kampania informacyjna. Jednak ich konstrukcja i przekaz nie różnią się od spotów pokazywanych przed wyborami. Poza spotami uprawia się masowo gospodarskie odwiedziny w różnych regionach. Wszystko z myślą, że kogoś na prowincji da się przekonać do głosowania na tych, czy innych. Nadszedł także czas na informacyjne bilbordy, których nigdy wcześniej nie było, a także przekazy przygotowane do emisji w necie. Ogromna maszyna przed kampanijna ruszyła i toczy się rozgniatając dojrzałe czarne porzeczki, wiśnie, czy morele. Niestety dżemiku z tego nie będzie. A szkoda. Czasami jednak zdarzają się miłe chwile, które pozwalają wierzyć w to, że nie wszyscy poszaleli i PR-owski styl życia nie zepsuł ich do reszty. Dwa, a może trzy dni temu przez zupełny przypadek byłem świadkiem (niemym) rozmowy Janiny Paradowskiej, cenionej przeze mnie dziennikarki „Polityki” i Wacława Martyniuka, jeszcze posła obecnej kadencji z ramienia Lewicy. Znałem Go jeszcze z czasów, gdy ostro zajmował się działalnością związkową. A jako, że nie specjalnie kocham tę grupę ludzi, to i pan Wacek nie był moim ulubieńcem. Choć nie powiem, bym pamiętał o jakiś jego wpadkach czy „wygłupach”. Zdawał się stateczny i rozsądny, a stąd niedaleka droga do bycia nudnym. I tak też tkwił w mojej świadomości politycznej. No i stała się … jasność, jak zakrzyknął pewien wrażliwy poeta, któremu zdarzyło się odwiedzić Bagieniec kilkaset lat temu. Pan poseł Wacław postanowił wrócić na łono normalnych ludzi i powiedział, że nie będzie jesienią kandydował do nowego Sejmu. Ba, stwierdził, że wycofuje się z tzw. polityki, bo to nie jego klimaty i nie ma ochoty już się w to bawić. W rozmowie z Janiną Paradowską dość szczegółowo nazwał toksyczne klimaty, które przeszkadzają mu w obecnym sprawowaniu mandatu. I choć od lat był i jest zadeklarowanym „czerwonym” to jego przekaz dotarł do mnie bez problemu. Niczego tym nie sugeruję, poza jednym jedynym, że i na Wiejskiej można trafić na rozsądnych ludzi. W innym wywiadzie na Onet.pl stwierdził, że „Wiedziałem, że zły czas rządów PiS musimy przetrwać i przetrwaliśmy. Ogromne nadzieje wiązałem z rządami Tuska. Spodziewałem się znacznie lepszej, jakości rządzenia, lepszego klimatu politycznego i innego sprawowania polityki w stosunku do tego, co było za czasów PiS. Po Tusku spodziewałem się dużo więcej niż po Jarosławie Kaczyńskim, ale też nie spodziewałem się, że PiS będzie taką krwawą opozycją. Nie spodziewałem się też rozpadu LiD-u i odejścia Olejniczaka. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ze swoim wyobrażeniem o polityce, do tego, co z nią się stało, ja już nie pasuję. Ja z natury jestem pozytywistą i nie znoszę pieniactwa, eventów, PR-owych szopek politycznych, które politycznie nic nie dają. Miałem dość politycznego balonu. Prawica – jeśli za nią przyjmiemy PiS i PO – ma w Polsce wersję hard i wersję light. Hardcore to PiS, a lajcik to PO, mówiąc kolokwialnie. Dzisiaj rządy Tuska to tylko trwanie przy znakomitej oprawie medialnej, przy czym słowo trwanie proszę rozumieć, jako lepsze czy gorsze administrowanie.” Tyle poseł ze Śląska, który przez 20 lat zdążył poznać wszystkie odsłony naszej polityki. To, czym podzielił się z Jackiem Nizinkiewiczem jest proste i klarowne, a przy tym niezwykle brutalne i odarte z pudru, czy szminki. Ujęło mnie pozytywnie. Kolejny raz okazało się, że powierzchowne opinie o kimś zawsze trzeba weryfikować. Inaczej są mało warte i zwodnicze. Spodobało mi się jeszcze coś związane z panem Wacławem Martyniukiem – w innym wywiadzie udzielonym ostatnio (było ich tyle, że strach) zacytował Konfucjusza – „W głębi serca jestem zwolennikiem spostrzeżenia Konfucjusza: „Niech rozkwita sto kwiatów, bowiem łąka jest jedna”. Pomysłów na tę łąkę jest dużo. Niestety dzisiaj na scenie politycznej od skrajnej prawicy po skrajną lewicę, przypomina mi się Majakowski: „Lewą, lewą, lewą, kto tam idzie prawą”. Dzisiaj tę lewą można zamienić na prawą albo centrum. Wszystko jedno.” Tym mądrym Chińczykiem uwiódł mnie Wacek zupełnie.

    Wybaczyłem mu nawet to, że w 2009 Biuro Lustracyjne IPN skierowało do sądu lustracyjnego wniosek o uznanie go za „kłamcę lustracyjnego”. Podobno miał kiedyś współpracować z SB. Zawsze przedkładałem inteligentnego TW, (jeśli takim pan Poseł zostanie) nad przygłupem!

    Wacław Piechocki

    Poprzedni artykułWydziergaj plac Pokoju
    Następny artykułOgórkowe cannelloni