Tysiąca złotych zaległych tantiem dla artystów żąda Stowarzyszenie Autorów ZAiKS od fryzjera. Przed Sądem Okręgowym w Świdnicy ruszył proces, w którym jako dowód mistrz nożyczek złożył 272 oświadczenia klientek o tym, że nie słuchają w jego zakładzie radia. Mimo że ono gra.
Marcin Węgrzynowski (na zdjęciu) prowadzi niewielki salon w Wałbrzychu. – Jedno pomieszczenie, wszystkiego 25 m2, żadnych uczniów, a cały personel to ja. Na ogół jestem sam z klientką, bo każdą panią umawiam na konkretną godzinę. Radio jest stare, na ogół ściszone albo zagłuszone przez suszarki. Jakie to rozpowszechnianie muzyki? – denerwuje się fryzjer. Po raz pierwszy inspektorzy ZAiKS-u pojawili się u pana Marcina w styczniu zeszłego roku i zażądali na mocy ustawy o prawach autorskich wykupienia licencji i wnoszenia comiesięcznych opłat z tytułu tantiem dla muzyków. Fryzjer nie zgodził się, przekonując, że nie ma tu mowy o publicznym odtwarzaniu utworów. By nie było żadnych wątpliwości, wywiesił kartkę z apelem do klientek, by nie słuchały radia, bo dźwięki z niego płynące przeznaczone są tylko dla uszu personelu, czyli pana Marcina. – Nawet ja sam dobrze tego radia nie słyszę, bo przecież zajęty jestem układaniem fryzury, rozmową, doradzaniem – przekonuje właściciel salonu. – A od kontroli po prostu całkowicie je ściszam, gdy wchodzi klientka.
Tym, że nie dla radia i muzyki w nim puszczanej przychodzą do pana Marcina, świadczą same panie. Aż 272 z nich podpisały stosowne oświadczenia. – Sąd przyjmie ten dowód, jednak dla meritum nie ma on znaczenia, bo jest jasne, że do salonu fryzjerskiego nie przychodzi się dla radia – stwierdził prowadzący proces sędzia Jacek Szerer. – Rzecz idzie o problem prawny, czyli legalności pobierania tego typu opłat.
Sędzia zobowiązał adwokatów obu stron do przygotowania memorandów w tej kwestii. Ale mecenas Krzysztof Zuber, reprezentujący ZAiKS, nie ma żadnych wątpliwości. – Podobnych spraw było już bardzo dużo i nie przypominam sobie swojej przegranej, bo prawo jest jasne. Każde odtwarzanie publiczne muzyki, czy to będzie w mini zakładzie fryzjerskim, czy w sklepie mięsnym, wiąże się z koniecznością wniesienia opłat od praw autorskich. Czy radio jest ściszone, czy na pełny regulator, też nie jest istotne. Ważne, że twórcy mają prawo do zapłaty za swoją pracę, a ZAiKS reprezentuje to prawo – tłumaczy.
– Absurdalny proces, absurdalne żądania – mówił na antenie Radia Wrocław Wojciech Czech, adwokat z Kielc, który w podobnej sprawie wygrał z ZAiKS-em w dwóch instancjach. – Stowarzyszenie wychodzi z założenia, że każde publiczne odtworzenie muzyki wpływa na zwiększenie obrotów firm i tym samym zarabiają na artystach.
Mecenas Czech udowodnił, że słuchanie muzyki nie miało żadnego wpływu na zainteresowanie klientów kielecką firmą. – ZAiKS z góry zakłada, że kto słucha muzyki, to kupi więcej, np. chipsów, cukierków czy napojów – stwierdza obrońca (wypowiedź z 2011 roku dla Echa Dnia) – W wyroku sąd ustalił, że nie każdy klient lubi dany rodzaj muzyki, która jest nadawana z radia. Dlatego twierdzenia, że miała ona wpływ na zwiększenie obrotów oskarżonych jest bezpodstawne. Orzeczenie w tej sprawie może być przydatne innym, którzy znajdują się w podobnej bądź nawet identycznej sytuacji.
– Żadnych korzyści z tytułu włączonego radia nie osiągam – rozkłada ręce pan Marcin. – Klientki przychodzą po ładną fryzurę, a nie dla muzyki! Poza tym płacę już abonament radiowy i nie widzę żadnego powodu, by wnosić jeszcze jakieś dodatkowe opłaty. O swoje racje będę walczył, nawet jeśli będę musiał iść do Trybunału Praw Człowieka.
Na rozstrzygnięcie procesu czekają Bogdan Dec i Stanisław Marzec z salonu fryzjerskiego na świdnickim Rynku. – My płacimy stowarzyszeniu STOART, 42 złote miesięcznie – mówią. – Nie pomogły tłumaczenia, że w naszym zakładzie jest tylko telewizor, płacimy już abonament radiowo-telewizyjny i opłatę za kablówkę, ani to, że na okrągło włączona jest stacja informacyjna, a tam przecież żadnej muzyki nie ma! Jak stwierdzili inspektorzy, muzyka jest w reklamach i to wystarczy. Przecież jasne jest, że klienci nie przychodzą do nas na telewizję, a po to, żeby się ostrzyc. To nie telewizor, a marka zakładu, istniejącego od wojny, ich do nas przyciąga – dodają ze śmiechem. Jeśli fryzjer z Wałbrzycha wygra, pójdą jego śladem.
Problem nie kończy się na samej opłacie, która naliczana jest albo od powierzchni zakładu usługowego, albo od liczby miejsc dla klientów np. w kawiarniach. Rzecz w tym, że może ich być kilka na raz. Cztery stowarzyszenia autorów mają prawo pobierać niezależne opłaty. – W sumie jest 15 stowarzyszeń, reprezentujących autorów w różnych dziedzinach – mówi mecenas Zuber. – To leży w decyzji ministra kultury, które i za co mogą pobierać tantiemy. Rzeczywiście, wielokrotne płacenie za to samo różnym stowarzyszeniom jest nielogiczne i powinno zostać uregulowane.
– To bardzo duże obciążenie. U nas opłaty za licencje muzyczne wnosimy na rzecz dwóch stowarzyszeń. To w sumie 200 złotych miesięcznie, bez względu na to, czy mamy klientów, czy jest akurat sezon zastoju – mówi Bożena Pytel, właścicielka „baroccafe”. – Można nie płacić, jasne, ale wtedy musieliby śpiewać kelnerzy i to wyłącznie Bacha czy starych mistrzów, których dzieła już nie są objęte prawami autorskimi.
Kolejna rozprawa fryzjer kontra ZAiKS w marcu.
Agnieszka Szymkiewicz