Występy ojca i syna w jednej drużynie w najwyższej klasie rozgrywkowej są rzadkością, ale im się udało. Mowa o znakomitych siatkarzach, mieszkańcach Świdnicy – Adamie i Bartoszu Kurkach. Ze starszym z nich – Adamem rozmawia Mateusz Dzień vel Rakoczy.
Pochodzicie ze sportowej rodziny, grał pan na poważnie w siatkówkę, żona również. Bartek chyba nie mógł wybrać innego kierunku?
Zdecydowanie tak się stało. Bartek od małego był z nami. Przeprowadziliśmy się do Nysy, gdzie grałem w miejscowej Stali, a Bartek był częstym gościem w hali sportowej. Pierwszy kontakt z siatkówką miał już w wieku 8 lat. Dalej już poszło…
Najlepszy i najgorszy moment w sportowej karierze Adama Kurka?
Były oczywiście piękne momenty, jak choćby występy w AZS-ie Częstochowa, gdzie w 1993 roku sięgnęliśmy po mistrzostwo kraju, czy też czas w Stali Nysa i srebrny oraz brązowy medal mistrzostw Polski. Do tego doszło blisko 100 występów w reprezentacji Polski, niestety w tym czasie nasza kadra nie była na topie tak jak teraz i nie mogła pochwalić się spektakularnymi rezultatami. Jeśli chodzi o te bolesne chwile, to za takie uważam spadek Stali Nysa z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Od tego momentu klub nie jest w stanie się odrodzić i wrócić na parkiety Plus Ligi.
Chyba każdy ojciec marzy, aby syn poszedł w jego ślady, a tym bardziej zagrał z tatą w jednej drużynie. Wam się udało…
Tak, oczywiście. Moment trochę śmieszny, ja byłem kapitanem w Stali Nysa, Bartek debiutował w wieku zaledwie 16 lat. Wskutek kontuzji jednego z zawodników Bartek zagrał w najwyższej klasie rozgrywkowej przeciwko Kędzierzynowi-Koźle. Później w wyjazdowym meczu z Politechniką Warszawską pod wielkim wrażeniem tego faktu był Raul Lozano, który nie mógł zrozumieć, jak możliwe jest to, żeby w poważnych rozgrywkach – ekstralidze w jednej drużynie grał ojciec i syn.
Do dziś jest pan aktywny sportowo uczestnicząc w rozgrywkach ligi amatorskiej. Ciągnie do siatkówki?
Ciągnie, jest to piękny sport. Powtarzam jednak, że pełną satysfakcję z siatkówki mogą czerpać osoby, który trochę w nią grać potrafią. Po powrocie do Świdnicy w 2010 roku miałem ponad roku przerwy. Później poznałem jednak kolegów, zobaczyłem, że ta siatkówka amatorska stoi na dobrym poziomie i postanowiłem powalczyć. Obecnie gram w drużynie Manufaktury Świdnica – ciekawy zespół, sympatyczni ludzie.
Przewaga taty Kurka nad Bartkiem?
Nie ma o czym mówić, tu zdecydowanie uczeń przerósł mistrza. Jestem osobą, która pragnie, aby każdemu się w życiu udało, czy to w siatkówce, czy w innej dyscyplinie sportowej. Jeśli chodzi o mojego syna, to kariera przebiega pięknie. Jego przygoda zaczęła się bardzo wcześnie, ale jestem przekonany, że pogra na najwyższym poziomie jeszcze przez kilka dobrych sezonów.
Kiedy doszło do pana, że z Bartka wyrasta siatkarz światowego formatu?
Trudno rodzicowi tak bezstronnie ocenić własnego syna. Wiedzieliśmy oczywiście niemal od początku jakie Bartek ma parametry motoryczne, jaki jest wysoki, skoczny i silny. To dawało do myślenia, że może wyrosnąć z niego zawodnik światowego formatu. To jednak tytan pracy, na wszystko zapracował sobie ciężką pracą, niesamowitymi chęciami i miłością do siatkówki. Powtarzam, że bez pracy nie ma kołaczy. Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że zapracował sobie na ten sukces.
Talent czy ciężka praca?
Za moich czasów nie było pozycji libero, na starcie liczył się wzrost i parametry fizyczne. Dziś niski człowiek może zaistnieć w siatkówce grając właśnie na tej pozycji. Warunki fizyczne odgrywają jednak wciąż kluczową rolę. Ważna jest też ciężka praca i to nie tylko w hali, ale także w domu przy odpowiednim odżywianiu, do tego stretching, czy odnowa biologiczna. To wszystko ma wpływ na wyniki, bez tego sukces jest niemożliwy.
W karierze Bartka były piękne chwile, jak choćby triumf w Lidze Światowej i tytuł najlepszego zawodnika w 2012 roku. Zdarzyły się również te przykre momenty, jak brak powołania do reprezentacji na Mistrzostwa Świata w 2014 roku. Jak Bartek przeżył tą absencję w kadrze?
Przeżył to napewno bardzo mocno. Bodajże od 2008 roku nieprzerwanie był w reprezentacji Polski będąc ważnym ogniwem. Ciągnął swoją grą sporą liczbę imprez, aż tu nagle przyszedł czas tych nieszczęsnych dla niego Mistrzostw Świata 2014 rozgrywanych zresztą w Polsce. Zderzył się z rzeczywistością, nie wystąpił na świetnie zorganizowanej imprezie w naszym kraju, w której graliśmy zresztą rewelacyjnie zdobywając tytuł mistrzów świata. Pewne rzeczy z pewnością przemyślał i doszedł do pozytywnych wniosków. Teraz wrócił do reprezentacji, są w życiu różne zakręty, trzeba się z nimi po prostu zmierzyć i z każdej porażki wyciągać wnioski.
Dziś syn jest jasnym punktem Resovii Rzeszów, czy uważa pan, że to Bartek za tych najlepszych czasów, czy drzemią w nim jeszcze jakieś rezerwy?
Uważam, że rezerwy są niesamowite. Pragnę zaznaczyć, że u Bartka doszło do zmiany pozycji na boisku z przyjmującego na atakującego. To pierwszy jego ligowy sezon na tej pozycji, dobrze się czuje w tym miejscu. W rok nie jest w stanie osiągnąć maksimum i jest w stanie się jeszcze rozwinąć. Wiek 28 lat – to już ukształtowany siatkarz, który jakoś znacząco nie poprawi warunków motorycznych, co innego jeśli chodzi o sprawy techniczne. Uważam, że na tej pozycji trzeba po prostu grać i grać, na pewno jakieś rezerwy jeszcze w nim są.
Co powiedziałby pan młodym zawodniczkom i zawodnikom, czy warto wybrać siatkówkę?
Warto próbować, na super poziomie jest to dziś sposób na życie, a na mniejszym poziomie sposób na kontakt z ludźmi, z inną rzeczywistością i działaniem w grupie. To wszystko może się przydać w przyszłości – w szkole i w pracy. Dziś warunki nikogo nie skreślają, polecam siatkówkę, bo jest to sport niekontaktowy i mało urazowy. Siatkówka rozwija człowieka.