– To była moja misja, by przekonywać świdniczanki, że nakrycie głowy dodaje szyku – mówi Ewa Michalska, właścicielka sklepu z kapeluszami i nakryciami głowy. Po 50 latach zamyka się „Modniarstwo” przy ulicy Długiej 22 w Świdnicy.
– Moi rodzice przyjechali do Świdnicy w 1947 roku. Tata był cukiernikiem i otworzył tutaj cukiernię. Świdnica była jeszcze zniszczona po wojnie, więc mama woziła te wypieki na wózku i sprzedawała. Nie dali jednak rady i splajtowali – wspomina pani Ewa. – Mama, wykształcona przedwojenna modystka, zaczęła potem pracę w sklepie obuwniczym, tutaj naprzeciwko. Ale zawsze marzyła o sklepie z kapeluszami. Ojciec Ewy Michalskiej był działaczem Związku Inwalidów Wojennych i w latach 60. Otrzymał lokal przy ul. Długiej, gdzie wcześniej mieściła się pracownia introligatorska. – Dokładnie pamiętam ten dzień 1 października 1966 roku. Jechałam do swojej pierwszej pracy do apteki w Wałbrzychu, siostra szła na studia, a mama otwierała sklep – opowiada pani Ewa. – Modniarstwo to bardzo trudny zawód. Mama pracowała bardzo ciężko. Nakrycia głowy robiła głównie w nocy. Często zaglądała tu milicja, widząc świecącą się lampkę. Mówili: Pani Marto, proszę już kończyć! I odprowadzali ją do domu na plac Drzymały.
Archiwalne zdjęcie z albumu rodziny Michalskich, wykonane w 1968 roku.
Innym problemem było w tamtych czasach zdobycie surowca do wyrobu kapeluszy. Wstążki, klamerki, dekoracje – wszystko to było niedostępne. Potrzeba było kontaktów, znajomości, żeby załatwić cokolwiek. Pracownia kapeluszy państwa Michalskich przeżywała wzloty i upadki. – Otwarcie sklepu zbiegło się z modą na męskie kapelusze. Główną klientelę stanowili panowie z dzierżoniowskiego zakładu Diory – śmieje się pani Ewa. – Mama robiła wówczas męskie kapelusze z piórkiem, z niedużym rondem, taką sportową główką. Oni dostarczali pióra z bażantów. Potem były kapelusze dla pań w stylu westernowym z takimi sznurkami wiązanymi, żeby można było nosić je opuszczone na plecy.
Po 25 latach funkcjonowania sklepu zaczęła w nim pracować pani Ewa. – Te nakrycia głowy to od dziecka było moje życie – przyznaje. – W 1990 roku zaczęłam pracować z mamą. Niestety ze względu na moje problemy z kręgosłupem nie mogłam robić kapeluszy, więc zaczęłam je sprowadzać. Miałam jedną zasadę: nigdy nie powtarzałam fasonów. Z czasem wprowadziłam także szaliki. Bywało, że miałam w sklepie ok. 1500 sztuk różnych rzeczy!
Pani Ewa bardzo nie lubi, kiedy wszyscy noszą to samo. Ale to jednak znak czasów – zakupy w sieciówkach, ujednolicenie stylu. Zapotrzebowanie na nakrycia głowy zdecydowanie zmalało. Kiedy na sklepie pojawiły się napisy „likwidacja”, świdniczanie poruszeni przychodzili i okazywali zainteresowanie, sympatię, ale i żal… Ktoś przyniósł kwiaty, inny czekoladki. Co teraz będzie? pytają. – A teraz to ja będę odpoczywała. Chciałabym pożyć trochę swobodniej, pooddychać świeżym powietrzem, nie tylko tym sklepowym. Przyznaję, że zaczęła mi doskwierać monotonia takiego życia… Ale na pewno zaangażuję się jeszcze do jakiejś pracy społecznej, chciałabym robić coś charytatywnie w jakiejś organizacji. Bo ja po prostu kocham ludzi.
Marta Żywicka-Hamdy
Fot. Łukasz Kufner
Tekst pochodzi z Magazynu Swidnica24.pl.
Sklep pani Ewy Michalskiej został zamknięty 26 lutego 2016 roku.