Jako dziecko wahał się między wyborem zawodu recepcjonisty i dziennikarza. – Bo są identyczne – tłumaczy. – Oba mają pomagać ludziom odnaleźć się w świecie, poczuć się bezpiecznie. Na szczęście dla czytelników wybrał dziennikarstwo. Jak wielu ma wielbicieli, świadczą nie tylko liczne przekłady jego książek, spektakle i filmy kręcone na podstawie najsłynniejszego „Gottlandu”, ale i tłumy na spotkaniach autorskich. W piatkowy wieczór w sali cysterskiej Miejskiej Biblioteki Publicznej w Świdnicy zabrakło wolnych miejsc. Czytelnicy nie zawahali się zajmować nawet stopni schodów.
Mariusz Szczygieł, uczeń Hanny Krall, wymieniany w gronie najlepszych polskich reportażystów, związany jest od lat z Gazetą Wyborczą. Pochodzi ze Złotoryi, gdzie jego rodzice, liczne ciotki i wujowie pracowali w hotelu „Pod Basztą”. – I nigdy do Złotoryi nie pojadę – oświadczył niespodziewanie na początku spotkania. Puenta miała nadejść dopiero po prawie dwóch godzinach. Mariusz Szczygieł, ratowany przez uczestniczkę spotkania od utraty głosu leczniczym cukierkiem, nim dobrnął do odpowiedzi, opowiadał o swoich pierwszych doświadczeniach z pisaniem, o sympatii dla Czechów i kulisach wielu reportaży.
– Mnóstwo czasu spędziłem w hotelu „Pod Basztą” i to tam nauczyłem się słuchać – wspominał. Pociągały go były opowieści o gościach i wydarzeniach w hotelu, którymi wymieniały się panny pokojowe. -Świat wydał mi się fascynujący i dziwny. Myślę, że dzięki tamtym doświadczeniom największe sukcesy odnoszę w słuchaniu – przyznał z uśmiechem. Dziś podkreśla, że właśnie to słuchanie, bez oceniania, bez przypinania łatki, sprawia, że ludzie chętnie się przed nim otwierają. Ten dar to jednak nie wszystko, co składa się na warsztat dobrego dziennikarza.
– Po pierwsze trzeba umieć ładnie pisać – mówił Mariusz Szczygieł, wspominając wizytę wnuczka Hanny Krall w redakcji Gazety Wyborczej. Gdy malec zapytał, co babcia robi, odparła – „Pilnuję, żeby Mariusz ładnie pisał”. A że pisał ładnie, wiedział już jako dziecko. – Pisałem wypracowania za pieniądze – wyznał słuchaczom ze śmiechem. Dzięki lekkiemu pióru budował swoją pozycję wśród rówieśników, a talent dostrzegła nauczycielka, Danuta Balska, która zadawała mu trzy razy więcej wypracowań niż innym uczniom. – Reporterem jest jeden dziennikarz na stu – tłumaczył, dopytywany o warsztat. – Musi umieć docierać do ludzi, dostrzegać to, czego inni nie widzą i zadawać pytania. To różni reporterów od publicystów. Reporter to ten, który chce się dowiedzieć, publicysta ten, który już wszystko wie.
Szczególny nacisk kładzie na znajdowanie klucza do ludzi. Tak było z wywiadem, którego udzieliła mu Danuta Wałęsa. W 1990, roku wyborów prezydenckich, Lech Wałęsa odciął się od Gazety Wyborczej. Dziennikarzy pisma dotknęło embargo na wszelkie informacje. Szczygieł dostał wówczas zadanie, by zrobić „domowy wywiad” z żoną przyszłego prezydenta. Wejście do domu Wałęsów wydawało się absolutnie niemożliwe. Od Danuty Wałęsy usłyszał najpierw kategoryczne „nie”. – Wtedy westchnąłem, że całą noc się modliłem o jej zgodę – opowiadał w Świdnicy. Usłyszał, że „wierzącemu nie mogę odmówić” i wywiad udało się przeprowadzić w wielkiej tajemnicy przed Lechem Wałęsą. Takich historii Mariusz Szczygieł przytaczał mnóstwo, jednak uczestników spotkania najbardziej interesowała jego twórczość, poświęcona Czechom. Jak wielka jest to sympatia, świadczyły drobne problemy językowe. Mariusz Szczygieł wielokrotnie łatwiej znajdował określenia po czesku niż po polsku. – Podziwiam ich za stoicki spokój, dystans do świata i siebie samych, a przede wszystkim umiejętność celebrowania życia – wyjaśniał autor „Gottlandu”. – Szanuję ich także za to, że umieją budować szczęście bez Boga. Przecież aż 80% Czechów deklaruje się jako niewierzący, a mimo to potrafią żyją w harmonii i z zasadami. Ich szczególny stosunek do religii opisałem w zbiorze reportaży „Zrób sobie raj”.
Wiele uśmiechów wywołały u słuchaczy opisy rozmów, w których Czesi oceniali Polaków. – Oni mówią o nas, że jesteśmy histerycznym narodem – przytaczał gość wieczoru. – I wiedzą, dlaczego! Bo Polska wciąż nie jest pewna, czy jest już tak wielka jak Francja, Niemcy czy Wielka Brytania. A Czesi są pogodzeni ze swoim miejscem na mapie Europy i mogą żyć spokojnie.
W samych Czechach Mariusz Szczygieł jest niezwykle popularnym autorem. – Napisałem o tym, co oni o sobie doskonale wiedzą, ale to jest spojrzenie z zewnątrz, dla Czechów bardzo interesujące – tłumaczył. Zapowiedział jednak, że więcej o Czechach już nie napisze.
Dwugodzinne spotkanie uczestnikom sprawiło ogromną przyjemność. Mariusz Szczygieł okazał się gawędziarzem i świetnym rozmówcą. Na zakończenie świdniczanie ustawili się w długiej kolejce po autograf.
A dlaczego Mariusz Szczygieł nigdy nie pojedzie do Złotoryi? Powód to liczna rodzina. – Musiałbym odwiedzić 14 mieszkań! To ponad moje siły – przyznał się, puentując wieczór autorski w Świdnicy.
asz
***
Mariusz Szczygieł, urodzony 5 września 1966 roku w Złotoryi, zaczynał przygodę z dziennikarstwem jako 16-latek, pisząc dla tygodnika „Na przełaj”. Przez 6 lat był reporterem Gazety Wyborczej, a do 2012 roku zastępcą szefa dodatku „Duży Format” do GW. W latach 1995-2001 prowadził talk-show „Na każdy temat” w Telewizji Polsat. Jest wykładowcą akademickim i laureatem wielu nagród. Napisał m.in. „Gottland”, Zrób sobie raj”, „Niedziela, która zdarzyła się w środę”, „Kaprysik” i „Laska nebeska”.