Ale nie tylko one. Dwa związki zawodowe działające w szpitalu Latawiec – Pielęgniarek i Położnych oraz Związek Zawodowy Pracowników Służby Zdrowia – weszły w spór zbiorowy z dyrekcją. Żądają 40% podwyżki dla pracowników etatowych. – Spełnienie tych oczekiwań i ewentualne protesty mogą zagrozić finansowej stabilności placówki – odpowiada dyrektor Jacek Domejko.
Elżbieta Pieprz, Barbara Szabunia i radna Daria Kurek
Koszt podwyżek to 9,5 miliona złotych w skali roku. Szpital tymczasem musiał wdrożyć kolejny plan oszczędnościowy, nadal także czeka na uregulowanie przez NFZ płatności za nadwykonania z 2010 roku i pierwszego kwartału 2011. –Spełnienie oczekiwań jest nierealne – rozkłada ręce dyrektor i dodaje, że po raz pierwszy żądania przybrały tak dużą skalę. Historia sporów jest długa, ale w ostatnich latach po negocjacjach i przyznaniu podwyżek w skali roku szpital musiał wykładać dodatkowe 1,5 – 2 miliony złotych, co było do udźwignięcia. Zdaniem Jacka Domejki – 9,5 miliona to kwota nie do przeskoczenia.
– Nasze żądania mają dwie przyczyny – tłumaczy Elżbieta Pieprz, przewodnicząca Związku Pielęgniarek i Położnych w szpitalu. – Po pierwsze na tle innych placówek w regionie zarabiamy znacznie gorzej, po drugie i najważniejsze, jest ogromna dysproporcja między wynagradzaniem osób na etatach a tych, pracujących w oparciu o umowy cywilno – prawne. Średnia pensja pielęgniarki etatowej to 2 tysiące złotych, na kontrakcie otrzymują nawet 11 tysięcy (brutto), a przecież ich praca niczym się nie różni!
Dyrektor odpowiada, że dostrzega przepaść między pensjami, ale głównie w przypadku osób o najniższym uposażeniu. – Proponujemy w tym zakresie wyrównanie, na które możemy wydać 160 tysięcy złotych miesięcznie – wyjaśnia. Jacek Domejko obawia się, że jednym ze skutków sporu może być protest, a nawet przerwanie pracy. – Taki scenariusz, niestety, może nie tylko zachwiać pracą szpitala i jego wizerunkiem, ale także wymusić przyspieszone przekształcenie w spółkę.
Na takie słowa ostro reaguje Elżbieta Pieprz. – W sporach rzeczywiście byliśmy bardzo często, ale nigdy świdnickie pielęgniarki nie przerwały pracy, nie odeszły od łóżek, nawet wtedy, gdy strajkowała połowa szpitali w Polsce. Absolutnie nie chcemy doprowadzić do strat, zależy nam na szpitalu i jego dobrej kondycji. Jednak dysproporcje płacowe są ogromne i nie możemy się dłużej na nie godzić.
Czy rzeczywiście protestów nie będzie? Swoje plany związki na razie trzymają w tajemnicy.
asz