Najróżniejsze organizacje i instytucje świętują jubileusze, ale po raz pierwszy w historii Świdnicy taką uroczystość zorganizowali mieszkańcy jednego budynku. Przy grillu i ciastach 7 lipca spotkali się obecni i dawni lokatorzy bloku przy ulicy Garbarskiej 6-8-10. Okazją do świętowania była 50. rocznica budowy i… sukcesy, jakie wspólnota ma na swoim koncie.
W 1962 do klasycznego, PRL-owskiego budynku wprowadzili się pracownicy świetnie wówczas prosperującego ŚFUP-u. – Zamieszkały tu, jak to się wtedy określało, rozwojowe rodziny z dziećmi – śmieje się do wspomnień Leon Baliński, inicjator powołania wspólnoty mieszkaniowej i od 16 lat jej prezes. – Było gwarno, bo liczba lokatorów sięgała 150 osób. Dziś jest nas 75 i tylko czworo dzieci. Szkoda, że najmłodszych mamy tak mało, bo nareszcie warunki dla maluchów są wspaniałe.
50 lat temu blok przy Garbarskiej niczym się nie wyróżniał – surowe ściany, rozdeptane podwórze, które stało się ulubionym miejscem spotkań dla amatorów taniego wina. Wszystko zaczęło się zmieniać w połowie lat 90-tych XX wieku. – Wówczas pojawiła się szansa na samodzielne zarządzanie budynkiem – wspomina prezes Baliński. – Jako pierwsi w Świdnicy zdecydowaliśmy się założyć wspólnotę mieszkaniową i nadrobić zaległości z wielu lat. Przede wszystkim trzeba było zadbać o kotłownię. Wymieniliśmy stary, bardzo energochłonny piec na nowoczesny, gazowy. Kolejnym krokiem był remont dachu i nowa elewacja. O, wcale nie było tak różowo. Do dziś pamiętam gorące dyskusje dotyczące choćby obudowy komina! Oponenci po zakończeniu prac z reguły przyznawali rację, ale nie łatwo było wszystkich przekonać. Z czasem okazało się, że te inwestycje procentują. W tej chwili opłaty za ogrzewanie są naprawdę nieduże.
Z czasem udało się odremontować klatki schodowe, wymienić drzwi i wreszcie przyszła pora na dzisiejszą chlubę mieszkańców – wspaniały, liczący 1800 m2 ogród. – Działka od początku należała do budynku, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, jako wspólnota wykupiliśmy ją na własność – wyjaśnia Leon Baliński. Najpierw zamontowali bramy, potem zaczęli urządzanie. Zasiali trawę, posadzili drzewa i krzewy, wytyczyli alejki. Chlubą są fontanna i brodziki, a także plac zabaw dla dzieci, gdzie obok huśtawek i zjeżdżalni znalazło się miejsce nawet dla efektownych hamaków. Wreszcie w ogrodzie stanęła drewniana wiata, pod którą w ciepłe miesiące urządza się spotkania rodzinne. Zimą też nie ma mowy o nudzie – w dawnej suszarni została urządzona siłownia.
– W naszej wspólnocie obowiązuje kilka zasad – współpraca, podział obowiązków, demokracja, porządek i żadnych kredytów! – śmieje się pan Leon. Dzięki rozsądnemu gospodarowaniu udało się mimo tak wielu inwestycji zebrać spore oszczędności. – Oczywiście były zawirowania, ale większość lokatorów płaci sumiennie i wywiązuje się z prac na rzecz naszego ogrodu – dodaje prezes.
Co zyskali? – Prawdziwą enklawę! – zgodnie mówią mieszkańcy. – To jest nasz wspólny dom, a nie po prostu blok!
asz