Zaczynała swoją karierę w Polonii Świdnica. W późniejszych latach grała w najlepszych klubach w kraju, m.in. w Skrze Warszawa i MKS-ie Dąbrowa Górnicza, z którymi zdobyła odpowiednio srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski. Ma na swoim koncie również wywalczony Puchar Niemiec z zespołem VbF Suhl, a ostatnio broniła barw Eliteski UE Kraków. Po powrocie w rodzinne strony 13-krotna reprezentantka Polski (w latach 1999-2000) postanowiła pomóc MKS-owi Świdnica w walce o punkty w II lidze. O odczucia z tym związane, jak i inne siatkarskie aspekty Magdalenę Sadowską pyta Michał Rodziewicz.
FOTO: Wikipedia
Jak wspomina Pani swoje początki?
Jestem rodowitą świdniczanką więc zaczynałam w Polonii Świdnica. Moja przygoda z siatkówką zaczęła się w piątej klasie podstawówki. W Szkole Podstawowej nr 3 wypatrzył mnie Pan Andrzej Ząbek widząc, że mam dobre warunki fizyczne do tego sportu. Spodobało mi się to i zostałam na dłużej.
Porównanie gry w najlepszych polskich klubach do występów w II lidze?
Na temat drugiej ligi nie chciałabym się szeroko wypowiadać, bo dopiero zaczynam tutaj grę. Na pewno granie na najwyższym poziomie w Polsce wiąże się z tym, że cały dzień toczy się w wokół treningów i meczów. To było ciągłe życie na walizkach.
Co skłoniło Magdalenę Sadowską do powrotu do Świdnicy?
Praktycznie pół życia, bo aż 16 lat poświęciłam siatkówce. W wieku 18 lat zaczęłam grać na poważnie. Teraz przeniosłam się do Świdnicy z myślą o zakończeniu kariery, powrotu do rodziny i przyjaciół jednak po namowach Pana Lecha Stankiewicza postanowiłam, że pomogę MKS-owi w osiągnięciu jak najlepszego wyniku w tym sezonie. Mam już swoje lata i to co najlepsze w sporcie jest już za mną więc nie mogę niczego obiecać.
Jak została Pani przyjęta w zespole?
Przyjęta zostałam bardzo dobrze. Myślę, że nie wpłynęło to jakoś znacząco na klimat w zespole choć z samego początku czułam się trochę dziwnie, kiedy dziewczyny zwracały się do mnie na „pani”. Jest to wyraz szacunku, ale czułam się wtedy trochę staro. Teraz już jesteśmy na bardziej koleżeńskiej stopie.
W MKS-ie spore zmiany, do składu dołączyła Pani jako bardzo doświadczona zawodniczka, doszło również do wymiany trenera pierwszego zespołu, gdzie Krzysztofa Leszczyńskiego zastąpił Marek Olczyk…
Ciężko mi dużo mówić o nowym trenerze, bo za nami zaledwie kilka treningów. Pierwsze wrażenie jest jednak bardzo pozytywne. Dobrze wpłynął na drużynę i pojawiło się pod jego wodzą pierwsze zwycięstwo w tym sezonie.
Ocena świdnickiego zespołu po pierwszych treningach i meczu z Gwardią?
To utalentowane, młode dziewczyny i perspektywiczny zespół. To cieszy, że właśnie takie zawodniczki są w tym klubie, bo trzeba stawiać na młodzież.
Jakie są cele zespołu na ten sezon?
Ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo nie znam potencjału drugoligowych zespołów, ale będziemy wspólnie starać się o jak najlepszy wynik. Wierzę w pierwszą czwórkę na koniec rundy zasadniczej, co było założeniem zarządu przed startem rozgrywek. Cel będzie zapewne bardzo trudny do zrealizowania, ale z pewnością realny. Gdyby się nie wierzyło w plany trudne do zrealizowania mimo słabego początku sezonu, uprawianie sportu nie miałoby sensu.
Kolejny mecz o punkty w II lidze świdniczanki rozegrają już w najbliższą środę, 16 października, kiedy to o 17.00 w hali na Zawiszowie podejmą beniaminka Ares Nowa Sól. Będzie to pierwsza potyczka obu zespołów. Nasze zawodniczki niewątpliwie będą faworytkami spotkania, ale nie wiadomo czego można spodziewać się po rywalkach. W trzech pierwszych meczach sezonu zawodniczki z lubuskiego nie zdobyły nawet seta i zajmują przedostatnie miejsce w tabeli. MKS rozpoczął sezon niewiele lepiej. Obecnie z jedną wygraną plasuje się dwie pozycje wyżej od rywalek na dziewiątej lokacie. Przyjezdne z pewnością nie ułatwią zadania naszemu zespołowi i będą walczyć o pierwszą wygraną w bieżących rozgrywkach, podopieczne trenera Olczyka będą chciały z kolei kontynuować zwycięską passę.