Tak my tu sobie gadu-gadu o tym różowym kolorze, a tu tymczasem w moim własnym przedpokoju zalega od czasu do czasu worek z grubej bawełnianej surówki, w którym mój syn przechowuje strój na wf – worek być może niezbyt urodziwy, ale za to z napisem przebiegłym, który pozwolił mi znaleźć wymówkę dla tych którzy różu nie znoszą. Którzy ostentacyjnie i wręcz ksenofobicznie uważają go za tego nie z tej opcji i nie z tej konfiguracji. Odtąd więc będę głosić, że wszelkie uprzedzenia są niewłaściwe, wynikające z niedostatecznej wiedzy, zaściankowej mentalności i że w ogóle są passe.
Bo według napisu na torbie róż to nie róż jest. Róż to magenta. Niby niewielka różnica, ale jak to brzmi…! I w sumie pukam się w czoło, że to nie ja sama na to wpadłam. Wszak matką jestem od lat parunastu i morze doświadczeń na tym polu minowym powinno mnie już nauczyć, że nie od stanu faktycznego rzeczy zależy jego atrakcyjność, a od jego nomenklatury. I nie ze zwykłego polecenia płynie jego skuteczność, a z przyłożonego odpowiednio argumentu. Czyli inaczej mówiąc z zastraszenia, szantażu emocjonalnego, manipulacji i innych jeszcze rzeczy, potępianych ze względów wychowawczych, ale dopuszczalnych, gdy nie chcemy dać się zabić.
Tak więc już dawno przestało obowiązywać u nas w domu poprawne politycznie „Swój pokój powinnaś utrzymywać w porządku”. W to miejsce weszło „Jak nie zrobisz porządku natychmiast, zrobię zdjęcie i wrzucę ci to na fejsa”. Przed ślęczeniem godzinami przed monitorem komputera nie ostrzegam już ich słowami „skończ te nasiadówki, bo popsujesz sobie wzrok”, a argumentem: „jak tak dalej pójdzie, twoje oczy nie zobaczą już kolejnej edycji simsów”. Działa, jak natura chciała.
Z tego co całkiem niedawno wyczytałam o Korczaku, istnieje prawdopodobieństwo, że mógłby takim metodom przyklasnąć. Albo przynajmniej przymknąć oko…
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl