Te bułeczki absolutnie mnie zachwyciły. Od kilku lat piekę je systematycznie w weekendy lub przed zaplanowanymi wycieczkami. Na czym polega ich fenomen? Poza ich bardzo profesjonalnym wyglądem, który robi wrażenie na częstujących się, fenomenalny jest sposób ich przygotowania.
Przebiega ono dwuetapowo. Jednak sceptyków pragnę uspokoić. Nie napracujecie się przy nich. Pierwszy etap bowiem przygotowujemy wieczorem, a drugi rano. Gdy my sobie spokojnie śpimy bułeczki rosną. Dodatkową ciekawostką jest to, że w odróżnieniu od tradycyjnych bułek nie potrzebują ciepła. Do szczęścia jest im potrzebny jedynie spokój, naoliwiona miska, folia spożywcza i… chłodna atmosfera lodówki. Tak tak, nie żartuję.
Na sielankowe weekendowe śniadanko podajemy własnoręcznie upieczone, mięciutkie bułeczki, które z domowej roboty dżemem są jak dla mnie kwintesencją śniadania. Do tego kawa, kakao lub sok i jesteśmy w niebie.
Przyznam się, że długo nie byłam przekonana do drożdżowych wypieków, bojąc się, że nie wyjdą, że są za trudne itp. Wystarczył jednak jeden raz gdy podjęłam wyzwanie i upiekłam pierwszy udany drożdżowy chleb. Tak mnie to wciągnęło, że teraz uwielbiam piec drożdżowe smakowitości i robię to systematycznie.
Składniki na około 12 sporych bułeczek:
3 szklanki mąki pszennej typ 650 (szklanka – 250 ml)
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżka cukru
40 g drożdży
½ szklanki wody
½ szklanki mleka
1 łyżeczka soli
1/3 szklanki oleju
Dodatkowo:
do posmarowania: 1 jajko i mleko
do posypania: sezam, mak lub siemię
Wieczorem
Mąkę (pszenną i ziemniaczaną) przesiewam do miski. W małej filiżance rozkruszam drożdże i zasypuję je cukrem. Czekam chwilkę, aż się rozpuszczą (najlepiej im pomóc rozgniatając je na papkę łyżeczką). Do mąki dodaję łyżeczkę soli, mleko, wodę, olej i rozpuszczone drożdże. Wszystko mieszam łyżką, Tak by wszystkie składniki się połączyły. Następnie ciasto przekładam na blat posypany mąką i zagniatam je przez około 5 minut (jeśli się klei do rąk, podsypuję mąką). Przykrywam miską i zostawiam by odpoczęło na 5 minut. Gdy ciasto odpocznie, powracam do akcji i jeszcze raz je wyrabiam przez około 3 minuty. Wyrobione ciasto wkładam do lekko naoliwionej miski, przykrywam folią spożywczą i wstawiam do lodówki na całą noc by wyrosło. A ja? A ja udaję się spokojnie na spoczynek.
Rano, po wstaniu, oceniam efekty pracy „trzeciej zmiany” – znaczy mojego ciasta. Zazwyczaj moim oczom ukazuje się ciasto mocno wyrośnięte. Wykładam je na blat i dzielę na około 12 części. Z powstałych kawałków ciasta formuję nie zbyt cienkie wałeczki. Z każdego wałeczka po kolei zawiązuję klasyczny podstawowy węzeł- jednak nie zaciągam go na maxa- pozostawiam w środku trochę luzu (mały otwór). Następnie końcówkę wałeczka, która znajduje się na górze pętelki wkładamy od spodu do powstałej dziurki, a końcówkę wałeczka, która znajduje się pod pętelką wkładamy od góry do pętelki. W ten sposób powstanie pięciopłatkowy kwiatek. Taka mini plecionka. Układam je na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce. Przykrywam ściereczką i zostawiam do wyrośnięcia na około 20 minut. W tym momencie włączam piekarnik i nagrzewam go do 220ºC . Przed włożeniem do piekarnika wyrośnięte bułeczki smaruję roztrzepanym jajkiem z odrobiną mleka i posypuję sezamem, makiem lub siemieniem lnianym.
Piekę je około 20 – 25 minut. Ale jak to zwykle bywa trzeba bułeczki obserwować by się nie spiekły. Studzę chwilę na kratce i podaję domownikom.
Penelopa Rybarkiewicz-Szmajduch – projektant wnętrz, architekt, właścicielka i szefowa studia architektury wnętrz ARCHIDEKOR, niewielkiej pracowni projektowej mieszczącej się na poddaszu jednej z kamienic świdnickiego starego miasta. Pracownię prowadzi wspólnie z mężem – również architektem. Mama dwóch cudownych córeczek. W kuchni – czarodziejka. O jej wyjątkowym talencie przekonali się znakomici goście bankietów, urządzanych przy okazji Festiwalu Bachowskiego.