Strona główna 0_Slider Oszukał przeznaczenie, wpadł przez słuchanie radia. Niezwykła historia piekarza z Wałbrzyskiej

Oszukał przeznaczenie, wpadł przez słuchanie radia. Niezwykła historia piekarza z Wałbrzyskiej

0

Ten życiorys jest gotowym scenariuszem na film, w którym tragedie mieszają się z niebywałym szczęściem i są dowodem na wielką wolę przetrwania. Jan Sobczyk dwa razy trafił do Świdnicy – tu spotkał porządną niemiecką rodzinę i tu został zadenuncjowany, przez co trafił do obozu. Tu przy ulicy Wałbrzyskiej piekł chleby i bułki. Historię tego niezwykłego życia kultywuje prawnuk, Bernard Sobczyk, który przyjechał do Świdnicy, by z twórcami Świdnickiego Portalu Historycznego podzielić się opowieścią o pradziadku.

Sobiesław Nowotny i Andrzej Dobkiewicz w kilku odcinkach opisali dzieje kamienicy przy ul. Wałbrzyskiej 1. W ostatnim wspomnieli, że po wojnie istniejąca na parterze piekarnia została przyznana w użytkowanie osadnikowi Janowi Sobczykowi, który piekł tutaj pieczywo do 1949 roku. Po tej publikacji z pasjonatami historii skontaktował się prawnuk piekarza i opisał pełne zwrotów życie Jana Sobczyka.

Urodzony w 1918 roku w Żychlinie, w powiecie kutnowskim Jan Sobczyk kształcił się w zawodzie cukiernika-piekarza. II wojna zastała go w Warszawie, z której postanowił uciekać do rodzinnego miasta. Dał się zwieść konfidentowi, który wielu młodych mężczyzn z Żychlina namówił do udziału w tworzącym się oddziale zbrojnym w Kampinosie. To była pułapka – niemal całą grupę Niemcy zabili strzałami z samolotów. Janowi Sobczykowi cudem udało się przeżyć. Wracał do domu wpław, nabawił się zapalenia płuc, a gdy leżał ciężko chory, na dom spadły bomby. Jeden z odłamków ranił go w twarz.

W pierwszych latach wojny Jan Sobczyk zajmował się szmuglowaniem żywności do Warszawy. Podczas jednej z wypraw został złapany przez Niemców i miał trafić do pracy przymusowej w głębi Niemiec. Udało mu się uciec z transportu, gdy pociąg zatrzymał się we Wrocławiu. Stąd wyruszył do Świdnicy.

Po dotarciu do Świdnicy postanowił zastosować inną taktykę przetrwania, a mianowicie, znając język niemiecki i mając praktykę w pieczeniu chleba zgłosił się dobrowolnie do pracy. Skierowano go do małżeństwa Nandzików, ostatnich przedwojennych właścicieli piekarni przy Wałbrzyskiej 1. Jak się potem okazało, na szczęście dla mojego pradziadka, była to bardzo zacna niemiecka rodzina – opowiada ŚPH Bernard Sobczyk. Z przekazanych rodzinie przez Jana Sobczyka wspomnień wyłania się obraz ludzi troskliwych. Dzięki ich staraniom polski piekarz nie musiał nosić opaski z literą P, a tym samym mógł swobodnie poruszać się po mieście. W miarę spokojne życie u Nandzików przerwało aresztowanie go w 1943 po tym, jak jeden z członków miejscowego Hitlerjugend zadenuncjował go, że wraz ze swoim przyjacielem Stanisławem słuchają potajemnie radia. Jan Sobczyk trafił do przymusowej pracy u rolnika, a potem do obozu Gross-Rosen.

Z Gross-Rosen został przewieziony „do KL Mittelbau-Dora – niemieckiego obozu koncentracyjnego, założonego w pobliżu Nordhausen (Turyngia, Niemcy), celem dostarczenia niewolniczej siły roboczej do budowy pobliskiej, podziemnej fabryki zbrojeniowej. Jan Sobczyk znowu miał jednak szczęście, bo zamiast do pracy w podziemiach trafił do obozowej piekarni. Tu pracował aż do zbombardowania jej przez lotnictwo Aliantów, którzy podobno pomylili komin piekarni z krematorium. Podczas próby ucieczki został dotkliwie pobity przez esesmana i w rezultacie miał uszkodzony słuch. Pod koniec wojny Jan Sobczyk trafił do pracy w kamieniołomach, gdzie doczekał oswobodzenia. Przy swoim wysokim wzroście ważył zaledwie czterdzieści parę kilogramów.” – opisuje Świdnicki Portal Historyczny.

– Z Turyngii pradziadek wyruszył w daleką drogę powrotną. Z gospodarstwa znajdującego się w pobliżu obozu pradziadek dostał konia i wóz oraz dokumenty od wojska, dzięki którym w dalszej drodze Sowieci, którzy ich zatrzymali nie zarekwirowali konia ani wozu. Jan Sobczyk zabrał na wóz kilkunastu wycieńczonych, na  wpół żywych współwięźniów i dotarł z nimi na Dolny Śląsk. Opowiadał także, że na przedmieściach Świdnicy, w kolumnie chyba wysiedlanych lub uciekających ze Świdnicy Niemców spotkał… żonę Johanna Nandzika. Miała mu wówczas powiedzieć: Idź Janie, zajmij się piekarnią. Nigdy więcej ani Johanna Nandzika, ani jego żony już nie spotkał… – opowiada ŚPH Bernard Sobczyk.

Jan Sobczyk dotarł do Świdnicy. Piekarnia była zrujnowana przez żołnierzy radzieckich, kamienica ograbiona. Mimo trudności piekarz zdołał wyremontować piec i przez cztery kolejne lata zajmował się wypiekiem pieczywa. Był też bystrym obserwatorem życia w mieście, a dla wielu mieszkańców stał się osobą rozpoznawalną dzięki motocyklowi z przyczepką, którym dowoził mąkę do swojej piekarni.

Dlaczego Jan Sobczyk opuścił Świdnicę? Jakie były jego dalsze losy? O tym w Świdnickim Portalu Historycznym.

/opr. red./
Zdjęcia udostępnione przez Świdnicki Portal Historyczny

Poprzedni artykułŚwidnica z drona – ul. Generała Władysława Sikorskiego [FOTO]
Następny artykułCzym kierować się przy wyborze szafki pod telewizor?