Niewielki staw w samym środku pól. Trudno dotrzeć na sam brzeg, bo ścieżki dawno już zarosły chwastami. Ale trafić łatwo – wystarczy podążać za charakterystycznym intensywnym zapachem gnijących liści opadających z drzew rosnących przy brzegu.
Hycel – tak nazywa się miejsce dobrze znane wszystkim mieszkańcom Świdnicy, których dzieciństwo przypadło na lata PRL-u. Nie wiadomo dokładnie, skąd wzięła się ta nazwa, podobno mieszkał tu kiedyś prawdziwy hycel, zajmujący się wyłapywaniem bezpańskich psów. I jak szeptano – topił je nawet w tym stawie, ale nikt nigdy tego nie potwierdził.
Kiedyś w wodzie pływało sporo ryb, łowiono nawet liny, więc większość amatorów wędkarstwa spotykała się tam regularnie w wolne dni i święta. Stali bywalcy budowali nawet pomosty, na których spokojnie stawiali sprzęt wędkarski i napoje wzmacniające. Wieczorami, kiedy opuszczali swoje stanowiska, zjawiali się młodzi ludzie. Ci grzeczni, siedzieli, spacerowali, rozmawiali i palili ogniska. Niektórzy desperaci próbowali nawet kapać się w tym zabagnionym stawie. A ci mniej grzeczni, cóż – sami pewnie już nie chcą pamiętać co działo się na Hyclu. Nic więc dziwnego, że stwierdzenie „Idziemy na Hycla” było 20 lat temu tak popularnym stwierdzeniem, jak dzisiejsze „Chodź idziemy na piwo”. Kiedy kilka dni temu po raz pierwszy trafiłem w to miejsce (znajduje się na obrzeżach Osiedla Zawiszów przy ul ks. Dionizego Barana), spotkałem jedynie kilku panów mocno zmęczonych życiem, którzy podobnie jak przed laty palili ognisko i popijali jakieś napoje. Chodząc wzdłuż brzegu nie mogłem pojąć, na czym polegała magia tego miejsca, które tak przyciągała młodych ludzi. Bo że to było wówczas miejsce kultowe, to na pewno.
Dziś po wędkarskich pomostach nie zostało ani śladu, pewnie się zapadły, albo zostały wykorzystane jako surowiec do ogniska. Razem z ostatnim wędkarzem opustoszał też staw, w którym na próżno dziś szukać choćby najmniejszej ryby. Ale miejsce nadal wzbudza ciekawość. Zapewne wielu z naszych Czytelników mogłoby niejedno powiedzieć na temat Hycla. Może ktoś z Państwa zechciałby się podzielić z nami swoimi wspomnieniami. Zapraszamy do do kontaktu na adres [email protected]
Artur Ciachowski