-Nie jestem tu po to, by opowiadać własną historię. Jestem tu wśród dusz innych więźniarek – mówiła Sonia Abiri. – Dopiero teraz przypomniała mi się fabryka, w której tyle cierpiałyśmy – wspomniała Lea Gleitman. Z 500 młodych dziewcząt zaledwie 89 przeżyło katorżniczą pracę i marsz do oddalonego o 600 kilometrów obozu zagłady Bergen-Belsen. Pamięci więźniarek AL Gräben i więźniów KL Gross Rosen w strzegomskiej dzielnicy Graby stanął pomnik.
Zapomnianą historię przywrócił strzegomski pasjonat historii, Krzysztof Kaszub, który natrafił na ślady dawnego niemieckiego obozu przy ulicy Milenijnej w dzielnicy Graby. To dzięki jego staraniom wrocławski oddział Instytutu Pamięci Narodowej wspólnie z władzami Strzegomia przy wsparciu licznych sponsorów postanowił upamiętnić miejsce, gdzie młodość, zdrowie i wreszcie życie straciły dziewczęta, zatrudnione jak niewolnice do katorżniczej pracy.
„W obecnej dzielnicy Strzegomia, a wcześniej wsi Grabinie (niem. Gräben), od marca 1943 r. funkcjonował obóz pracy przymusowej. Początkowo znajdował się on pod nadzorem organizacji Schmelt. W czerwcu 1944 r. został przekształcony w filię Konzentrationslager Gross-Rosen. Przebywało w nim około 500 młodych żydowskich kobiet, pochodzących głównie z Polski, skierowanych na Dolny Śląsk z gett w Będzinie i Sosnowcu, a także z Węgier, Francji oraz Belgii. W obozie obowiązywał surowy rygor. Więźniarki były odizolowane od świata zewnętrznego i nie mogły swobodnie korespondować z bliskimi. Po przekształceniu obozu w filię KL Gross-Rosen były również bite przez strażników. Część żeńskiej załogi obozowej Arbeitslager Gffiben stanęła po wojnie przed sądami we Wrocławiu, Świdnicy i Katowicach.
Więźniarki pracowały w zakładach roszarniczych należących do firm Rüffel u. Deutsch, a następnie do firmy Falke. Były zatrudnione nie tylko przy produkcji, ale także przy transporcie i wyładowywaniu lnu. Pracowały w systemie 12-godzinnym, od 6:00 do 18:00, z godzinną przerwą na obiad. Obóz składał się z dwóch baraków mieszkalnych i kuchni z zapleczem. Więźniarki mogły korzystać z prowizorycznych łazienek i sanitariatów. Na terenie obozu znajdowała się również izba chorych, ale robotnice, które nie nadawały się już do pracy, odsyłano do obozu Auschwitz.
W lutym 1945 r. obóz zlikwidowano, a więźniarki (pieszo i koleją) skierowano — poprzez inne obozy leżące na terenie Protektoratu Czech i Moraw — do Bergen-Belsen. Tam doczekały w kwietniu 1945 r. wyzwolenia.” – czytamy na stronie IPN.
Pamiętam te wszystkie dziewczęta, które zginęły. Jedna czwarta nas przeżyła, reszta poumierała z mrozu, tyfusu, ze wszów, z głodu, choroby w Bergen Belsen. Umierały na podłodze. Jak poumierały, to ich nie grzebali. Leżały przy barakach aż do kwietnia, do wyzwolenia – przywołuje tragiczne wspomnienia Lea Gleitman. Dzisiaj ma 95 lat, a do obozu trafiła z getta w Sosnowcu jako nastolatka.
Pamięci ofiar Al Gräben i KL Gross Rosen z honorami został odsłonięty pomnik, wykonany ze strzegomskiego granitu. Grafika upamiętnia marsz śmierci, który dziesiątkował wyczerpanych, chorych ludzi.
Rangę uroczystości podniosła asysta honorowa X Wrocławskiego Pułku Dowodzenia oraz udział Orkiestry Reprezentacyjnej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. W uroczystości uczestniczył także więzień KL Gross Rosen, profesor Stanisław Gebhardt. Hołd więźniom oddali m.in. burmistrz Strzegomia Zbigniew Suchyta, wicedyrektorka IPN Wrocław Katarzyna Pawlak-Weiss, poseł Marek Dyduch, wicewojewoda dolnośląski Jarosław Kresa, starosta świdnicki Piotr Fedorowicz, przedstawiciele szkół, organizacji pozarządowych i Ochotniczych Straży Pożarnych. Modlitwy odmówili rabin David Basok i ks. Mark Babuśka. Pod pomnikiem zostały złożone kwiaty, a tuż obok symbolicznie zasadzono dąb pamięci. Po uroczystości byłe więźniarki niemieckiego obozu w Grabach przywoływały swoje wspomnienia podczas spotkania w Strzegomskim Centrum Kultury.
To trzeba upamiętniać, bo jak świat zapomni, to znowu coś strasznego może się stać. I zdarza się! Wciąż słyszymy, ze wszystkich stron, że mordują ludzi. W Szwecji, gdzie mieszkam, też jest antysemityzm na nowo. Kto by w to wierzył? Jak wojna się skończyła, jak nas wyzwolili, tośmy mówiły między sobą, to już antysemityzm umarł, już świat widział do czego to doprowadziło. Co jest? Jest nadal! – gorzko podsumowała Lea Gleitman dodając, że jest wdzięczna za upamiętnienie tragedii, jaka była udziałem dziewcząt z AL Gräben.
Agnieszka Szymkiewicz
Zdjęcia Dariusz Nowaczyński