Mówią, że wszystko, co dobre, dobrze się kończy. VI Festiwal Reżyserii Filmowej zamknął Zbygniew Zamachowski z pieśnią (nie: piosenką) o kozie, jabłoni i innych składowych wiejskiego przybytku, więc ocena festiwalu nie jest oczywista w tym przypadku. Tematyka i sposób jej wykonania nie determinuje oczywiście poziomu artystycznego, który był na najwyższym poziomie, jednak zapraszam, by wraz ze mną przyjrzeć się tegorocznemu Festiwalowi Reżyserii Filmowej.
Poszukiwacze nowości nie znaleźli raczej w nim ukontentowania. Jak co roku funduje nam się raczej spojrzenie i refleksję nad przeszłością, co nie jest nudne samo w sobie – przez to pewne filmy zostaną odkryte przez młodszych widzów, inne zyskają nową jakość dzięki wielkiemu ekranowi i profesjonalnemu nagłośnieniu. Pojawiły się zarówno „ever-greeny” takie jak „Absolwent” czy „Psychoza”, do których cudownie wraca się po latach, ale także filmy nie tak znane – i tutaj FRF był zachętą i motorem, by je poznać. Festiwal Reżyserii Filmowej w Świdnicy nie jest tak prestiżowy, by pokazywać w jego trakcie premiery, ale udoskonalenie programu o kilka propozycji nowszych, na pewno odbiłoby się na frekwencji. A w trakcie gali zamknięcia Stanisław Dzierniejko, dyrektor festiwalu, zapowiedział, że w 2014 roku ma zamiar podbić rekord tegoroczny – organizatorzy chcą zgromadzić publiczność większą niż 18 000 tysięcy osób.
Tak naprawdę nie da się określić dokładnej liczby miłośników X Muzy, którzy zapewnili FRF w tym roku rację bytu. Oczywiście, rozdano konkretną liczbę wejściówek – w pierwszym dniu kolejki były tak długie, że wytrwali widzowie czekali w nich około czterech godzin (czym szczycili się organizatorzy). Wyobrażam sobie ich rozgoryczenie, kiedy okazało się, że… przy zdecydowanej większości filmów nie sprawdzano kart wstępu. W takim przypadku dywagacje na temat frekwencji są trochę nie na miejscu, jednak muszę jasno stwierdzić – była zdecydowanie wyższa, niż zeszłoroczna.
Festiwal przeniósł się do Cinema3D na dobre. Przeciwnicy tego konceptu zarzucają komercjalizację tego artystycznego wydarzenia, brak bliskości z artystami, surową atmosferę. Dzięki tej lokalizacji – czterem salom – organizatorzy mogą zaproponować nam przecież cztery razy więcej filmów. Kino Gdynia jest obiektem absolutnie niepowtarzalnym, dlatego żywię cichą nadzieję, że wszystko potoczy się tak, by FRF wrócił pod jego wyremontowany dach. Zapewniłoby to cudowny klimat, który wpłynie dodatnio na całość – a podobno właśnie to jest jednym z najmocniejszych stron wydarzenia!
Marcin Krzyształowicz, reżyser nagrodzonego Złotym Dzikiem filmu „Oblawa” stwierdził, że Świdnica będzie miała duży wkład w jego najnowsze plany filmowe. Wszystko jest podobno ustalone z producentką, więc miejmy nadzieję, że nie są to czcze obietnice! Niech to będzie podsumowaniem VI FRF. I miejmy nadzieję, że w przyszłym roku ponownie odnotujemy tendencje zwyżkowe: w stosunku do jakości całej imprezy, filmów konkursowych i pozostałych produkcji.
Adrianna Woźniak