Były policjant z Wałbrzycha został skazany na 5 lat więzienia za fałszowanie pieniędzy. Sąd okręgowy w Świdnicy ukarał także 4 inne osoby, w tym dwoje mieszkańców Świebodzic, za wprowadzanie podrobionych 100-złotówek do obiegu. Wyrok nie jest prawomocny.
Antoni M. do więzienia został odprowadzony wprost z sali rozpraw. Krzysztof B., skazany na 3 lata więzienia, nie stawił się na rozprawie. Patryk B., Robert Ch. i Edyta B. usłyszeli wyroki 2 lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 5 lat. Wszyscy muszą pokryć koszty procesu i zwrócić państwu korzyści, jakie osiągnęli z nielegalnego procederu.
Proceder ruszył jesienią 2011 ubiegłego roku i trwał do lutego 2012. Jak zeznawał główny oskarżony, Antoni M., właśnie wtedy zatrudnił do remontu w swoim domu 20-letniego Krzysztofa B. Wkrótce zaczął podejrzewać go o kradzież 300 złotych. Żeby rozwiać wątpliwości, na domowej drukarce wyprodukował fałszywe 100 złotych. – Na zwykłym papierze, przycinałem potem nożykiem od linijki – mówił przed sądem. Pieniądze położył w widocznym miejscu i złodziej jeszcze tego samego dnia wpadł. Krzysztof B. nie próbował się migać, stwierdził, że pieniądze odda albo odpracuje. Wkrótce miał prosić Antoniego M. o kolejne fałszywki. – Nie brałem za to pieniędzy – zapewniał główny oskarżony. – Krzysztof mówił mi, że chce oszukać kumpli, którzy go wcześniej oszukali. Potem, że mają w środowisku niezłą zabawę z tymi podróbkami. Nie wiedziałem, że wprowadzają te stuzłotówki do obrotu.
Fałszywki były przekazywane innym osobom. Wśród nich byli Patryk B. i Edyta B. ze Świebodzic oraz Robert Ch. z Wałbrzycha. Kobieta kilka razy zapłaciła podrobionymi banknotami w sklepach monopolowych. Pozostali płacili nimi w sklepach spożywczych, cukierniach, piekarniach, kioskach. – Kilka razy sprzedawcy rozpoznali, że to nie są prawdziwe pieniądze. Z reguły po prostu je darli – opowiadał Krzysztof B. Dopiero 17 lutego tego roku sprawę na policję zgłosiła jedna ze sprzedawczyń i cała grupa wpadła.
Antonim M. wyprodukował 120 fałszywych stuzłotówek, zarobił na tym około 1000 złotych. Jakie zyski mieli pozostali, trudno policzyć. Jak twierdzi Krzysztof B., nie dorobił się specjalnie, bo wszystko wydał na papierosy, słodycze i doładowanie karty telefonicznej.
asz