Ledwo przebrzmiały noworoczne fajerwerki, a mnie gonią w sklepie kolejne okazje. Ludzie wiercą się nerwowo w poszukiwaniu upominków dla babć i dziadków. Inwestycja w te dwie instytucje stała się ostatnio bardzo opłacalna w przypadku, gdy rządowe pięćset-plus nie wystarcza na pokrycie drogich i trudno dostępnych żłobków i przedszkoli. Babcie zawsze w tej kwestii gotowe na posterunku. Dziadkowie z działalności pieluchowo-żywieniowej sprawdzają się raczej kiepsko. Mają za to osiągnięcia w zakresie poznawania świata, budowania światopoglądu i kształtowania osobowości.
Moje osobiste doznania z okresu dziadkowego są różne. O babciach pisałam już sporo. Dziadka pamiętam jednego. Zwiedziłam z nim pół świata, odbywałam pierwsze rowerowe eskapady, spędzałam u niego czas, gdy moja mama grzęzła w okresie stanu wojennego na nocnych alertach w urzędzie. Gotował wtedy ziemniaki, podawał z kwaśnym mlekiem i mawiał: „My oba byśmy z głodu nie umarli”. U niego zasmakowałam w ziemniakach wykradanych z parownika i w słoninie konserwowanej miesiącami pod grubą warstwą soli. Patrząc na nowoczesne zalecenia dietetyczne, aż cud, że dożyłam dorosłego wieku.
Mój syn zaczyna wchodzić w wiek, gdzie babciowanie zaczyna mi mocno zagrażać. W każdym razie biorą już z mojej półki. Moje szkole koleżanki miewają już po parę wnuków i powoli wycofują się z rynku pracy. Ciarki mam na plecach na myśl, że będę musiała zatrzymać się, zsiąść z rowerowego siodełka i pójść w ich ślady. Ucz się synu, jak najdłużej…
A póki co, w pracowni powstają nowe serduszka, zakładki do książek i strojne w bogate okładki notesy i kalendarze. Wszystko z myślą o babciach i dziadkach. Niech się im darzy w zdrowiu, pogodzie ducha i szacunku ze strony tych, co są dwie gałęzie niżej na drzewie genealogicznym.
Beata Norbert
Po piękne drobiazgi Beaty zapraszamy do sklepu na atrillo.pl