Strona główna 0_Slider Szli piątkami i umierali. 80 lat od ewakuacji KL Gross-Rosen

Szli piątkami i umierali. 80 lat od ewakuacji KL Gross-Rosen

0

Najpierw KL Gross-Rosen był miejscem, do którego ewakuowano więźniów z Auschwitz, później, w lutym 1945 w obliczu nadchodzącej przegranej Niemiec, rozpoczęła się ewakuacja obozu spod Strzegomia. – Głód, nadludzki wysiłek, choroby pomagały esesmanom… Kto nie wytrzymywał tempa, był zastrzelony… A było takich więźniów coraz więcej… – wspominał były więzień. Dzisiaj przed ścianą śmierci dawnego niemieckiego obozu koncentracyjnego została odsłonięta tablica pamięci ofiar marszów śmierci.


Zdjęcie użyczone przez Agnieszkę Dobkiewicz

„Marsze śmierci” wyruszały z niemieckich obozów koncentracyjnych, gdy zbliżali się alianci, przede wszystkim Armia Czerwona, w 1944 i 1945 roku. Wymarsz obozów następował na kilka, kilkanaście dni przed nadejściem frontu. Więźniowie, skrajnie wyczerpani pobytem w obozie i morderczą pracą, maszerowali w głąb III Rzeszy, gdzie mieli nadal służyć jako darmowa siła robocza na potrzeby niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Marsze stanowiły dramatyczną chwilę w historii więźniów hitlerowskich obozów. Większość marszów odbywała się na mrozie, zimą 1944–1945. Odcinki dziennej marszruty wynosiły ok. 20–30 km, noclegi improwizowane były niekiedy też pod gołym niebem. Pasiaki więźniarskie nie pozwalały w stopniu wystarczającym zachować ciepło ciała. Żywieniowe racje dzienne były wypadkową losu.

Każde odejście od kolumny traktowane było jako próba ucieczki bądź niezdolność do dalszej drogi i karane natychmiastową śmiercią. Śmiertelność podczas marszów była bardzo wysoka. Tym niemniej zamieszanie i niecodzienność sytuacji więźniarskiej powodowały również dużą liczbę ucieczek. Pierwsze marsze wyruszyły w 1944 roku z Majdanka; najsłynniejszymi marszami na terenie powojennej Polski były marsze z Auschwitz-Birkenau, Gross-Rosen i Stutthof.*

Z inicjatywy Muzeum Gross-Rosen ofiary marszów upamiętniono tablicą, umieszczoną na ścianie śmierci. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele stowarzyszeń i IPN.

„Nic mocniejszego dziś nie zobaczyłam niż widok konsula Niemiec we Wrocławiu Martina Kremera przemawiającego pod ścianą śmierci, gdzie odsłaniano tablicę poświęconą ofiarom marszów śmierci. Konsul generalny Republiki Federalnej Niemiec mówił pięknie o nienawiści i obojętności, która w konsekwencji doprowadziła do marszów śmierci, będących kulminacją ludobójstwa. Mówił na tle kotwicy i gwiazdy Dawida-symboli dwóch bohaterskich powstań. Mówił też o moralnym obowiązku, który kazał mu tu być.” – napisała Agnieszka Dobkiewicz, świdnicka pisarka i dziennikarka, autorka „Dziewczyn z Gross-Rosen”.

/red./
*gross-rosen.eu

Poprzedni artykułPostrzelają w ostatni poniedziałek i wtorek lutego
Następny artykułStanęły na wysokości zadania. Pokonały dziś Watahę