Zaskakujące zeznania menadżerki pensjonatu Ślężański Młyn. Edyta P. wzięła na siebie odpowiedzialność za umieszczenie gości w budynku, który nie miał pozwolenia na użytkowanie. W tym miejscu doszło do tragicznego wypadku. Z piętra spadło małżeństwo, mężczyzna zginął.
W Sądzie Rejonowym w Świdnicy trwa proces Marii P., właścicielki pensjonatu w Szczepanowie. Prokuratura oskarża ją o narażenie ludzi na utratę życia i ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz o nieumyślne spowodowanie śmierci i ciężkich uszkodzeń ciała. Do wypadku doszło w nocy 21 września ubiegłego roku podczas zlotu miłośników cabrioletów. Małżonkowie Rafał i Beata M., pochodzący z okolic Szczecina, wypadli z okna na I piętrze budynku. Jak motywował zarzuty prokurator, okno było zabezpieczone prowizorycznie bez uwzględnienia polskich norm budowlanych, a miejsce, w którym znajdowali się turyści, nie miało pozwolenia na użytkowanie.
Do wypadku doszło 21 września 2012 roku ok. 1.30. Rafał M. stał w oknie, zabezpieczonym dwoma deskami, Beata M. podeszła, by zrobić mu wymówkę, bo palił kolejnego papierosa. Nie zdążyła. 42-latek spadł z wysokości I piętra na granitową kostkę, ona spadła tuż za nim, pociągnięta przez barierkę. Mężczyzna doznał bardzo poważnych obrażeń głowy i lekarze nie zdołali go uratować. Zmarł w szpitalu. Kobieta do dziś odczuwa skutki upadku. Miała złamaną miednicę i kość łonową, a także zwichniętą rękę.
Podczas pierwszej rozprawy w kwietniu 2013 roku Maria P. stwierdziła, że doszło do nieszczęśliwego wypadku i nikogo z personelu nie obarczała winą. Dzisiaj zaskakujące zeznania złożyła Edyta P., odpowiedzialna w pensjonacie za marketing i przyjmowanie zleceń. Przyznała, że umieściła gości w budynku stajni z zaadaptowanym na mieszkania poddaszem sama, nie konsultując tego z właścicielką. Po wielu pytaniach reprezentantki oskarżyciela posiłkowego przyznała również, że Maria P. nigdy wcześniej nie zezwoliła na wynajmowanie tych pokoi gościom. Edyta P. dodała, że w feralnych dniach w ogóle nie rozmawiała z właścicielką ani ta nie była obecna w pensjonacie. Tłumaczyła jednak, że nie wiedziała, iż poddasze nie ma pozwolenia na użytkowanie, a sytuacja była awaryjna, bo zabrakło miejsc w głównym obiekcie. Właścicielka wobec podwładnej nie wyciągnęła konsekwencji służbowych poza pouczeniem.
Zeznania złożył także projektant stajni i wieloletni kierownik budowy. Stanisław S. pracował dla właścicieli pensjonatu do 2010 roku. Stwierdził, że obiekt zostawił z właściwymi zabezpieczeniami, ale była to nadal budowa. Zapewniał, że okno, z którego wypadło małżeństwo, było właściwie, w zgodzie z normami budowlanymi zabezpieczone. – To nie jest wyjście na balkon, ale tzw. portefentere. Można przez nie wyglądać, jeśli jest w całości otwarte. Z mojej analizy wynika, że mężczyzna „wcisnął się” między zamkniętą część okna a barierkę, wywołując efekt dźwigni. Przy zwykłym opieraniu się ta konstrukcja wytrzymałaby napór do 200 kg – tłumaczył. Dodał także, że poddasze jedynie po uzupełnieniu barierki w oknie w czerwcu tego roku bez problemu uzyskało pozwolenie na użytkowanie. Sąd zadecydował, że konieczna będzie wizja lokalna na miejscu zdarzenia. Została zaplanowana na koniec września.
Beata M. zażądała od Marii P. 700 tysięcy złotych odszkodowania za doznane cierpienie i ból z powodu jej obrażeń, a także z powodu śmierci męża. Dodatkowe 10 tysięcy złotych chce otrzymać na pokrycie kosztów rehabilitacji.
asz