Prawdziwy koszmar przeżyła rodzina mężczyzny, który zmarł w jednym z mieszkań w Świdnicy. Bliscy zmarłego nie sądzili, że potwierdzenie śmierci i wypisanie aktu zgonu może być tak ogromnym problemem. Odsyłały ich przychodnie, szpital, pogotowie. Pomoc znaleźli dopiero w starostwie powiatowym. – Wszystkiemu winne są przepisy. Wciąż obowiązuje ustawa z sprzed wielu lat, która nie przystaje do obecnej rzeczywistości – mówi Alicja Synowska z zarządu powiatu.
List czytelniczki
2 czerwca jedna z czytelniczek napisała do redakcji: Dzisiaj rano zmarł mój ojciec. Zobaczyłam to około godziny 8. Zadzwoniłam po pogotowie, by lekarz stwierdził zgon i powiedział co dalej. Dowiedziałam się, że pogotowie nie zajmuje się takimi sprawami. Zadzwoniłam do hospicjum, też się tym nie zajmują.
Zadzwoniłam do lekarza pierwszego kontaktu (30 minut oczekiwania na rozmowę – połączenie z recepcją). Dowiedziałam się, że tato nadal należy do przychodni we Wrocławiu, gdzie od wielu lat chodził do tego samego lekarza. W Świdnicy mieszkał dopiero od października. Dostałam informację, że żaden lekarz nie chce przyjechać. Ale podali nam numer telefonu do koronera w Świdnicy. Koroner powiedział przez telefon, że nie zajmuje się takimi sprawami. Znowu telefon na pogotowie, że nie wiemy, co robić. Oni znowu – lekarz pierwszego kontaktu. Lekarz dalej mówi, że we Wrocławiu przy szpitalu działa w takich sytuacjach koroner, więc na pewno w Świdnicy też.
Wykonuję telefon bezpośrednio do szpitala. „Nie ma koronera. Nie zajmujemy się takimi sprawami”. Pytam tracąc nerwy: „To czy mam dzwonić do telewizji?” Jedyna odpowiedź jaką otrzymałam od pracownika: „Może pani dzwonić nawet do ministra”. I pracownik szpitala się rozłączył.
Spróbowałam znaleźć prywatnego lekarza – bez skutku. Lekarze, do których się dodzwoniłam, odmówili przyjazdu.
Poszłam na policję. Spytałam, tracąc nerwy, czy wydadzą mi pozwolenie na wykopanie dołka, bo nie wiem co zrobić. Policja poradziła pójść do starostwa powiatowego. Dopiero tutaj, w starostwie, wydział zdrowia zajął się tą sprawą. Przysłali lekarza.
A gdyby starostwo powiatowe było już po godzinach urzędowania i nikt by człowiekowi nie udzielił żadnej pomocy? Czemu w takich podstawowych sprawach jak śmierć członka rodziny, nikt nic nie wie i nie chce pomóc? Co to za biurokracja?
Chciałam podzielić się tą sytuacją, bo każdy z nas wyjeżdża na wakacje (czytaj: poza obszar, na który lekarz rodzinny chce przyjechać) i naprawdę zamiast spokojnie przeżyć tak ważny czas, można załamać się działaniem przepisów.
Przepisy z… 1959 roku
Kwestię stwierdzenia zgonu i wydanie stosownej dokumentacji reguluje ustawa z 31 stycznia 1959 roku wraz z aktem wykonawczym – rozporządzeniem Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 3 sierpnia 1961 roku. Art. 11 ustawy stanowi, że zgon stwierdza i akt zgonu wydaje lekarz, który leczył chorego w ostatniej chorobie, a jeśli jest to niemożliwe, powinna to zrobić osoba wyznaczona przez starostę. Przepis precyzuje rozporządzenie sprzed blisko 60 lat: ostatni lekarz to ten, który zajmował się chorym w okresie 30 dni od zgonu. Lekarz ten nie musi przyjeżdżać, jeśli zamieszkuje w odległości większej niż 4 km od miejsca, w którym znajdują się zwłoki. Wówczas obowiązek spada na lekarza lub felczera z przychodni, w której rejonie znajdują się zwłoki.
Rzecz w tym, że rzeczywistość zmieniła się diametralnie. „Dotychczasowe przepisy powstały w zupełnie innej rzeczywistości prawnej, organizacyjnej i są obecnie nieadekwatne do stanu stosunków społecznych oraz prawnych. System ochrony zdrowia miał wówczas zupełnie inną strukturę niż obecnie (…). Dotychczasowe brzmienie przepisów ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych oraz jej aktu wykonawczego (…) – budziły liczne problemy wykonawcze i wątpliwości interpretacyjne przy ich stosowaniu oraz wymagały doprecyzowania, na co wskazywały jednostki samorządu terytorialnego oraz samorząd lekarski występujące m.in. do ministra właściwego do spraw zdrowia z postulatem uregulowania kwestii spornych oraz uzupełnienia o rozwiązania merytoryczne odnośnie niektórych przepisów.” – zauważyło ministerstwo zdrowia i rozpoczęło przygotowania nowej ustawy. „Rekomendowane jest działanie legislacyjne polegające na wprowadzeniu nowoczesnych rozwiązań prawnych umożliwiających m.in.: w każdym województwie funkcjonowanie „koronera”. – czytamy Biuletynie Informacji Publicznej Rady Ministrów. Projekt nowej ustawy powstał 2 lata temu i jest na etapie opiniowania.
Zrozpaczone rodziny zostawione same sobie?
Jeśli – tak jak opisała czytelniczka – ktoś umrze w nowym miejscu zamieszkania, na wakacjach, czy w podróży, sytuacja bardzo się komplikuje. Lekarze POZ nie mają obowiązku wypisywania aktu zgonu, jeśli nie był to ich pacjent. Takiego obowiązku nie mają także lekarze pogotowia ani szpitala. Od dawna nie obowiązuje rejonizacja, więc przepis o wyznaczeniu innego lekarza z rejonu danej przychodni jest po prostu martwy.
Powiat świdnicki był jednym z pierwszych w Polsce, który wiosną 2014 roku podpisał umowy z lekarzami, pełniącymi funkcję koronerów. – To rozwiązanie przyjęliśmy tylko dla przypadków nadzwyczajnych, na przykład, gdy zmarły jest osobą o nieustalonej tożsamości lub do zgonu doszło z dala od przychodni, pod opieką której była zmarła osoba – wylicza Alicja Synowska z zarządu powiatu. Takich nadzwyczajnych sytuacji nie jest jednak mało. W 2019 roku koronerzy w powiecie świdnickim wypisywali akt zgonu dla 30 osób, w tym roku (do 22 maja) – dla 21. Jeśli zlecenie nie pochodzi od prokuratora, za czynność płaci powiat. Koszt jest stały i dla jednej osoby wynosi 320 złotych. W 2019 roku w sumie na opłacenie koronerów wydano 9 370,25 zł, w tym roku – 6 573,58 zł.
– Ani dla samorządu, ani dla rodzin obecne rozwiązanie nie jest dobre. Z naszej strony zrobiliśmy wszystko, by informacja o koronerze w trudnych przypadkach była bliskim zmarłego przekazywana przez pogotowie i policję – dodaje Synowska. Zachęca również do korzystania z pomocy wydziału zdrowia starostwa (tel. 74 85-00-455, 74 85-00-447, 74 85-00-435). – Nasi pracownicy podpowiedzą, co należy zrobić w przypadku zgonu bliskiej osoby – zapewnia.
Problem jednak w tym, że Starostwo Powiatowe nie pracuje w weekendy czy święta, podobnie jak lekarze pierwszego kontaktu. – Gdy sytuacja jest radykalna i nie ma innego wyjścia, pogotowie i policja mogą wzywać koronerów, z którymi powiat ma podpisane umowy – mówi Barbara Świętek z wydziału zdrowia świdnickiego starostwa.
Agnieszka Szymkiewicz