W Świdnicy, nad samym brzegiem rzeki Bystrzycy, Małgorzata i Andrzej Hercuniowie stworzyli wiejską enklawę. W Kraszowickiej Zagrodzie mieszkają owce, kury, a od niedawna również drapieżne ptaki. Inicjatywę można było poznać bliżej podczas dnia otwartego, w trakcie którego na gości czekały różnorakie zajęcia.
– Jesteśmy gospodarstwem edukacyjnym i prowadzimy zajęcia warsztatowe – głównie dla dzieci, ale również dla dorosłych – z ginących zawodów i rękodzieła ludowego. Chcemy ocalić od zapomnienia wiejskie działania, obrzędy i obyczaje. Prowadzimy więc liczne warsztaty, a naszym najnowszym projektem jest sokolarnia. Ptaki drapieżne pokochaliśmy całym sercem – mówi Małgorzata Hercuń z Kraszowickiej Zagrody.
To właśnie spotkanie z ich drapieżnymi podopiecznymi rozpoczęło niedzielne wydarzenie w położonym nad Bystrzycą gospodarstwie. – Sokolarnia powstała z mojej inicjatywy. Wraz z Gosią od zawsze bardzo interesowaliśmy się ptakami, a od wielu lat interesowaliśmy się również ptakami drapieżnymi. Są jednak decyzje, do których trzeba dorosnąć. Posiadanie takich ptaków i opieka nad nimi jest przedsięwzięciem dość trudnym i wymagającym. Przede wszystkim wymaga wiedzy, żeby nie zrobić tym ptakom krzywdy – tłumaczy Andrzej Hercuń.
– Opiekujemy się ptakami drapieżnymi, które do nas trafiają. Jesteśmy ośrodkiem rehabilitacji, jednak do nas się nie przynosi znalezionych ptaków. Współpracujemy ze schroniskiem dla zwierząt w Świdnicy, które nie posiada tyle wiedzy, umiejętności i wiedzy, żeby takimi ptakami się opiekować. Zwierzęta, które są ranne lub z różnych przyczyn nie mogą latać i wymagają pomocy, najpierw trafiają do schroniska, stamtąd jadą do specjalisty z Żarowa, stamtąd są kierowane do nas. Przeważnie jest to rehabilitacja kilkutygodniowa lub kilkudniowa. Mieliśmy ostatnio sowę uszatkę, pustułki, bociany – wyjaśnia Hercuń.
– W tej chwili jedyne ptaki, jakie znajdują się u nas w sokolarni to są nasze ptaki. Są to dwa myszołowce towarzyskie. Jednym z nich jest Henry, ptak ze wszech miar doskonały, wspaniały towarzysz, zachowujący się w lesie niczym pies. Henry pracował przez siedem na lotnisku w Krakowie, dbając o bezpieczeństwo pasażerów, bezpieczeństwo startów i lądowań, poprzez płoszenie gołębi i ptaków, które nie powinny się tam znaleźć. Po zakończeniu pracy na lotnisku stworzył parę z Daisy, która była z kolei ptakiem polującym w fabrykach – opisuje współgospodarz Kraszowickiej Zagrody.
Podczas dnia otwartego goście mogli wziąć udział w pieczeniu podpłomyków, posłuchać opowieści o tkaniu, czy też poznać pozostałych mieszkańców wiejskiej enklawy, w tym między innymi owce Hesię, Miecię i Skarpetę.
Michał Nadolski
[email protected]