Od lipca ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Świdnicy toczy się proces przeciwko kierownictwu świdnickiego zakładu, należącego do włoskiego koncernu Adler. Choć zarzuty są ograniczone do zaledwie jednego roku działalności firmy, zeznający dzisiaj mieszkaniec ul. Westerplatte stwierdził: „Na ten proces czekałem 30 lat” i podkreślił, że problemy z odorem stwarzały poprzedniczki Adlera.
Mieszkańcy okolic zakładów, zlokalizowanych przy ul. Bystrzyckiej kilka lat temu zaczęli uskarżać się nie tylko na smród, ale także na duszności, kaszel, łzawienie oczu. I zaczęli pisać do wszystkich instytucji, odpowiadających w Świdnicy, powiecie i województwie za ochronę środowiska. Dopiero w połowie 2019 roku, gdy ich skargi nie przynosiły żadnego efektu, zawiadomili media. Swidnica24.pl śledziła i opisywała wszystkie kontrole, a także opublikowała obszerny wywiad z przedstawicielami firmy Adler. To właśnie Andrzej K., dyrektor tego zakładu (pełniący tę funkcję także obecnie) oraz dwoje pracowników zostało oskarżonych przez Prokuraturę Rejonową w Świdnicy o zanieczyszczanie powietrza poprzez skierowanie trujących substancji powstających w toku produkcji, czym obniżyli jego jakość i sprowadzili zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.
25 lipca 2023r. przed Sądem Okręgowym w Świdnicy rozpoczął się proces, w którym oprócz dyrektora oskarżeni są Dorota Sz., specjalistka ds. ochrony środowiska i BHP oraz Daniel P., szef produkcji. Zostali oskarżeni o to, że od maja 2019 do 18 maja 2020 roku w Świdnicy, działając wspólnie i w porozumieniu będąc z tytułu zajmowanych stanowisk odpowiedzialnymi za prawidłową eksploatację urządzeń, działając czynem ciągłym, w krótkich odstępach czasu poprzez dopuszczenie do eksploatacji linii POROSO 1 i POROSO 2, służących do produkcji włókien termoizolacyjnych i dźwiękochłonnych detali samochodowych oraz wyrobów izolacyjnych do sprzętu AGD, niespełniających wymogów technicznych w zakresie bezpiecznej eksploatacji zanieczyszczali powietrze poprzez dopuszczenie do emisji acetonu, metyloetyloketonu, benzonu, toluenu, etylobenzenu, empexylenu, oxylenu, styrenu i formaldehydu, cyjanowodoru, chlorowodoru, amoniaku i ditlenku azotu w ilości powodującej znaczące obniżenie jakości powietrza. Żadna z oskarżonych osób nie przyznała się do winy. Oskarżeni złożyli krótkie wyjaśnienia.
Oskarżenia prokuratury poparła część mieszkańców, którzy w procesie występują w roli oskarżycieli posiłkowych. Oskarżycielem posiłkowym jest także Gmina Miasto Świdnicy. Dotychczas odbyły się trzy rozprawy, podczas których zeznania złożyło już blisko 30 osób. Większość stanowili mieszkańcy okolic ul. Bystrzyckiej w Świdnicy, gdzie mieści się zakład Adlera.
Jeden ze świadków mieszka około 100 metrów od firmy i z okien stale obserwuje kominy. Przed sądem stwierdził, że problem z wyziewami trwa od ponad 30 lat. – Ten zakład cały czas robi to samo – mówił, i przedstawił protest, jaki mieszkańcy podpisali już w 1992 roku, zaprezentował także gazetę z tamtego okresu, gdzie problem został opisany. – To jak babcia, córka i wnuczka: Siwela, Polowat i teraz Adler – mówił świadek, odnosząc się do poprzednich rozpraw, gdzie miała paść informacja, że do roku 2019 nikt się nie skarżył. Przewodniczący składu sędzia Tomasz Białek wskazał, że proces dotyczy konkretnych osób i konkretnego okresu, wskazanego w akcie oskarżenia i nie ma odstaw, by sięgać do historii. Świadek zeznał, że w ostatnich latach systematycznie obserwował wydobywający się z dwóch kominów dym, a jeden z nich, w kolorze białym, nazwał „bombą ekologiczną”. To ten dym miał u niego wywoływać szczypanie oczu, słodki posmak w ustach i utrudniać oddychanie. Dopytywany stwierdził, że bezpośrednio nie doznał uszczerbku na zdrowiu i nie korzystał z pomocy lekarskiej.
O podobnych reakcjach organizmu mówił kolejny świadek, który mieszka 800 metrów dalej, przy ul. Sudeckiej. Tam właśnie na terenie przygotowanym pod budownictwo jednorodzinne przez miasto wybudował dom. Stwierdził, że w chwili zakupu nie znał problemu, a odczuł go na własnej skórze wraz z rozpoczęciem budowy domu. – W 2021 roku poszedłem pod wiatr i doszedłem do zakładu Adler. Takie sprawdzanie wykonałem wiele razy – mówił dodając, że obchodził całą strefę, gdzie zlokalizowane są różne zakłady. Dotarł do osób, które już wcześniej podejmowały działania związane z uciążliwym odorem. – Zapoznałem się z dokumentacją. W dokumentach była informacja, że zakłady zostały skontrolowane i pozostałe firmy poza Adlerem zostały wykluczone jako źródło smrodu – stwierdził. Miał też telefonicznie kontaktować się z przedstawicielem zakładu, jak zeznał – prawdopodobnie pracownikiem działu BHP, który miał mu przekazać informacje, że firma jest świadoma uciążliwości i planowane są zmiany.
Świadek z ul. Sudeckiej działał aktywnie w grupie mieszkańców na platformie Facebook, gdzie umieszczał wpisy dotyczące uciążliwych wyziewów. Został zapytany przez pełnomocnika oskarżycieli posiłkowych, czy w związku z tym spotkał się z odzewem zakładu. Obrona żądała uchylenia pytania, jednak sąd się nie zgodził. Świadek przyznał, że został mu wytoczony proces cywilny o szkodzenie dobrom osobistym firmy. Wcześniej podobne informacje przekazywali inni świadkowie.
Podczas dzisiejszej rozprawy na sali obecnych było kilku związkowców z NSZZ Solidarność w zakładzie Adler. Nie pojawili się oskarżeni.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]