Od ponad ćwierć wieku Ewa spędza Święta w Kanadzie. Wyemigrowała z rodziną pod koniec lat 80. Osiedlili się w miejscowości Waterloo, w prowincji Ontario. Ewa pracuje w bibliotece Uniwersytetu Wilfrid Laurier. Celebruje Święta w typowo polskiej tradycji. Ale siłą rzeczy przejęła także pewne tutejsze zwyczaje.
– Pierwsze oznaki nadchodzących Świąt pojawiają się w Kanadzie tuż po Halloween, czyli w pierwszych dniach listopada. Ale dekoracje świąteczne na dobre widoczne są wszędzie od 1 grudnia – wyjaśnia Ewa. Za oceanem, dzięki polskim sklepom, można dostać niemal wszystkie produkty niezbędne do przygotowania Wigilii. Z jednym wyjątkiem – karpia. – Nigdy nie zapomnę pierwszej kolacji wigilijnej, którą przyszło mi przygotować w Kanadzie. Bardzo chciałam, żeby na stole znalazły się wszystkie potrawy, które pamiętałam z domu rodzinnego – wspomina.
– Udało nam się dostać nawet żywego karpia. Przez dwa dni pływał w naszej wannie – typowy obrazek z dzieciństwa. W końcu nadszedł czas na jego przygotowanie. Usmażyłam rybę zgodnie z przepisem mojej mamy, która jest w tym mistrzynią. Jakież było nasze rozczarowanie, kiedy go spróbowaliśmy… Karp był całkowicie niejadalny! – śmieje się na to wspomnienie Ewa. – W Kanadzie nie hoduje się karpi, gdyż uchodzą za gorszy gatunek ryb ze względu na specyficzny smak i zbyt dużą ilość ości. Ktoś zatem musiał złowić je na dziko w mulastym akwenie. Od tego czasu zamiast karpia kupuje pstrąga i łososia. Nie może zabraknąć ryby po grecku, barszczu z uszkami, pierogów z kapustą i grzybami oraz kompotu z suszu. – Czasami jesienią sami zbieramy grzyby i je suszymy. To zależy w głównej mierze od pogody, bo lasów w Kanadzie mamy pod dostatkiem – przyznaje z uśmiechem. Przy stole wigilijnym zasiada z mężem, córką i synem, który urodził się już tam. Od kilku lat towarzyszy im także Geoff, Kanadyjczyk, narzeczony córki, miłośnik polskich potraw wigilijnych. Dzielą się opłatkiem, który można dostać w polskim kościele. Świątecznego nastroju dopełniają kolędy w wykonaniu Mazowsza. Na koniec, o północy, idą na pasterkę.
Od początku pobytu w Kanadzie uderza ją to, że dla Kanadyjczyków Święta Bożego Narodzenia to prezenty. – Jeśli ktoś w pracy mnie pyta, czy już jestem gotowa do Świąt, to ma na myśli, czy już kupiłam dla wszystkich prezenty. Tutaj kupuje się dużo i drogo, a w Nowym Roku upominki wracają do sklepów, bo nie pasuje albo się nie podoba. To całkiem normalne – tłumaczy.
Ewa, zgodnie z kanadyjskim zwyczajem, ubiera choinkę znacznie wcześniej. Zapach drzewka w domu wszystkich nastraja świątecznie. – Co dziwne, Kanadyjczycy wyrzucają choinki zaraz po Świętach. Kiedyś zobaczyłam rozebraną choinkę już pierwszego dnia po Wigilii! W naszym domu drzewko zostaje do Trzech Króli.
Jeszcze jeden zwyczaj przypadł Ewie do gustu. To „cookies exchange”, czyli „wymiana ciasteczek”. – To bardzo miły zwyczaj. Ludzie pieką różnego rodzaju ciasteczka i przed samymi Świętami pakują po kilka w pudełeczka z kokardkami i roznoszą je po sąsiadach. Oczekują, że ty zrobisz to samo. Przyswoiłam ten zwyczaj, ale tylko wśród znajomych – kiedy przychodzimy w Święta w gości, to przynosimy ciasteczka i dostajemy w zamian to samo od gospodarzy – wyjaśnia.
Marta Żywicka-Hamdy
fot. Archiwum prywatne