– Odchody spadały na mój parapet i pojawiły się robaki. To było zwykłe zalepienie ubytków – mówi jeden lokator. Inni są oburzeni, że bez zgody wspólnoty zacementowane zostały dziury w ceglanym murze, gdzie ulokowały się wróble. Są przekonani, że wewnątrz były gniazda. Sprawa z ul. Głowackiego w Świdnicy trafiła na policję.
– Wychodziłam do pracy, kiedy pod budynek podjechał wysięgnik i dowiedziałam się, że będą zaklejać ubytki w naszej elewacji, która jest specyficzna, bo wykonana z cegły – relacjonuje jedna z mieszkanek. – Zaprotestowałam, bo nikt nie pytał o zgodę wspólnoty, a jak się dowiedziałam, nasz zarządca – firma Administrator wydała zlecenie po zgłoszeniu jednego lokatora. Po powrocie z pracy zastałam zaklejone ubytki, czyli firma wróciła i zrobiła to mimo moich protestów.
Mieszkanka jest przekonana, że w dziurze było gniazdo. – Widać było, jak wróble próbują ze wszystkich sił dostać się do środka zaklejonych szpar. Serce bolało – mówi i dodaje, że złożyła zawiadomienie na policji, choć łatwo nie było. – Policjant próbował mnie zniechęcić, ale ja wierzę w państwo prawa. W okresie lęgowym nie wolno zamurowywać otworów, gdzie mogą znajdować się gniazda, nawet, jeśli są one puste. A gniazdo było z całą pewnością. Na polecenie policji podnośnik przyjechał jeszcze raz, otwory zostały odkute i pan, który to wykonywał, wyciągnął ze środka trawę, piórka, gałązki. Zrobiłam zdjęcie tego, co wrzucił do kubełka. Po odkuciu ptaki natychmiast wróciły do otworu, jakby czegoś szukały. Nie wiem, czy nie było tam piskląt, czy nie zostały wyciągnięte. Nie było mnie przy tym, kiedy pracownik zamurowywał dziury.
– W zeszłym roku było w tym miejscu gniazdo szerszeni, jakoś się z tym uporałem. Teraz pana Mateusza wołałem (przedstawiciela zarządcy budynku, przyp. red.) jakiś miesiąc, półtora temu. Ja chciałem iść do Sanepidu, ale daliśmy spokój. Po prostu robaczki chodziły pomiędzy, bo ja mam te okna dwuskrzydłowe, starego typu. Te ptaki siadały, kupę robiły, nawet dzisiaj – opisuje lokator, przy oknie którego ulokowały się wróble. – Po tym odkuciu upewnili się, że nie było nic, ten pan może oświadczenie napisać, ten co na podnośniku był. Jest zalepiony ubytek w elewacji. I tyle. Ja nie będę dla widzimisię pani (…) robił, żeby ptaszki gnieździły się w elewacji i do mnie wpadały kupy nie kupy, i żeby były z tego robaki.
– Te dziury były – przyznaje lokator. – Nie wiem, czy po strzelaninie, czy po wojnie kawałek klinkieru odpadło. Nie wiem, w każdym razie były ubytki, ale nie były zasiedlone, a w tym roku zagnieździły się wróble – mówi. Na pytanie, dlaczego wcześniej nie zgłaszał potrzeby uzupełnienia tych ubytków odpowiada: Ale w czym jest problem?
– Po pierwsze, pan na wysięgniku nie jest ornitologiem – mówi Agata Brzezicka z Fundacji Aquilla, zajmującej się ochroną przyrody. – Zdjęcie tego, co wyciągnięto świadczy o tym, że gniazdo było, bo ten materiał roślinny nie znalazł się tam sam, przyniosły go ptaki. Nie wiadomo, czy były pisklęta, czy ich nie było. Może je wyciągnęli, skoro te ptaki tak intensywnie latały wokół zalepionych dziur. Tego już się nie dowiemy, ale gniazdo tam ewidentnie było, zresztą ci państwo zgłosili konieczność zalepienia dziur po to, żeby przepłoszyć te ptaki, a więc one korzystały z tego miejsca i gniazdowały, a zgodnie z art. 52 Ustawy o ochronie przyrody mamy zakaz nie tylko chwytania czy zabijania, ale także zakaz niszczenia, uszkadzania gniazd, nor, lęgowisk, żeremi, tarlisk, zimowisk lub innych schronień, a także umyślnego uniemożliwiania dostępu do schronień.
– Gdy ptaki są w okresie lęgowym, powinno się poczekać do zakończenia okresu lęgowego. Ornitolog powinien wypowiedzieć się na temat tego, w jakim terminie można prowadzić takie prace – mówi Brzezicka i dodaje, że to nie wszystko. Wspomniana ustawa mówi o zakazie usuwania pustych gniazd do 16 października. Odstępstwo na mocy przepisów o ochronie przyrody jest możliwe jedynie po uzyskaniu zgody Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Dodatkowo wróbel znajduje się na liście gatunków objętych ścisłą ochroną w Polsce. Ochronie podlega nie tylko sam ptak, ale także jego siedliska.
– Tam nic nie było, policja postępowanie umorzy, dlatego, że to nie był słuszny apel – twierdzi w rozmowie telefonicznej Grażyna Pawłowska, właścicielka firmy Administrator i przekazuje aparat synowi, który więcej wie o sprawie. Uprzedzony o tym, że rozmowa przeprowadzana jest w związku z planowaną publikacją mówi, że nie chce, żeby „jakakolwiek publikacja poszła”, bo to jego zdaniem nie ma sensu. Podobnie jak lokator powtarza informacje, że po odkuciu dziury nic w niej nie było i przekonuje, że lokatorka, która walczy o wróble, też to widziała. Ta zaprzecza i jeszcze raz mówi o wyciągniętych przez pracownika pozostałościach gniazda. Administrator twierdzi, że ta sprawa została potraktowana podobnie jak strącanie sopli lodu w zimie, czyli awaryjnie i uchwała wspólnoty nie była potrzebna. Rozmowę bez pożegnania przerywa.
– Nie jestem przeciwko naprawieniu elewacji i zamurowaniu otworów – podkreśla obrończyni wróbli. – Ale należy to zrobić w zgodzie z przepisami i w poszanowaniu przyrody. To nie może być tak, że jeden lokator bez wiedzy innych zażądał prac, administrator bez konsultowania z kimkolwiek je zlecił, a reszta może tylko stać i patrzeć bezradnie.
Dzisiaj pod budynkiem znów stanął wysięgnik i otwory ponownie zalepiono. Ptaki nadal biją skrzydłami o zamurowane miejsca i próbują dostać się do środka.
Jak już informowaliśmy, dzisiaj w Sądzie Rejonowym w Świdnicy zapadł wyrok w sprawie mężczyzny, który w Świebodzicach z gniazda wyrzucił pisklęta jaskółki. Został uznany winnym znęcania się nad zwierzętami. Wcześniej sąd w osobnym postępowaniu ukarał go grzywną w wysokości 1000 zł za strącenie gniazda jaskółki, która podobnie jak wróbel jest gatunkiem chronionym.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]
zdjęcia udostępnione przez czytelniczkę Swidnica24.pl