– Wszystkie żebra na wierzchu, brudny, na zardzewiałym łańcuchu, w bezruchu na zimnie. Takiego go z córką zobaczyłyśmy z samochodu – mówi ze łzami w oczach Krystyna Pietruszka. Mieszkanki Świdnicy podjęły walkę o uratowanie psa z Sulisławic. – Z taką niekompetencją i brakiem dobrej woli ze strony TOZ-u i policji nie spotkaliśmy się wcześniej – mówi Konrad Kuźmiński z Fundacji na rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo Cane z Jeleniej Góry. Obie instytucje odpierają zarzuty, a właściciel dobrowolnie nie chce zrzec się psa.
– Stojącego w nienaturalnej pozie wychudzonego psa na zardzewiałym łańcuchu zobaczyłyśmy z mamą pod koniec października – mówi Małgorzata Pietruszka, dziś wolontariuszka Fundacji Mondo Cane. – Wówczas byłam jeszcze w trakcie szkolenia i nie miałam żadnych uprawnień, więc zadzwoniłam z prośbą o pomoc do świdnickiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Ponieważ nie było żadnej odpowiedzi, czy interwencję podjęto, 9 listopada jeszcze raz pojechałyśmy z mamą do Sulisławic. Pies był w tym samym miejscu, z dala od budy, przywiązany do wraku samochodu. Nie wiem, czy miał szansę w ogóle schronić się w budzie. Poza tym był jeszcze chudszy i kompletnie otępiały. Jeszcze raz zadzwoniłam do TOZ-u. Na miejsce przyjechała pani Grażyna Grzesik. Posesja była zamknięta i dopiero po mojej podpowiedzi inspektorka zadzwoniła po wsparcie policji. Kiedy przyjechał funkcjonariusz, nie pozwolono mi wejść na podwórze. Miałam jednak nadzieję, że TOZ wykorzysta swoje uprawnienia i natychmiast psa zabierze. Tak się, niestety, nie stało. Pani inspektor, która stwierdziła, że pies nie ma odpowiedniej karmy, przekazałam saszetkę z jedzeniem dla psa. Zwierzak niemal się nie udławił, tak łapczywie jadł. Było ewidentnie widać, że jest bardzo głodny. Na działania świdnickiego TOZ-u złożyliśmy skargę do głównego inspektora tej organizacji. Sama także jako osoba prywatna złożyłam zawiadomienie na policji (dzisiaj rolę zawiadamiającego przejęła Fundacja). Przedwczoraj razem z Konradem Kuźmińskim znów pojechaliśmy do Sulisławic. Pies był zamknięty w opuszczonym domu, bez żadnego posłania, cały w odchodach. Czekaliśmy na kogokolwiek przez wiele godzin, policja odmówiła asysty. Dzisiaj naczelnik wydziału kryminalnego KPP w Świdnicy odmówił nam spotkania, a policjant, który przyjmował zgłoszenie stwierdził, że bardzo dobrze zna właściciela i żebyśmy dali spokój! Skargę na tego funkcjonariusza i całą jednostkę wysłaliśmy już do komendanta wojewódzkiego policji.
– Nam naprawdę nie zależy na karaniu kogokolwiek, a jedynie na zabraniu psa. Mamy dla niego dom tymczasowy we Wrocławiu, w którym będzie miał bardzo dobre warunki, właściwą opiekę i leczenie. I nie chcemy za to od nikogo ani złotówki – zapewnia Konrad Kuźmiński. – Nie rozumiemy, dlaczego zderzyliśmy się z takim murem obojętności? Dlaczego policja nie respektuje naszego prawa do udziału w prowadzonych czynnościach, dlaczego odmawia nam asysty?
– Rzeczywiście nie podjęłam interwencji po pierwszym telefonie – przyznaje Grażyna Grzesik, prezes świdnickiego TOZ-u. – Nie wynikało to z mojej złej woli. Jako TOZ mieliśmy nawał zgłoszeń, m.in. odbieraliśmy zagłodzonego psa z Zebrzydowa. 9 listopada po 15 minutach byłam na miejscu. Przyjechała też policja. Rzeczywiście stwierdziłam zaniedbania, bo pies był karmiony rozmoczonym chlebem. Wyglądał źle, a po rozmowie z właścicielem okazało się, że to 13-letni staruszek, który jest głuchy, nie widzi na jedno oko i ma zwyrodniałe stawy. Właściciel powiedział mi, że zwierzę od około 5 tygodni bardzo schudło, bo w ogóle nie chce jeść. Pies miał książeczkę zdrowia. Nakazałam właścicielowi przeprowadzenie badań, do których w mojej obecności doszło 13 listopada w przychodni weterynaryjnej w Świdnicy. Lekarz pobrał krew do badań, zalecił też leczenie. Czekam na ustalenia przyczyn obecnego stanu psa. Nie widziałam powodów, by zwierzę odebrać, bo właściciel natychmiast zareagował na zalecenia, m.in. przeniósł psa pod dach i podjął jego leczenie. Raport z naszych działań złożyłam głównemu inspektorowi TOZ-u w Warszawie, którego radziłam się także, co powinniśmy zrobić w tej sytuacji. Uznał, że należy poczekać na wyniki badań.
– Policjanci natychmiast zareagowali na pierwsze zgłoszenie, jakie było 9 listopada – zapewnia Katarzyna Czepil, oficer prasowy KPP w Świdnicy. – Na miejsce zostali poproszeni dwaj weterynarze, w tym Powiatowy Inspektor Weterynarii. Z ich oceny wynika, że pies jest schorowany z powodu wieku. Dzisiaj po raz kolejny technik kryminalistyki i funkcjonariusze byli w Sulisławicach, wykonali dokumentację zdjęciową. Pies nie leży w odchodach, ma jedzenie, picie i posłanie. Zarzuty o to, że nie pomagamy, są bezpodstawne. Nie potrafię teraz wyjaśnić, dlaczego Fundacja nie została poproszona o uczestniczenie w dzisiejszej interwencji. Na to pytanie będę mogła odpowiedzieć po sprawdzeniu całej dokumentacji. Przyznam jednak, że przedstawiciele fundacji zachowują się bardzo napastliwie, cały czas policjanci słyszą groźby.
– Jesteśmy bezsilni i pewni, że policja nie zna przepisów dotyczących ochrony zwierząt – mówi wprost Konrad Kuźmiński. Wolontariusze próbowali szukać sojuszników w gminie Świdnica, jednak z tej strony wsparcia również nie było. W sprawę zaangażowały się jeszcze TOZ z Wrocławia i Fundacja 2+4 z Wrocławia. – Nasza Fundacja wspiera Mondo Cane i będzie wspierać – zapewnia Marta Prell z Fundacji 2+4. – Niestety, mimo że byłam w Sulisławicach, nie udało mi się psa zobaczyć, jednak opierając się na opisie wolontariuszy i zdjęciach jestem przekonana, że zwierzę wymaga natychmiastowej pomocy.
Ireneusz Kubina, lekarz weterynarii, u którego pies był 13 listopada, dziś nie miał czasu na dłuższą rozmowę. Stwierdził krótko, że u zwierzęcia są duże miany geriatryczne. Została także pobrana krew do badań.
Pies wabi się Denis i jest u właściciela od około 5 lat – tak poinformował on sam portal Swidnica24.pl. Rozmowa toczyła się za zamkniętą bramą. Właściciel nie zgodził się na wejście dziennikarza do miejsca, gdzie znajduje się pies. Powiedział, że stosuje się do zaleceń weterynarza, pies ma dobre warunki, a na noc zabiera go do domu. Nie odpowiedział jednak na pytania, ani czym go karmi, ani na czym polegają dobre warunki. Większość pytań ucinał informacją, że sprawę prowadzą TOZ i policja i to do tych instytucji trzeba się zwracać. Przed spotkaniem z właścicielem Fundacja Mondo Cane poinfrmowała Swidnica24.pl, że jest gotowa odstąpić od wszelkich skarg i wycofać zgłoszenie na policję, jeśli tylko właściciel dobrowolnie zrzecze się psa i odda go wolontariuszom. Jarosław Pałamarz odmówił, twierdząc, że sprawa jest w toku i trzeba czekać na jej zakończenie. Na pytanie, dlaczego, odparł, że dla jego dobra i dla dobra psa.
Dlaczego fundacja, choć ma takie uprawnienia, siłą nie odbierze psa? – Cała posesja przypomina twierdzę, więc sami po prostu nie dostaniemy się tam – tłumaczy Konrad Kuźmiński. – Poza tym zostalibyśmy oskarżeni o bezprawne wtargnięcie na prywatną posesję. Chcemy działać zgodnie z prawem. W poniedziałek zwrócimy się do prokuratury z wnioskiem o zgodę na wejście na posesję i odebranie psa.
– Nie rozumiem, jak można z taką obojętnością traktować żywą istotę – ubolewa Małgorzata Pietruszka. – Nawet jeśli temu psu zostały tygodnie czy miesiące życia, ma prawo do szczęścia, choćby na krótko. Jesteśmy mu w stanie to zapewnić, nie oczekując niczego w zamian. Będziemy walczyć.
Agnieszka Szymkiewicz
Zdjęcia Małgorzata Pietruszka, wykonane 9 listopada 2013 roku