– Moją siłą jest brak cenzury siebie, czyli obnażanie wszystkich słabości, niekrycie ich, pokazywanie się z tej najbardziej ludzkiej strony. To wymaga odwagi, ale też daje nieprawdopodobną siłę – mówiła w teatrze Maria Peszek. Znana wokalistka, aktorka, autorka tekstów i performerka była gościem festiwalu Cztery Żywioły Słowa. Ciekawa, niekiedy zabawna, ale przede wszystkim otwarta, swobodna i przyjacielska rozmowa tej nieustannie zaskakującej i bezkompromisowej artystki ze świdnicką publicznością dotyczyła jej ostatniej książki „Naku*wiam zen”. Ukazała w niej autentyzm i niezwykłość relacji z jej ojcem, sławnym aktorem filmowym i teatralnym Janem Peszkiem. Spotkanie stanowiło finał tegorocznym działań artystycznych Marii Peszek. Za kilka dni, jak zdradzała, wyruszy w daleką podróż, a gdy powróci, będzie pracować nad musicalem właśnie na podstawie prezentowanej także w Świdnicy powieści.
– Pomysł powstał paręnaście lat temu i wymyślił go mój partner Edek, z którym idziemy przez życie już 30 lat. Ciekawostką jest to, że Edek zna się z Janem Peszkiem, ojcem Marii trochę dłużej niż zna się z Marią. W związku z tym miał szansę obserwowania relacji Jana i Marii przez bardzo długi czas i jako pierwszy zwrócił mi uwagę na to, że to niezwykła relacja i fajnie by było zrobić z tego powieść, by pokazać, jak może wyglądać relacja ojca i córki, dwójki artystów, kobiety i mężczyzny, przyjaciół, ludzi sobie bliskich z niełatwą przeszłością, którzy się bardzo kochają, co nie znaczy, że się nie ranią, nie popełniają błędów – mówiła o powstawaniu książki Maria Peszek w Świdnicy.
„Naku*wiam zen” powołano do życia ponad rok temu – jako ostatnie dziecko Marii i Edka, bo tak określają oni swoje artystyczne dzieła. By powieść i przeprowadzona w niej rozmowa, mogły być prawdziwe, zgodne z rzeczywistością i bezkompromisowe potrzebny był odpowiedni czas. – Taka rozmowa będzie miała sens tylko wtedy, gdy spotka się równy z równym. […] Kiedy nie będzie to sytuacja, że niedojrzała, zagubiona, niepewna siebie osoba przychodzi do mistrza, tylko gdy przychodzi istota ludzka już z pewnymi doświadczeniami, pewna swojej wartości, do drugiej istoty ludzkiej, która jest pewna swojej wartości. Wtedy ta rozmowa będzie miała szansę być absolutnie bezpruderyjna, bezpardonowa, autentyczna i uczciwa i wtedy te dwie osobowości będą sobie mogły pozwolić na pokazanie się takimi, jakimi są naprawdę – z niedoskonałościami, z problemami. Będą w stanie przyznać się do własnych błędów – tłumaczyła autorka. – Od samego początku pomysł tej rozmowy opierał się na tym, żeby pokazać tę relację Marii i Jana bez żadnych upiększeń, bo jest ona wystarczająco piękna w swej autentyczności. By pokazać państwu także, że my artyści tak naprawdę nie różnimy się od was, jeśli chodzi o nasze problemy rodzinne, o nasze potknięcia w wychowywaniu dzieci, o nasze strachy, lęki, niepokoje. Jesteśmy tacy sami – stwierdziła.
Maria Peszek zaczęła swoją książkę od zakrętu w życiu. – Raz na jakiś czas tracimy poczucie sensu i wydaje się nam, że jesteśmy nieszczęśliwi, że nie mamy celu i ja nazywam ten moment – byciem w czarnej dupie. Te momenty zdarzają mi się cyklicznie, jak każdej istocie ludzkiej i w takim momencie postanowiłam usytuować początek tej książki. Przychodzę do taty i pytam – dlaczego to, czego mnie uczyłeś, nie działa, a on ma zawał – mówiła autorka. – Jest to tragikomiczna sytuacja, która bardzo dużo mówi o złożoności naszej relacji pełnej sprzeczności, a z drugiej strony czy nie można sobie wyobrazić bardziej fantastycznego otwarcia dramatycznego przedsięwzięcia – przyznała.
Znana artystka z otwartością opowiadała o niezwykłej i szczerej relacji ze swoim ojcem, sławnym polskim aktorem filmowym i teatralnym, którą postanowiła pokazać w książce. – Umówiliśmy się z Janem, że jest to książka po bandzie i rozmawiamy, tak jak jest naprawdę i jeżeli okaże się potem, że trzeba z czegoś zrezygnować, to to wytniemy, ale nie na poziomie rozmowy – wspominała Maria Peszek. Na powieść nie została jednak nałożona żadna cenzura. – Bardzo sobie cenię autentyczność, bezkompromisowość. Świadczy o tym, wszystko, co robię i robiłam od zawsze – w piosenkach, koncertowych pojawieniach się, ale też jeszcze wcześniej, gdy byłam także aktorką. Moją siłą jest brak cenzury siebie, czyli obnażanie wszystkich słabości, niekrycie ich, pokazywanie się z tej najbardziej ludzkiej strony. To wymaga odwagi, ale też daje nieprawdopodobną siłę. Tak samo postanowiłam postąpić z tą książką. Nie ma więc w niej cenzury czy żadnej autocenzury – zapewniała autorka. Nie dokonał jej także Jan Peszek. – Kiedy dostał pierwszą formę książki, przeczytał i powiedział: „To jest świetne, wydawajmy to jutro” – przytaczała autorka.
Książka porusza ważne tematy w sposób bezpośredni i pokazuje odwagę rozmówców. – Wspaniałość tej przygody, tej rozmowy z własnym ojcem, niezwykłym artystą, nigdy by nie była tak niezwykła, gdyby nie jego nieustraszoność. To jest zupełnie nieprawdopodobne, żeby ojciec w naszej kulturze odpowiadał na takie pytania, jakie padają w tej książce dotyczące najintymniejszych sfer ludzkich w tak otwarty, uczciwy i nieustraszony sposób. On nigdy nie powiedział, ale teraz już przesadziłaś, jak możesz mnie o to pytać – mówiła autorka. – Są takie pytania – jak mnie zrobiłeś tato? czy możesz mi o tym opowiedzieć dokładnie? czy zdradzałeś mamę? albo czy kochałeś się kiedyś z chłopakiem? Myślę, że w większości znanych mi rodzin nie sądzę, że byłoby oczywiste, że ojciec, by na nie odpowiedział w taki sposób, w jaki oczekuje tego córka. Muszę powiedzieć, że Jan Peszek to niezwykły człowiek. […] Z tej książki możecie się państwo dowiedzieć, że jest nieustraszonym człowiekiem – stwierdziła artystka.
Dla samej Marii Peszek książka nie było łatwym przedsięwzięciem. – Ta praca była najtrudniejsza, trwała ona długo i była też bardzo wyczerpująca dla mnie emocjonalnie. Ta książka, choć jest światłem i ma dawać państwu pokrzepienie, siłę i jest tak naprawdę o sensie rozmowy i o tym, że rozmowa może dawać siłę, uczyć wybaczenia, może rozwiązywać wszystko, to sam jej proces powstawania był dla mnie trudny, ale też zwycięski – przyznała. Co ciekawe artystka ujęła swoją książkę w formę muzyczną. – Ja przede wszystkim czuję się muzykiem i bardzo mi zależało, żeby książka miała język muzyczny, czyli żeby były w niej nuty i rytm. Są więc długie i krótkie formy, pauzy w postaci moich wspomnień, które nazywam powidokami. Konstruowanie tej partytury na zasadzie muzyczności było dla mnie dużym wyzwaniem – stwierdziła.
Wyjątkową rozmowę z Marią Peszek w świdnickim teatrze przeprowadziła Marta Żywicka-Hamdy, choć wiele pytań, ale też przemyśleń, dociekań pojawiło się też ze strony publiczność, do których zresztą zachęcała sama autorka. Spotkanie w Świdnicy było jej ostatnim przedsięwzięciem artystycznym i zawodowym w tym roku. Teraz jak zdradziła, będzie się wybierać w daleką podróż, a po powrocie zabiera się za pracę nad musicalem. – Przygotowujemy bardzo niezwykłą rzecz związaną z „Naku*wiam zen”. Będzie musical z tego. Razem z moim współkompozytorem Andrzejem Smolikiem właśnie przedwczoraj skończyliśmy pisać muzykę. To zupełnie nieprawdopodobna historia napisać musical z własnego życia, ale żeby to było bardziej skomplikowane i popaprane, to my jeszcze w tym zagramy. […] Na to zostanie nałożona „Królowa Śniegu” Andersena. Jan zagra Królową Śniegu. Natomiast ja odegram Kaja. Trzymajcie kciuki. Jadę teraz na koniec świata, żeby odpocząć, a jak wrócę, w lutym zaczynamy próby i w kwietniu będzie premiera. Mam nadzieję, że będzie to coś zupełnie niesamowitego – dodała.
/Tekst: AN/
/Zdjęcia: Dariusz Nowaczyński/