Umowa sprzedaży gruntu w centrum Osiedla Młodych w Świdnicy podpisana. Transakcja od kilku tygodni budzi kontrowersje, stała się także przyczyną odwołania wiceprezesa spółdzielni. Odwołany twierdzi, że władze spółdzielni działają na jej niekorzyść, a członek zarządu pyta – dlaczego odwołany wiceprezes rzuca oszczerstwa poprzez media, a nie zawiadamia sądu i czemu wspiera jednego developera?
Prezes Andrzej Brzozowski zaprosił dzisiaj dziennikarzy na spotkanie poświęcone inwestycjom Spółdzielni Mieszkaniowej. W konferencji prasowej uczestniczyli także prezes Rady Nadzorczej Robert Horodyski i członek zarządu Ryszard Kuc. Prezes poinformował o dotychczas wykonanych zadaniach, związanych przede wszystkim z likwidacją gazowych pieców i doprowadzeniem ciepłej wody. W przyszłym roku spółdzielnia zlikwiduje junkersy i doprowadzi ciepłą wodę do 1825 mieszkań. Inwestycja ma kosztować 4,6 miliona złotych. 613 tysięcy złotych (netto) będzie pochodzić ze sprzedaży działki w centrum Osiedla Młodych, która stała się powodem awantury i wzajemnych oskarżeń. Dzisiaj prezes Andrzej Brzozowski wraz z członkiem zarządu Ryszardem Kucem podpisali umowę sprzedaży na rzecz firmy Dabro-Bau (informacja o nazwie firmy była podana na stronie internetowej Spółdzielni w rozstrzygnięciu przetargu).
Janusz Solecki, były już wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej, twierdzi, że doszło do wielu błędów przy przygotowaniu przetargu na sprzedaż gruntu. Wskazuje także w obszernych wyjaśnieniach, które opublikował na swoim blogu, że Spółdzielnia zrezygnowała z oferty developera, który chciał za ten grunt zapłacić 1,2 miliona złotych. Tymczasem ostatecznie teren do przetargu wystawiono za 600 tysięcy złotych netto. Janusz Solecki o swoich wątpliwościach powiadomił Radę Nadzorczą w lipcu (przetarg był w lutym, on sam rozpoczął pracę w kwietniu) i odmówił sygnowania swoim podpisem umowy sprzedaży gruntu. W październiku Rada Nadzorcza odwołała go z funkcji wiceprezesa, a w listopadzie złożyła do Rady Miejskiej wniosek o zgodę na rozwiązanie z nim umowy o pracę (Solecki jest radnym i tego wymagają przepisy).
Dzisiaj prezes Andrzej Brzozowski, wspierany przez Ryszarda Kuca i Roberta Horodyskiego stwierdził, że nie widzi żadnych powodów, by umowy z wyłonionym w przetargu kupcem nie podpisywać. – Komisja Rewizyjna Rady Nadzorczej badała tę sprawę i nie znalazła żadnych uchybień, dodatkowo na temat wyceny jednoznacznie wypowiedziała się Komisja Arbitrażowa Rzeczoznawców – przekonywał. Ryszard Kuc jeszcze raz powtórzył podawane już wcześniej informacje, że wycena z 2011 roku na 1,2 miliona złotych po czterech latach straciła ważność, a nowa została wykonana w oparciu o aktualne realia na rynku nieruchomości. Ani prezes, ani Kuc i Horodyski nie odnieśli się do pytania o rodzinne powiązania osoby przygotowującej przetarg i rzeczoznawcy, któremu spółdzielnia zleciła nową wycenę. Obecna na konferencji radczyni prawna spółdzielni stwierdziła, że to nie ma żadnego znaczenia. Podobnie nie padła odpowiedź na pytanie, czy firma, która wygrała przetarg, wcześniej wygrywała liczne przetargi na inwestycje realizowane przez spółdzielnię. Ryszard Kuc poinformował natomiast, że ogłoszenie o przetargu pojawiło się wyłącznie na stronie spółdzielni i w jednym tytule regionalnym, bo zainteresowani byli tylko lokalni przedsiębiorcy. Przy tym radczyni prawna stwierdziła, że spółdzielnia nie miała obowiązku podawania ogłoszenia w prasie ogólnopolskiej, mimo że przetarg dotyczył przedmiotu o wartości powyżej pół miliona złotych. Prezes i pozostali przekonywali, że nie doszło tu do faworyzowania żadnego oferenta, a zgłaszać mogli się wszyscy chętni.
Janusz Solecki wśród swoich zastrzeżeń do samej procedury przetargowej wskazał, że developer, który dwukrotnie wyraził zainteresowanie kupnem działki za 1,2 miliona złotych nie został właściwie o przetargu powiadomiony. Zawiadomienie listowne miało do niego trafić kilka dni po przetargu. Do tego wątku odniósł się Ryszard Kuc – Gdyby pan Skonieczny (developer, którego nazwisko zostało podane po raz pierwszy, związany z firmami P&P Project i Blackrock Properties, przyp. red.) był faktycznie zainteresowany kupnem, to śledziłby stronę spółdzielni i ogłoszenia w prasie!
Prezes Brzozowski poinformował także, że Janusz Solecki wszystkie szczegóły przetargu znał już w kwietniu, a potwierdzać ma to jego podpis na protokole z pracy zarządu, z którym się zapoznał. – Wątpliwości nabrał dopiero w lipcu, gdy przyszło po 5 miesiącach od przetargu pismo od developera. Wcześniej ich nie zgłaszał – stwierdził prezes, a Ryszard Kuc dodał – Tu pojawia się pytanie, dlaczego pan Solecki tak bardzo zabiega o tego developera a nie myśli o dobru spółdzielni i spółdzielców? A przede wszystkim, dlaczego wszystko roztrząsa na łamach prasy a nie poszedł do sądu? Kodeks Postępowania Karnego wyraźnie mówi o tym, że jeżeli zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa, obywatel ma obowiązek powiadomienia odpowiednich organów.
Działka nie jest własnością spółdzielni, pozostaje w jej wieczystym użytkowaniu. Prawo pierwokupu ma Miasto Świdnica. We wcześniejszych odpowiedziach na pytania Swidnica24.pl prezes odpowiedział, że miasto nie było zainteresowane skorzystaniem z tego prawa. Jak się dowiedzieliśmy w Urzędzie Miejskim, pytanie o to dotychczas do władz miasta w ogóle nie zostało skierowane. Dzisiaj z kolei padła informacja, że dopiero po podpisaniu umowy miasto zostanie o tym poinformowane i będzie miało 30 dni na podjęcie decyzji o skorzystaniu bądź nie z prawa pierwokupu.
Sprawą Janusza Soleckiego zajmie się wkrótce Rada Miejska. Jak dzisiaj poinformował prezes Brzozowski, do tego czasu nie będą podejmowane w kwestii zwolnienia byłego prezesa żadne decyzje.
Agnieszka Szymkiewicz
[email protected]
O odpowiedź na pytania i zarzuty, które padły w trakcie konferencji, zwróciliśmy się do Janusza Soleckiego:
Czy, jak twierdzi prezes spółdzielni, znał pan szczegóły przetargu i wyceny już w kwietniu, a zareagował pan dopiero w lipcu?
– Zarzut, że o wszystkim wiedziałem tuż po przyjściu do pracy, jest niepoważny. I co to za zarzut? Swoje obowiązki podjąłem w kwietniu i wtedy także zostało przedstawione sprawozdanie z prac zarządu, ale nie miałem wtedy jeszcze możliwości, by zagłębić się w każdą ze spraw, która była wymieniona w tymże dokumencie. Do sprawy przetargu dotarłem w kolejności, po zajęciu się tym, co było najpilniejsze. Na developera natknąłem się któregoś razu w sekretariacie spółdzielni. Pytał wówczas, czy już sprzedaliśmy działkę. Nie wiedziałem wówczas, o jakiej transakcji mówi. Zagłębiłem się w sprawę w końcu czerwca zanim wpłynęło pismo od jego radcy prawnego i swoje zastrzeżenia skierowałem 5 lipca do Rady Nadzorczej.
Ryszard Kuc zadał pytanie, na czyją korzyść pan działa, developera czy spółdzielców?
– Oczywiście, że spółdzielców! To szczyt bezczelności, gdy takie pytanie stawia ten, kto sprzedaje działkę za pół ceny, a w pytaniu kryje się oskarżenie tego, kto chce taką transakcję powstrzymać. Adresatem takiego pytania powinny być osoby, które sprzedają tę atrakcyjną działkę na szkodę majątkową tej spółdzielni.
Dlaczego nie zgłosił pan sprawy do sądu lub organów ścigania?
– Zrobiłem wszystko, co mogłem, żeby powstrzymać niekorzystną transakcję, natomiast do momentu podpisania umowy sprzedaży szkody jeszcze nie było. Do wyrządzenia znaczącej szkody doszło wraz z zawarciem aktu notarialnego. Teraz wiedzą o tym wszyscy i każdy może poczuwać się do obowiązku zawiadamiania odpowiednich instytucji. Jeśli prokuratura nie zajmie się sprawą, np. z tego powodu, że mienie spółdzielni nie jest mieniem publicznym, lecz prywatnym, to dochodzenie odszkodowania przysługuje poszkodowanemu, czyli spółdzielni lub spółdzielcom w postępowaniu z oskarżenia prywatnego. Mogą więc to zrobić spółdzielcy, ale może to również zrobić przyszły zarząd spółdzielni.