Wysłuchałam ostatnio ciekawej dyskusji na temat opresyjności naszego państwa. Również o opresyjności wzajemnej samych obywateli. O tym, jak zazdrościmy sobie wzajemnie, z jakim zapałem piszemy donosy i podkładamy świnię. Jak ze sobą walczymy, toczymy codziennie nowe bitwy grunwaldzkie bez udziały Krzyżaków. Wytaczanie dział przeciwko sobie to nasza dyscyplina, w której jesteśmy mocni i ciągle jeszcze się doskonalimy.
W audycji sporo było przykładów, jak tworzy się prawo w Polsce i jak sobie radzą z tym rządy poza naszymi granicami. Zwłaszcza ta zagranica jest ciekawa. Z zazdrością wsłuchiwałam się w szereg przykładów, ile swobody można zostawiać mieszkańcom i ile dziedzin życia pozostaje poza rządowymi regulacjami. O dziwo, te narody jeszcze żyją, nie podupadły moralnie, militarnie ani gospodarczo. Ludzie produkują legalnie alkohol w zaciszach gospodarstw i jeszcze nie wymarli. Przekraczają przejścia dla pieszych na czerwonym świetle, gdy uważają, że ruch uliczny nie zagraża im aż tak. A i w działalności gospodarczej zostawia się im sporo swobody. Urzędy zaś mają służyć radą i rozjaśniać mroki zawiłego prawa, ograniczają zaś funkcje represyjno-kontrolne do minimum.
Organizacje rządowe i samorządowe dwoją się i troją, aby rzeczy, za które są odpowiedzialne, były przede wszystkim użyteczne. Aby miały możliwie jak najmniej ornamentów, za to aby były czytelne i łatwe do wykorzystania. Gdy społeczeństwo dostaje do ręki prawa, co do których ma poczucie, że działa w jego interesie, nie ma powodów go ignorować i przeciw niemu występować. Oczywiście znajdzie się i margines, który się nie dostosuje i będzie szukać pola w szarej strefie, jednak jego skala jest na granicy statystycznego błędu.
Tak mi się przypomniała ta sprawa w kontekście ostatniej dyskusji wokół śmieci, które układamy w mało estetyczne sterty wokół śmietników, zamiast umieszczać je wewnątrz nich. Przez lenistwo? Brak dbałości? Brak chęci? Wrodzoną krnąbrność i bałaganiarstwo? Pewnie przez każdy z tych powodów po trosze. Przede wszystkim zaś z tego powodu, że organizacje odpowiedzialne za odbieranie śmieci nie wywiązują się ze swoich zadań jak należy. Ustawiają niewygodne i trudne w użytkowaniu pojemniki. Zajmują się ornamentalistyką, stracili zaś z oczu użyteczność. Sprawili, że wprowadzane przez nich reguły są trudne do respektowania.
A właśnie owa użyteczność to słowo klucz w wielu kwestiach. Kiedyś obowiązkowa domena produkcyjnych zakładów, dziś zupełnie niedoceniana i pomijana. A myślenie o tym tak wiele by rozwiązało…
Uzmysławia mi to również czasem moje dziecko, które bierze do ręki serduszko, które właśnie uszyłam i pyta:
– A to serduszko do czego jest?
– Do niczego. Do tego, aby ładnie wisiało.
– Bez sensu – kwituje.
I faktycznie, bez sensu, jeśli to tak logicznie rozebrać…
Dlatego dziś robię rzeczy użyteczne, zaspokajające konkretne potrzeby i niespełniające żadnych pobocznych ról. Z trwałych materiałów i wygodne w użytkowaniu. Taki jest plan na dziś.
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl