Tym wpisem zakończę blok o kiszonkach. Przepis tak mnie zachwycił, że nie mogłam się z Wami nim nie podzielić. Mam jakąś dziwną nietolerancję na świeżą paprykę. Nie mogę na surowo jej jeść, ponieważ mam poważne sensacje żołądkowe po jej spożyciu. A ponieważ paprykę bardzo lubię, szukam przepisów, by jednak móc ją zjeść. I właśnie wersja kiszona zalicza się do tych przepisów.
Papryka kiszona bardzo mi zasmakowała. Jeśli mi nie dowierzacie zróbcie tak jak ja – 1 słoik. Warto teraz spróbować, bo ceny papryki na targowiskach sprzyjają jej przetwarzaniu.
Na jeden litrowy słój miałam:
• 3 papryki czerwone
• 3 ząbki czosnku
• 1 listek laurowy
• kilka ziaren ziela angielskiego
• 2 baldachimy kopru
• 1łyżka soli/ 1 litr wody
• kilka łyżek soku z kiszonych ogórków lub kapusty do „zaszczepienia”.
Opcjonalnie mała ostra papryczka – ja dodałam, bo lubię.
Wykonanie:
Papryki umyłam, przekroiłam na pół, wycięłam gniazda nasienne i pocięłam na mniejsze kawałki.
Słój umyłam i wyparzyłam. Na dno wsypałam listek laurowy, ziele, dodałam przekrojone na pół ząbki czosnku, i baldachimy kopru. Ciasno ułożyłam rozkrojone papryczki.
Wodę zagotowałam z solą kamienną. Gdy przestygła, wlałam ją do słoja i zaszczepiłam sokiem z ogórków. Zakręciłam i ustawiłam słój na talerzu. Każdego dnia dociskałam paprykę by cała była pod powierzchnią wody. Musi być cała zanurzona. Jeśli jest mocno niezdyscyplinowana należy ją obciążyć spodeczkiem. Z koniecznych zabiegów opiekuńczych dodam jeszcze dogniatanie papryki, by ją odgazować. Będzie się wydobywała cała masa bąbli.
Po 7 dniach była ukiszona. Schowałam wtedy słoik do lodówki. Jeśli przygotujecie sobie większą ilość papryki w dużym słoju, należy ją przełożyć w mniejsze słoiki, uzupełnić w nich wodę z kiszenia i pasteryzować około 20 minut w 70 stopniach, aby zatrzymać proces kiszenia.
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch