Wychowawczynie z Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej w Świdnicy postanowiły pojechać na granicę jako wolontariuszki i zabrać ze sobą trochę darów, tyle co bagażnika. Na dzień przed wyjazdem uzbierało się tyle, że potrzebna jest ciężarówka o ładowności 12 ton.
– Patrząc na to, co się dzieje na Ukrainie, postanowiłyśmy pojechać na granicę jako wolontariuszki i zabrać ze sobą trochę zupek, parę paczek żywności. Ogłosiłyśmy zbiórkę na Facebooku i to, co się wydarzyło, przerosło nasze oczekiwania. Za chwilę potrzebny był bus, potem drugi, trzeci. I wciąż to było za mało! Dostaliśmy 12-tonową ciężarówkę i dzisiaj wszystko pakujemy – mówi Iwona, jedna z sześciu inicjatorek akcji. Łączy je to, że pracują w Zespole Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Świdnicy i na co dzień opiekują się dziećmi.
Dziś nie są w stanie wyliczyć wszystkich darczyńców. – Przyjdzie na to czas. Dostaliśmy od firm, od ludzi, którzy organizowali własne małe grupy – mówi w imieniu całej grupy Iwona. Organizatorki codziennie od 9 marca na fb zamieszczały listy potrzeb. Przy okazji działy się niesamowite historie. – Jedna z koleżanek jedzie po dzieci do Kijowa. Potrzebnych było 19 fotelików samochodowych, kołysek. Zgromadziliśmy je w kilka godzin. Świdnica jest niesamowita, ale to nie tylko nasze miasto! To Strzegom, Wałbrzych, Pszenno i wiele innych.
Góra darów urosła przy Serbskiej, gdzie mieści się Zespół Placówek, a do akcji włączyła się także Fundacja Małgorzaty Dziury-Sztejnberg Bliżej Siebie, która m.in. założyła zbiórkę na siepomaga.pl. Dzisiaj za zebrane pieniądze dokonywane są ostatnie zakupy, ale wpłat można jeszcze dokonać do 22 marca.
– Wraz z przypływem rzeczy rosła energia i zapał – podkreślają. Iwona, Jola, Kasinga, Wiesia i Agnieszka wiozą dary do Zosina na granicy polsko-ukraińskiej, skąd trafią do Horodła. Ciężarówkę wypełniły środki higieniczne, żywność dla dzieci i dorosłych, woda, pościel, karimaty, odzież, buty, woda, a także żywność dla zwierząt. Świdniczanki obiorą potem kierunek na Hrubieszów i tu zostaną do 22 marca. – W Zosinie nie ma darów, a są ludzie, w Hrubieszowie na odwrót. Robimy to, co potrzebne – tłumaczy taką decyzję Iwona.
/red./
Zdjęcia Dariusz Nowaczyński