Przed świdnickim Sądem Okręgowym w Świdnicy zakończył się proces apelacyjny Teresy M., urzędującej sołtyski wsi Wirki, skazanej za ciągniecie swojego psa na łańcuchu za samochodem. Obrona domagała się utrzymania wyroku z warunkowym zawieszeniem wykonania kary pozbawienia wolności, prokurator i oskarżyciele posiłkowi – kary bezwzględnego więzienia. W piątek sąd apelacyjny skazał Teresę M. na rok bezwzględnego pozbawienia wolności i przedłużył do ośmiu lat zakaz posiadania przez nią psów. Wyrok jest prawomocny, stronom pozostaje wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.
6 kwietnia 2021 roku kilkuletni kundel, nazywany przez właścicielkę Misiek, zerwał się z budy i zawędrował do oddalonych o blisko dwa kilometry Wir. Powiadomiona o tym fakcie Teresa M. pojechała po swojego podopiecznego, którego następnie przywiązała do haka holowniczego i w ten sposób postanowiła doprowadzić go do domu w Wirkach.
– Przywiązała go łańcuchem o długości około 19 metrów do haka holowniczego samochodu osobowego, czym zmusiła go do konieczności poruszania się za pojazdem, który jechał z prędkością co najmniej 40-50 km/h, na dystansie co najmniej kilkuset metrów. Pies biegł po asfalcie oraz poboczem, a w następstwie utraty sił przewrócił się i był ciągnięty w sposób bezwładny za samochodem. Doznał starcia kości i pazurów, rozdarcia mięśni i skóry, a także zwęglenia tkanek, które powstało wskutek tarcia ciała o chropowatą powierzchnię. Biegły weterynarz określił, że są to obrażenia, które stwarzały realne zagrożenie dla życia i zdrowia psa. Kwalifikujemy to zdarzenie jako znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem, jako działanie świadomie okrutne – przywoływał Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy.
Kobieta została zatrzymana i trafiła do policyjnego aresztu, zaś czworonóg, który był przez nią ciągnięty, został odebrany przy policyjnej asyście przez pracowników świdnickiego schroniska dla zwierząt i trafił pod opieką przychodni weterynaryjnej.
Teresa M. częściowo przyznała się do winy, ale zaprzeczała, by jej zamiarem było wyrządzenie psu krzywdy. W styczniu 2023 roku Sąd Rejonowy w Świdnicy wydał wyrok, skazując kobietę na karę roku więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Zasądzono również nawiązkę w wysokości 7 tys. złotych na rzecz Fundacji Mam Pomysł, przepadek psa na rzecz tejże fundacji, a także czteroletni zakaz posiadania psów. Teresa M. została również obciążona kosztami procesu.
Od wyroku odwołał się zarówno obrońca, jak prokuratura oraz oskarżyciele posiłkowi. Zdecydowanie surowszej kary domagała się prokuratura, żądając dla oskarżonej kary 1,5 roku bezwzględnego więzienia oraz 10 tysięcy złotych nawiązki na rzecz fundacji, która opiekuje się psem, a także 10-letniego zakazu posiadania psów. Obrońca Marcin Magiera bezskutecznie wnosił o powołanie nowego biegłego w sprawie. W mowie końcowej, którą wygłosił przed tygodniem, wskazywał na zaufanie społeczne, jakim jest obdarzona Teresa M., która mimo nacisków wójta nie została odwołana z funkcji sołtysa, na jej prawidłową postawę wobec zwierząt oraz fakt, że ciągnąc psa na łańcuchu za samochodem nie chciała świadomie wyrządzić mu krzywdy.
Prokurator Marek Rusin wskazywał z kolei, że sąd nie zmienił kwalifikacji czynu i Teresa M. jest sądzona za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Podkreślał, że niekaralność i nieutrudnianie postępowania nie jest okolicznością łagodzącą, a standardem. Nie zgodził się z oceną sądu I instancji, iż 62-letnia Teresa M. jest w podeszłym wieku. Wskazał natomiast na społeczny aspekt wymiaru kary.
W piątek, 6 października 2023 roku Sąd Okręgowy w Świdnicy częściowo uznał apelację prokuratury i utrzymał wobec Teresy M. karę roku więzienia bez warunkowego zawieszenia. Sąd dodatkowo podwyższył do ośmiu lat zakaz posiadania przez nią psów. Podczas ogłaszania wyroku na sali sądowej nie było oskarżonej ani jej obrońcy. Wyrok jest prawomocny.
– Osoba dorosła ciągnąc psa za samochodem była w stanie nie tylko przewidzieć, że pies, jak każde zwierzę, choćby gepard, które poluje wykorzystując swoją szybkość to jest to tylko możliwość podążania za gonionym, czy jak w tym przypadku za samochodem, do pewnego momentu. Potem te siły opadają i pies czy jakiekolwiek inne zwierzę, musi się poddać – mówiła w uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składu sędzia Agnieszka Połyniak. – Pies upadł na asfalt i nie tak, jak próbowała przekonać nas pani Teresa M., biegł po poboczu, po trawie, tylko po asfalcie. Został przeciągnięty i to w taki sposób, że udzielający pomocy weterynarz stwierdził, że pies miał zdartą nie tylko sierść, skórę, ale doszło do tego, że w niektórych miejscach zdarta była kość, a skóra była zwęglona. To świadczy o sile tarcia, a także o bólu i cierpieniu, jakich doznał ten pies. W związku z tym twierdzenie, że te okoliczności nie świadczą o szczególnym okrucieństwie jest oczywiście chybione.
Sędzia podkreślała, że oskarżona została osądzona wyłącznie w kontekście tego jednego zdarzenia, choć tuż po nim Powiatowy Lekarz Weterynarii zlecił w gospodarstwie kontrolę i stwierdził nieprawidłowości w zakresie utrzymania zwierząt hodowlanych. Ze względu na ich szybkie usunięcie postępowanie zostało umorzone. Nie było też podstaw, by Teresie M. przypisać sprawstwo starych obrażeń, jakie lekarz weterynarii odnalazł na ciele psa.
– Postawa pani Teresy M. nie daje gwarancji temu, że będzie w sposób właściwy nad zwierzęciem, jakim jest pies, sprawowała. Pies z racji tej, że jest najbliższym przyjacielem człowieka wymaga więcej niż tylko dachu nad głową i miski. Wymaga, żeby tym psem właściwie się opiekować – podkreślała sędzia.
– To jednorazowe zajście z 6 kwietnia pozwala uznać, że w katalogu wartości czy też tego, z czym liczy się pani Teresa M., dobro zwierząt nie plasuje się na tym poziomie, którego można byłoby oczekiwać od osób, które są inteligentne, wykształcone, a przede wszystkim żyją tu i teraz, czyli mówiąc kolokwialnie, w cywilizowanym świecie. To, że zwierzęta nie są rzeczą, że też czują, też cierpią, wiemy wszyscy i jest to co roku nagłaśniane chociażby przy okazji sprzedaży karpi. To, że mamy zachowywać się w sposób humanitarny nie tylko względem siebie, ale także w stosunku do tych naszych braci mniejszych, to z okoliczności sprawy wynika, że pani M. ma w tym zakresie pewne deficyty i te jej zachowania nie są takie, jakich można się od niej spodziewać tym bardziej, że przecież pełni funkcję zaufania społecznego, w związku z tym wymagać można od niej trochę więcej – podkreślała sędzia Połyniak.
– Cieszę się, że nasza determinacja została nagrodzona – mówi prokurator Marek Rusin. – Kara jednego roku pozbawienia wolności jest karą surową. Ten wyrok spełni swoje cele szczególno-prewencyjne, gdyż kara więzienia dla osoby niekaranej, która popełniła tak poważny czyn będzie karą dotkliwą. Natomiast z drugiej strony wyrok musi spełniać swoje cele ogólno-prewencyjne. Ten wyrok przywraca wiarę w wymiar sprawiedliwości tym osobom, które w toku tej sprawy tę wiarę straciły. Ten wyrok uczy i pokazuje, że brutalne traktowanie zwierząt równa się karze więzienia. On potencjalnie może odstraszać ewentualnych sprawców. Cieszę się również, że sąd utrzymał naszą kwalifikację prawną – to było znęcanie ze szczególnym okrucieństwem. Ten pies doznał zranienia, okaleczenia i wielkich cierpień i takie zachowanie tak właśnie musimy kwalifikować. Szczególne okrucieństwo równa się szczególnej karze. Wprawdzie domagaliśmy się 10 lat zakazu posiadania psów, ale 8 lat niewiele od tego odbiega. Domagaliśmy się także 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności, ale dzisiejszy wyrok w kontekście poprzedniego, z warunkowym zawieszeniem, to i tak jest wyrok bardzo dobry, a przede wszystkim sprawiedliwy.
W związku z nowelizacją przepisów, która obowiązuje od 1 października, sąd już dzisiaj może wydać nakaz skazanej stawienia się w zakładzie karnym. Wykonania wyroku nie odracza ewentualny wniosek o kasację.
Brego jako „dowód w sprawie” nie mógł trafić do adopcji. Świdnickie Schronisko dla bezdomnych zwierząt szukało dla psa domu tymczasowego, ale nie znalazł się nikt chętny. Teresa M. nigdy nie zainteresowała się jego losem. – Brego jest już starszym psem, ze względu na wiek miał problemy ze stawami. Mieszka u nas nadal, dzieląc boks z suczką bez oka, z którą się świetnie dogaduje – mówi Adrianna Kaszuba, kierowniczka placówki przy ul. Pogodnej 3. Schronisko nie otrzymuje żadnych dotacji ani ze skarbu państwa, ani od samorządów na utrzymanie psa. Finansowanie od ponad 2 lat zapewniają prywatni darczyńcy. Wraz z dzisiejszym wyrokiem Brego może zostać przekazany do adopcji.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]